Artykuły

Dożywocie za głupotę

"Stopklatka" Maliny Prześlugi w reż. Łukasza Chrzuszcza na Scenie Wspólnej - Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Pisze Łukasz Rudziński, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Wyobraźcie sobie, że nie możecie chodzić ani mówić. Że zamiast jakiegokolwiek słowa, z waszych ust wydobywa się nieartykułowany dźwięk, który wywołuje u ludzi lęk, maskowany krępującym, nerwowym uśmiechem. Że zamiast iść do szkoły, do pracy, na randkę czy pograć w piłkę, cały czas spędzacie w mieszkaniu, niemal nie opuszczając swojego pokoju. Towarzyszą wam filmy, brudne i czyste pieluchy, zmieniane przez rodziców, oraz świadomość, że sami jesteście winni temu, jak wygląda wasze życie. I że ono już się nie zmieni. Poza tym, więzienie sparaliżowanego ciała nie musi oznaczać, że tracimy świadomość oraz chęć zaspokojenia naturalnych potrzeb człowieka, jak kochanie, bliskość, seks. A ścian, które nas odgradzają od świata, jest znacznie więcej niż ta, między mieszkaniem a światem zewnętrznym, podziwianym już tylko przez telewizor.

Na Scenie Wspólnej poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka niepozorny aktor Łukasz Chrzuszcz pojawia się niczym gwiazda rocka, rozdaje na lewo i prawo uśmiechy i uściski dłoni. Szybko stara się wytłumaczyć ze swojej obecności, nawiązać nić porozumienia z widzami: "Teatr jest słaby. Kilka lat temu próbowałem coś napisać do teatru i wychodziła kicha straszna. Tak się mówi? Kicha? Żal? Jak się teraz mówi inaczej, możecie mnie poprawić, żeby nie było wtopy. Wtopy, wiochy, azerbejdżanu". Robi się jakoś tak młodzieżowo, zabawnie, cool. Aktor mówi o filmach, o czasach szkolnych, o obciachowej dziewczynie z obozu żeglarskiego. Inscenizuje podryw w dwóch alternatywnych wersjach: farsowo-groteskowej "na cwaniaka" i przerażająco-żałosnej, takiej, w jakiej wyglądałby on, gdyby do dziewczyny zagadał jego bohater - śliniący się i krztuszący jedzeniem, sparaliżowany, nie potrafiący wypowiedzieć składnie jednego słowa i niekontrolujący swoich potrzeb fizjologicznych. Kilkunastoletni chłopak, który zdecydował się na skok na główkę w płytkiej wodzie. Wraz z nim podpisał na siebie wyrok. Dożywocie, za głupotę.

Czemu on nas tu zaprosił? Czemu pokazuje nam los chłopaka, którego prawie nikt nie zna i nie pozna? - takie pytanie zadaje sobie pewnie podczas tego godzinnego przedstawienia najczęściej nastoletni widz przedstawienia, do którego adresowany jest spektakl Centrum Sztuki Dziecka na podstawie sztuki Maliny Prześlugi. Sam też je sobie zadałem. Pierwsza odpowiedź wcale nie wydaje się najwłaściwsza. Działania Łukasza Chrzuszcza (reżysera i aktora spektaklu) i "wyciągniętej" przez niego z widowni Anny Langner, która odgrywa dziewczynę chłopaka, jego matkę i psycholożkę, wcale nie brzmią "ku przestrodze". A na pewno nie zamykają się w takiej interpretacji.

"Stopklatka" zbudowana jest właściwie tylko z gry aktorów i jednego rekwizytu. Oglądamy niemal pustą scenę, z punktowo oświetlonym drewnianym krzesłem, służącym czasem za wózek inwalidzki, łóżko, podest czy stolik. Łukasz Chrzuszcz krąży wokół niego, zagaduje widzów, przymila się, stara pozyskać ich sympatię. Nie robi tego dla efektu. Oswaja ich ze swoim bohaterem - kilkunastoletnim Chłopakiem, który ze zrozumiałych względów nie może przyjść do teatru i opowiedzieć swojej historii. "Dostrzegacie mnie. Jestem. Jestem! Komu za chwilę będziecie bić brawo? Oklaskujcie aktora. Patrzcie na aktora. Mnie nie ma, ja leżę w swoim pokoju i nigdy się nie spotkamy" - mówi. Chrzuszcz-aktor pełni tu rolę rzecznika i tłumacza, posługującego się obrazowym, żywym językiem dramatu Maliny Prześlugi i objaśniającego świat widziany z perspektywy dramatu osób uwięzionych we własnym ciele.

Dwie sceny "Stopklatki" szczególnie zapadają w pamięć. Gdy po wypadku do sparaliżowanego Chłopaka przychodzi Majka, jego dziewczyna sprzed wypadku, i opowiada mu o tym, co się działo w szkole. Jednak pod z pozoru zwyczajną paplaniną kryje się w jej zachowaniu lęk i wstręt do sparaliżowanego ciała Chłopaka oraz wyrzuty sumienia, które zmuszają Majkę do odwiedzania go pomimo tego, że brzydzi się i nie chce widzieć kaleki, który jeszcze niedawno był jej chłopakiem. Chrzuszcz w roli bezlitosnego komentatora w krótkich słowach kreśli tę historię ze spodziewanym zakończeniem bez happy endu.

Dużo większe wrażenie robi długa, niezwykle sugestywna chwila, gdy aktor roztrzaskuje krzesło na kawałki. W pełnym buntu, emocjonalnym wybuchu niszczy to, co ogranicza i wytycza statyczny, boleśnie powtarzalny rytm życia przykutego do wózka inwalidzkiego chłopca. Jest w tym geście rozpacz, złość, agresja, coś szczególnie przejmującego i prawdziwego, gdy pomyślimy o tym, że prawdziwy Chłopak (nie nazwany w tekście żadnym konkretnym imieniem) nigdy takiego gestu nie mógłby wykonać.

W "Stopklatce" widzimy zarówno niemoc osoby niepełnosprawnej, zatrzymaną dla widzów na scenie niczym filmowe ujęcie (stop-klatka właśnie), jak i metaforycznę klatkę, w której znajduje się bohater. Jest on bezimienny, nieznany, nieobecny i bezbronny. Mieszka pewnie gdzieś w okolicy, kto wie, może za ścianą naszego mieszkania. Palący dyskomfort świadomości, że ten dramat rozgrywa się gdzieś obok, choć poza naszym wzrokiem, nie pozwala o nim zapomnieć. Dlatego Łukaszowi Chrzuszczowi udało się to, na czym najbardziej zależy jego bohaterowi - opowiedzieć o dramacie ludzi niepełnosprawnych tak, by ten głos coś znaczył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji