Cmentarze świadomości
Z bardzo ważną premierą wystąpił Teatr Nowy. Izabella Cywińska jest nieodmiennie wierna społecznym funkcjom teatru. Robi konsekwentnie teatr, który jest istotnym partnerem w dyskusji o postawach obywatelskich, o narodowych współczesnych problemach i niepokojach. Teatr, który ma być miejscem dyskusji, refleksji, stawiania pytań o naszą polską współczesność społeczną i polityczną. Gorzkie, ważne pytania stawia najnowsza premiera i gorzkie, bolesne stawia diagnozy.
Tym razem sięgnęła reżyserka po powieść Marka Hłaski - "Cmentarze". Opowieść o aresztowaniu ideowego członka partii z powodu przypadkowego incydentu bez znaczenia. Ale z pozoru błaha sprawa zaczyna typową dla okresu stalinizmu reakcję łańcuchową. Adaptacja Cywińskiej pomija wszystko co sentymentalne - wątek córki bohatera, jej małżeństwa i samobójstwa. Zostawia tylko najbardziej męskie, ideowe sprawy. Partyzantka i partia, walka o ideę i sprawiedliwą rzeczywistość.
Hłasko jest pisarzem trudnym. Pisał swoje powieści nie z pozycji intelektualisty, ale przecież poruszał w nich kwestie najistotniejsze dla swojego czasu i dla swojego pokolenia. Emocjonalnie, z ekspresją często tracącą o banał bądź sentymentalny kicz, który jednak w jego czasach był oczywistym wyrazem buntu wobec "racjonalnego" języka propagandy i natrętnego dydaktyzmu. Dystans czasu i współczesna swoboda konwencji powoduje, że jeden i drugi język wydaje się dziś nieaktualny. Że Hłaski odpowiedź na socrealizm jest co prawda na antypodach, ale stanowi także propozycję swoistej literatury z tezą. Ale problemy, o których mówi Hłasko, są żywe i aktualne do dzisiaj. Scenariusz, który przygotowała Izabella Cywińska szedł w kierunku realizmu, ale jednocześnie uniwersalizmu, który podkreślała kafkowska koncepcja Everymana. Franciszek Kowalski - polski Każdy. Losy przejmujące w swojej absurdalnej prawdzie. Kafkowski K. jest mało charakterystyczny, jest typowy, jakoś przezroczysty. Może być każdym. Ale polski Franciszek Kowalski musi przekonać do swego jednostkowego, realnego dramatu, do swoich autentycznych losów. Nie tylko patologiczny, opisany przez Hłaskę świat zewnętrzny ma nas przekonać, ale także ta droga na oślep, którą odbywa Franciszek K. i jego przemiana wewnętrzna. Pisanie o rzeczywistości pełnej schematów, w gruncie rzeczy bezdusznej, w jakiś sposób musi zatrącać o schematyzm, nawet jeśli przeciwstawia się językowi propagandy. Inscenizacja Cywińskiej idzie w kierunku groteski i charakterystyczności postaci. Nie do końca powiódł się widoczny w pierwszych scenach zamysł uniwersalizmu podpartego Kafką. Budowanie sytuacji zaszczucia, anonimowego jakoś, abstrakcyjnego. W Polsce to było anonimowe w pewnym tylko sensie. Najboleśniejsze było to właśnie, że te anonimowe mechanizmy wprawiały w ruch podłość i świństwa, strach i ubezwłasnowolnienie kolegów, przyjaciół, rodziny. To jest w historii Stalinizmu najtragiczniejsze, że ludzie wykończali się nawzajem rękami bliskich, znajomych, sąsiadów. To było jak zły sen, ale to była konkretna, realna rzeczywistość ludzka. U Hłaski tak opisani są ci ludzie: "Wokół niego, na ziemi i na dwóch pryczach spali ludzie; byli pokurczeni i wydawali się śmiesznie maleńcy; spali w najrozmaitszych pozach; powyginani przedziwnie, z podkurczonymi nogami; jakiś olbrzymi mężczyzna, którego łysa czaszka świeciła w półmroku mdłym blaskiem, spał na stojąco trzymając się rękami rozpiętej przed ścianą żelaznej siatki". Tak opisał to Hłasko i tak to wygląda w przedstawieniu. Scenografia Pawła Dobrzyckiego łączy to co monumentalne z tym co karłowate. Patos stalinowskiej architektury i dziury w monumentalnych murach - nory dla ludzkich istnień indywidualnych. Dziś dużo mocniej wstrząsa i przeraża realność i konkret tamtych dni. Fakt, że to wszystko działo się naprawdę i było realną codziennością, a nie politycznym kabaretem i społecznym absurdem. To wynaturzenie było powszednią prawdą. Przypadkowa sprzeczka bohatera urasta do rangi sytuacji modelowej i niemal symbolu - jest początkiem wędrówki, która doprowadza do istotnej refleksji: "Nie wierzę, aby można było zbudować cokolwiek dobrego, popełniając zbrodnie i kłamstwa, i niszcząc godność ludzką, i wierność komunistów zamieniając w niewolnictwo"... A to przesłanie jest w sumie istotą "Cmentarzy". Cmentarzy świadomości.
Jerzy Stasiuk gra bohatera gombrowiczowskiego, i można z taką koncepcją dyskutować, choć można zrozumieć, że taka kontynuacja coś znaczy. Co prawda zupełnie odmienne są to punkty wyjścia - Stefana Czarnieckiego i Kowalskiego (nazwisko zresztą celowo zmienione). Jest to więc sygnał penetracji tych samych obszarów świadomości i problemów, ale przecież odmiennych postaw. Przedstawienie jest dobrze grane, zwłaszcza scena spotkania z malarzem - (Janusz Michałowski), Brzozą (Wiesław Komasa) zostawia niezatarte wrażenie. Być może właśnie dlatego, że obie te sceny najbliższe są realizmu i prawdy tamtego czasu. Problem nadużyć władzy, uprzedmiotowienia człowieka, manipulacji władzy, siły donosu, insynuacji, plotki i pozoru, niemożności obrony własnej postawy i uczciwości, to sens "Cmentarzy". U Hłaski to brzmi tak: "Każdemu z nas się zdaje, że nic nie zrobił (mówi jeden z więźniów). Każdy w jakiś tam sposób myśli o sobie, że jest niewinny. Ale przychodzi taka chwila, kiedy inni zaczynają mieć nad nami władzę, a wtedy już nasze myśli przestają się liczyć i ważne jest tylko to, co oni o nas pomyślą. (...). Dziękuję Bogu, że jestem tylko pijakiem. To jedynie daje jaką taką gwarancję: jeśli ktoś o mnie coś pomyśli, to tylko to jedno". Pewnie dlatego postaci przedstawienia są sprowadzone do takiej jakiejś jednej prawdy. Bezradności i lęku (Niedźwiedź - Michał Rudziński), zaszczucia - (Jerzy - Lech Łotocki). Są w sztuce mocne sceny, które stają się czystym Kabaretem, jaki niosła tamta rzeczywistość, np. uczenie psa godziwej postawy ideowego Burka. Ale to było realne, jak realne były "zaplute karły reakcji" i "łańcuchowe psy imperializmu". Gdy obserwujemy sceniczną rzeczywistość - konwencja absurdu i groteski, zastosowana do całego przedstawienia nie wzmacnia, nie potęguje, ale jakoś jednak osłabia ostrość naszych doznań. Spektakl jest mądry i przejmujący, ale ujęty w teatralną konwencję opowiada o tych sprawach w czasie przeszłym, ujętym już w formułę sztuki.