Artykuły

Żywioł i trochę irytacji

"Dziady - Cytadela" w reż. Szczepana Szczykno Studia Teatralnego im. Ireny Solskiej w Forcie Sokolnickiego w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Widowisko "Dziady - Cytadela" rozegrane w Forcie Sokolnickiego na warszawskim Żoliborzu to raczej artystyczny eksperyment niż wierne duchowi autora przeniesienie dzieła Adama Mickiewicza

Reżyser Szczepan Szczykno zabawił się w Guślarza. I to mu wyszło najlepiej: przemawiał, oprowadzał i usadawiał widzów. Był niezastąpiony, gdyż układ miejsc i scen nie był łatwy do rozszyfrowania nawet dla posiadaczy programu z planem.

Początek, zagrany w plenerze, był dostępny dla wszystkich, na ciąg dalszy obowiązywały zaproszenia. W ostatniej chwili inscenizatora ruszyło sumienie i pozwolił wpuścić wszystkich.

Była to odważna decyzja. Nikt na niej nie wyszedł dobrze, gdyż stłoczenie ludzi w małych celach fortu uniemożliwiało właściwy odbiór przedstawienia. Stojący zasłaniali siedzącym, a aktorzy musieli przeciskać się przez tłum.

Widoczność była zresztą ograniczona z założenia. Niektóre sceny - szczególnie obrzędowe - rozegrano symultaniczne. Widz miał prawo wybrać tę, która mu odpowiada - czysto teoretycznie, bo tłok skutecznie to uniemożliwiał. Części akcji można było jedynie się domyślać, bo też czasami trudno było dosłyszeć aktorów.

Gustawa-Konrada-Widmo zagrał Marek Żerański. Coraz częściej reżyserzy obsadzają w tej roli młodych aktorów, którzy brak większego doświadczenia nadrabiają młodzieńczą spontanicznością. W tym przypadku ryzyko się opłaciło, choć nadal mam obiekcje do części IV. Wydaje mi się, że Żerański lepiej by w niej wypadł, gdyby reżyser nie przeniósł jej na koniec spektaklu. Ten zabieg burzy logikę całości. Rozpacz Gustawa jakoporzuconego kochanka nie robi wrażenia po ukazaniu tragicznych losów Konrada, samotnego bojownika wadzącego się z Bogiem o rząd dusz, i w części IV aktor nie był równie przekonujący, jak w ściszonej, niemal intymnej rozmowie z Najwyższym w Wielkiej Improwizacji.

Brakowało też większego zgrania między Markiem Żerańskim a Henrykiem Boukołowskim jako Księdzem. On zresztą ze swą warsztatową perfekcją w operowaniu słowem wydawał się nie pasować do całości, którą rządził żywioł daleko posuniętej twórczej swobody.

Kolejny żal do reżysera mam za usunięcie najbardziej dramatycznych dialogów w rozgrywce między siłami zła - reprezentowanymi przez senatora Nowosilcowa (Krzysztof Stelmaszyk), a potęgą dobra - uosobioną przez głoszącego prawdy boże Księdza Piotra (Jerzy Łazewski). Z dynamicznych scen pozostały mu jedynie egzorcyzmy Konrada. Niepotrzebne jest też wplecenie w narrację słynnej w stanie wojennym pieśni "Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana... ". Mickiewicz broni się sam. Nie uwspółcześniajmy go na silę.

Ale nie czuję się zawiedziony. Nikt nie odbierze mi widoku kraczących wron, przecinających ciemne niebo nad fortem, na którego dziedzińcu Nowosilcow tarzał się po śniegu, skwapliwie okrywany kołderką przez Sekretarza (Sławomir Holland). Zapamiętam wspaniałą Dorotę Landowską jako Panią Rollison. Jej głos zdawał się przewiercać nie tylko dusze zgromadzonych, ale i potężne mury fortecy. Aż dziw bierze, że nikt przed Szczykną nie odkrył w tej aktorce tragiczki.

"Dziady - Cytadela", ciekawe, ale i irytujące, do tradycji odczytań scenicznych dzieła nie wnoszą nic nowego. To po niezastąpionej wersji Swinarskiego nie powinno nikogo dziwić. Jednak warto, by znalazły się pieniądze na wznowienie tej inscenizacji.

"Dziady - Cytadela" według "Dziadów" Adama Mickiewicza, reżyseria Szczepan Szczykno, scenografia Agnieszka Zawadowska, kostiumy Monika Sudół, światło Jacqueline Sobiszewski, muzyka Janek Komar, Studio Teatralne im. Ireny Solskiej, premiera Fort Sokolnickiego, Warszawa, 30 grudnia 2005.

***

Biblia polskiego dramatu

Od premiery "Dziadów" Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie w 1973 r. dramat Adama Mickiewicza wystawiono prawie 50 razy. Jednak żaden ze spektakli nie wywołał tak wielkiego poruszenia i dyskusji jak inscenizacja Swinarskiego. A przecież "Dziady" są Biblią polskiego teatru, wykreowały jedną z najważniejszych dla nas postaci Konrada. Natchnęły Słowackiego, Krasińskiego, Wyspiańskiego, a także wybitnych inscenizatorów Leona Schillera, Jerzego Grotowskiego i Kazimierza Dejmka. Także i dziś mogą być kanwą wielkiego widowiska, trzeba tylko umieć je odczytać. j. c.

Na zdjęciu: scena z próby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji