Artykuły

Cmentarne lata Marka Hłaski

W Teatrze Polskim - "Dziady", rozgrywane pośród grobów męczenników wolności, a w Nowym - "Cmentarze" pogrzebanych idei, martwych wiar i umarłych nadziei, pośród chwie­jących się murów XX-wiecznej despotii. Cmenta­rze zbudował Wielki Nauczyciel - powiada ma­larz z adaptowanego na scenie przy Dąbrowskie­go opowiadania Marka Hłaski. "Widocznie do ży­cia, do słońca idzie się przez groby". Czy tej ostatniej kwestii nie mógłby równie dobrze wy­powiedzieć w "Dziadach"?

Na scenie fasada ponurego gmaszyska. Pośrodku szerokie wejście, po bokach - mniejsze. A przed nimi dwaj funkcjonariusze. Gmach ten jest sym­bolem władzy, represyjnego systemu jej sprawo­wania.

Jest rok 1952, okres największego nasilenia owych represji, przejęcia kontroli nad organami władzy przez aparat bezpieczeństwa. Trwają ma­sowe aresztowania, mnożą się bezpodstawne oskar­żenia i brutalne metody śledztwa. Więzienia są przepełnione, wzrasta chorobliwa podejrzliwość, obowiązuje czujność wobec kreciej roboty wroga klasowego, a także systematyczne oczyszczanie sze­regów partyjnych w imię "ideowego zabezpiecze­nia".

Izabella Cywińska dokonała zręcznej adaptacji utworu Hłaski. Usunęła partie przegadane, to co nieteatralne i wątki poboczne. Zmieniła także fi­nał, który stał się bardziej przewrotny. "Cmenta­rze" w jej reżyserii są groteskową opowieścią o tym, jak ideologia wzmocniona praktyką odciska się na indywidualnym losie, nade wszystko Fran­ciszka Kowalskiego (Jerzy Stasiuk), którego hi­storia rozpoczyna się od krótkiego aresztu z błahe­go powodu. Choć oficjalny zarzut brzmi bardzo poważnie, to przecież został spreparowany - "ku przestrodze". Nie będzie więc dalszych konsek­wencji. Ale bohater o tym nie wie. Wzburzony swą "dwulicowością", okazaną jakoby po pijane­mu, pragnie się publicznie oczyścić, wykazać swą szczerość i niewinność, wierność i lojalność. W efekcie zostaje wylany z partii, a potem traci pra­cę i służbowe mieszkanie.

Niewinna zgoła "intryga" funkcjonariuszy ma jednak zbawienne dla bohatera sztuki. Najpierw budzi się w nim nieufność do uznawanych dotąd słów i pojęć, potem rodzi się konflikt między śle­pą wiernością idei a sumieniem, rodzą się pyta­nia i wątpliwości. Jaki jest sens i cel tego wszy­stkiego, co się na jego oczach dokonuje? Nasz Ko­walski traci wiarę i nadzieję, ale zyskuje nieza­fałszowaną świadomość. Odnajduje też kolejno dawnych idealistów, kolegów z partyzantki. I co znajduje? Strach (Niedźwiedź - Michał Grudziń­ski), obłąkaną ofiarę śledztwa (Jerzy - Lech Łotocki), pogardę wobec rzeczywistości (malarz - Janusz Michałowski) albo fantastyczną pewność siebie (Brzoza, obecnie wysoki funkcjonariusz - Wiesław Komasa).

Konwencja groteski pozwala Izabelli Cywińskiej wydobyć ponurą absurdalność tamtej rzeczywistoś­ci, absurdalność złą, a także nader sugestywnie od­dać atmosferę owego zakodowanego w ludziach strachu. (Próba oddania środkami realistycznymi groteskowej rzeczywistości - tak jak to uczynił Hłasko - z pewnością na scenie zakończyłaby się fiaskiem). Reguły groteski pozwalają Cywińskiej operować karykaturą i deformacją, a także zmien­nością tonacji od powagi do kpiny, od tragizmu do szyderstwa. Tak więc bohater "Cmentarzy" jest tu jakby parodystyczną repliką kafkowskiego Jó­zefa K.: osaczony, bezradny i bezsilny, przeżywa­jący swą małą apokalipsę, ale jednocześnie śmiesz­ny, groteskowy.

Akcja sceniczna rozgrywa się na różnych pla­nach z zastosowaniem jakby uproszczonych mansjonów, toż mamy tu w końcu do czynienia z ro­dzajem moralitetu. Tak więc np. wejście środ­kowe prowadzi do wytwornego gabinetu, zarezer­wowane więc jest dla wysokiego funkcjonariu­sza. Przed drzwiami tego gabinetu, a więc w przedsionku władzy, rezyduje natomiast - niższy rangą - sekretarz POP (Rajmund Jakubowicz) z zakładu "Lepsza Przyszłość". Otwarcie drzwi bocz­nych ukazuje np. wnętrze komisariatu, a za dwo­ma kurtynkami kryją się mieszkania.

Oczywiście konwencja groteski przynosi oprócz zysków również określone straty. Wszechobecność władzy (dekoracje) jest zbyt natrętna. Alegoria traci siłę wyrazu, staje się tautologią. Klatka - więzienie, wypełniająca się i znikająca w zapadni, mieści się w poetyce przedstawienia, ale mówiąc szczerze jest pomysłem raczej chybionym. Sceno­grafia traci niekiedy swą funkcjonalność, osłabia sugestywność niektórych scen. Uwadze widza umy­kają też czasami istotne kwestie, ponieważ wy­głaszają je postacie traktowane wyłącznie jako znaki postaw, stanów czy poglądów. Pomimo to aktorstwo jest niewątpliwie mocną stroną tego przedstawienia (do grona wymienionych już z naz­wiska chciałbym dodać jeszcze Macieja Kozłow­skiego - Plutonowego).

Jakkolwiek "Cmentarze" przyjmowane są z róż­nymi zastrzeżeniami (miałem okazję poznać opi­nie kilku osób), to przecież są w repertuarze Teatru Nowego pozycją interesującą , godną uwagi. Niewątpliwie zdjęcie z półek filmów dotyczących okresu stalinowskiego, jak również wydanie utwo­rów Hłaski umożliwiło teatrowi poznańskiemu podjęcie tzw. tematu rozrachunkowego, ale jed­nocześnie odebrało mu sporo wiatru z żagli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji