Opowieść - ballada
Mówi się o kryzysie repertuaru i dramaturgii, ale ilekroć spojrzeć na powszedni dzień ambitnego teatru, widać że nieodmiennie doczekuje się on odsieczy: przychodzi z nią literatura. Wielka, klasyczna i niespodziewanie sceniczna, jak u Hanuszkiewicza, współczesna i także niepodejrzana o sceniczność - jak w przypadku tego poznańskiego teatru, którego ponowne otwarcie stało się ważnym akcentem końca minionego roku.
Zresztą - tropem powieści Tadeusza Nowaka "A jak królem, a jak katem bedziesz" aktorzy i teatr szli od dość dawna. Był monodram, wielokrotnie przedstawiany przez Henryka Borowca, był spektakl Teatru Ludowego w Nowej Hucie. Teatr Nowy w Poznaniu, który wybrał "A jak królem, a jak katem będziesz" na premierę otwarcia - potwierdził niespodziewaną sceniczność tej powieści (adaptacja autora) i dał zarazem przedstawienie niezwykłe, które zapewne będziemy mogli zaliczyć do wydarzeń jubileuszowego sezonu Polski Ludowej.
Zaskoczeniem już jest afisz przedstawienia: reżyseruje Janusz Nyczak, student II roku reżyserii PWST. Ten młody artysta rozumie i czuje poetycką prozę Nowaka organicznie - tak, jakby żył i wychowywał się w żywym centrum mitów, jakby obcował z obrazami tradycji, z archetypicznymi postaciami i rekwizytami kultury wsi. Inspiruje on bardzo celnie scenografa, Wacława Kulę, który projektuje dla spektaklu ramę surową, jak szopa wiejska. Więcej: wprowadza do scenariusza nową postać śmierci, milczącej i towarzyszącej zdarzeniom, i tak samo wyznaczającej biegun życia ludzkiego, jak Narodzenie, które otwiera i zamyka spektakl.
Rozwija się na scenie poetycka opowieść, będąca zarazem jakby balladą i jak gdyby roztrząsaniem sumienia - opowieść o winie i o pocieszeniu, o losie wojennym i deprawującym, który zmusza do życia wbrew naturze, i o drodze do uspokojenia, do nadziei. Rozsnuwa Nyczak tę opowieść wokół kilku rekwizytów - to polskich, jak szabla dziedziczona, to powszechnych - jak jabłko, symbol grzechu, berła królewskiego i owocu natury, aktorzy zaś nadają jej surową naturalność i zarazem naiwną podniosłość, dzięki czemu ów przekład poetyckiej powieści na scenę teatru staje się dodaniem, a nie odejmowaniem wartości.
Przedstawienie fascynuje jak wiersz, jak "Psalm rajski" tegoż autora jest - jeśli są to kategorie krytyczne - trudne i piękne. Przy tym głębokie, ukazuje bowiem fragment naszej genealogii współczesnej, jej swoistą drogę przez mękę. Trudno pisać o aktorach: poznański Teatr Nowy, kierowany przez Izabellę Cywińską dysponuje szczęśliwie zespołem ciekawym i bogatym w talenty. Spektakl Nyczaka potwierdza to wrażenie: są w nim doskonałe role Sławy Kwaśniewskiej, Henryka Abbego i Józefa Onyszkiewicza, Zbigniewa Romana i Michała Grudzińskiego, są udane mniejsze role i epizody, a przede wszystkim są dwie role młodych, które zapowiadają wiele - Piotr Wiesława Komasy i Hela Joanny Orzeszkowskiej.
W serii premier otwarcie Teatru Nowego zaprezentowała Izabella Cywińska także dwie własne inscenizacje: znaną już i recenzowaną "Śmierć Tarełkina" Suchowo-Kobylina z wybitną rolą Janusza Michałowskiego oraz prapremierę przedśmiertnych, niedokończonych przez autora "Gigantów z gór" Luigi Pirandella - ze znakomitą scenografią Kazimierza Wiśniaka i interesującą rolą Haliny Łabonarskiej - Ilzy, w przekładzie Jerzego Adamskiego. Ogromny, mechaniczny walec miażdży grupkę ludzi, bezpłodnie roztrząsających wciąż od nowa kategorie piękna i obowiązki sztuki: katastrofizm to, czy szyderstwo? Można i tak, i tak - jest bowiem ten spektakl zarazem przestrogą nie całkiem serio i kpiną nie całkiem niepoważną z debat oderwanych, toczonych na ukwieconych łączkach, zaś jako dzieło teatralne potwierdza oryginalność i pewną rękę reżysera.
Po dobrym debiucie - czekamy na dalsze premiery poznańskiego Teatru Nowego.