Artykuły

Z poszanowaniem

6 lutego 1945 r. Andrzej Łapicki zade­biutował jako aktor na scenie Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie rolą kosyniera w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Rów­no pół wieku później aktor uczcił swój ju­bileusz rolą Radosta w premierze wyreży­serowanych przez siebie "Ślubów panień­skich" Aleksandra Fredry na małej scenie Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hubnera w Warszawie. Mimo uroczystego charakteru wieczoru, premiera ta zasadni­czo odbiegała od jubileuszowych "trady­cji". A to dlatego, że widzowie gorącymi brawami nagrodzili przede wszystkim re­żysera Łapickiego - za spektakl poprowa­dzony z mistrzowską biegłością oraz aktora Łapickiego - za subtelnie cieniowany kunszt komiczny, a dopiero w następnej kolejności profesora, rektora, prezesa Ła­pickiego - za tzw. całokształt, innymi sło­wy: premiera spektaklu okazała się nie tyle pretekstem dla jubileuszu artysty, ile raczej potwierdzeniem jego znakomitej formy i wysokich twórczych możliwości.

Andrzej Łapicki wielokrotnie wypowia­dał się o potrzebie poszanowania tradycji, o niezbędnej obecności na naszych scenach rodzimej klasyki, prezentującej niewyczer­pane bogactwo języka polskiego, w tym m.in. komedii Fredry. Jak było z realizacją

tych postulatów - wiemy. Powstawały niedbale ilustracyjno-lekturowe spektakle na "szkolne zamówienie", zmora wycho­wawczyń i młodzieży zapędzanej do tea­trów. A mistrzowski język komedii Fredry wymaga oczywiście mistrzowskiej ręki.

Łapicki-reżyser poświęcił dużo czasu na próby czytane z młodymi aktorami Teatru Powszechnego, swoimi byłymi studentami. Rezultaty są widoczne: wiersz Fredry płynie z ich ust tak zrozumiale i potoczyście, jak tylko można by sobie życzyć przy innych tekstach, nie wykluczając współczesnych.

Podobała mi się Justyna Sieńczyłło. Jej Aniela harmonijnie łączyła w sobie kru­chą dziewczęcą niewinność ze skłonno­ściami do pierwszych odruchów serca. W scenie pisania listu wzruszała i bawiła jednocześnie. Natomiast Beacie Ścibakównie zabrakło powściągliwości. Zagra­ła Klarę nazbyt świadomą i dojrzałą. Mo­im zdaniem za ostro.

Rafał Królikowski jako Gustaw był odmłodzoną wersją Radosta. Nie miał w sobie nic ze zblazowanego amanta (postra­chu "szkolnych" wystawień "Ślubów"). Podobnie jak stryj łączył nieodparty urok osobisty z lekko zaznaczonym ironicznym dystansem do własnej osoby i wydarzeń, w których przyszło mu brać udział. Piotr

Kozłowski świetnie poradził sobie z rolą Al­bina. Był nie tyle płaczliwy - jak się za­zwyczaj interpretuje tę postać - ile raczej sparaliżowany apodyktycznością Klary.

Do ról młodego pokolenia aktorskie­go trzeba koniecznie dodać doświadcze­nie sceniczne Mirosławy Dubrawskiej w roli Pani Dobrójskiej i, oczywiście, Jubilata-Radosta. Andrzej Łapicki dał prawdzi­wy koncert ciekawie zniuansowanych możliwości mimicznych.

Niektóre sceny spektaklu zyskały no­we znaczenia, dzięki sytuacyjnemu wy­grywaniu dwuznaczności słów (nie wia­domo np., czy słowem: "Jest!" Aniela od­powiada na postawione jej przez Gustawa pytanie, czy też oznajmia odna­lezienie zagubionej igły).

Andrzej Łapicki wystawił "Śluby pa­nieńskie" z pełnym poszanowaniem auto­ra i komediowych tradycji teatru polskie­go. Tylko tyle. Okazało się, że wystarczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji