Artykuły

Opera to medium totalne

-

Jacek Cieślak: "Wozzeck" to pana propozycja?

Krzysztof Warlikowski - Tak. Libretto jest oparte na dramacie, a ten z kolei na prawdziwych faktach z kroniki kryminalnej, podobnie jak "Roberto Zucco" Koltesa, którego kiedyś wystawiałem. To nie jest podniosła historia Don Carlosa i jego ojca Filipa oraz macochy Elżbiety, tylko mężczyzny, który zabija starszą kochankę gdzieś w polu, a może na klatce schodowej.

To bohater z pana teatru.

Outsider! Mniejszy akcent położyłem na realia historyczne związane zbyciem najemnikiem w armii. Najemnikami są dziś "garniturowcy" z klasy średniej, biznesmeni, którzy jeżdżą między Frankfurtem i Hanowerem, Kolonią i Berlinem. Wozzeck jest fryzjerem, czyli najemnikiem drugiej kategorii. Tak było zawsze: cyrulik kojarzy mi się z krwią, pijawkami, fryzjer z włosami - tym co nieczyste. Od pewnego czasu zawód ten stał się domeną środowiska gejowskiego. W tle konfliktu Marii i Wozzecka pojawia się problem bycia prawdziwym mężczyzną. On nim nie jest, a Tamburmajor, kochanek Marii - jak najbardziej, imponuje jej. Presja społeczna sprawia, że Wozzeck nie może żyć ze swoją kobietą, czuje się gorszy. Maria nie jest też jego żoną, mają nieochrzczone dziecko. To kolejne powody, żeby ludzie nim gardzili. Można powiedzieć, że Wozzeck staje się mężczyzną, dopiero wtedy, kiedy zabije niewierną Marię. Prawo tego zabrania, obyczaj nakazuje.

Zdarza się panu przed premierą mówić o refleksjach, które w spektaklach nie objawiają się wprost.

Nie wiem, jak pójdzie praca na scenie. Realizacja jest największą weryfikacją. Zastanawiają mnie jednak w tekście sytuacje, gdy kobiety zauważają, jakie Wozzeck ma nogi. To mężczyźni najczęściej mówią o nogach kobiet, a nie na odwrót. Jest cała sfera życia erotycznego bohaterów, która stanowi źródło mojego myślenia. Zwraca też uwagę fakt, że Wozzeck nie pije tak jak inni mężczyźni. Jest z tego powodu wyszydzany. Büchner miał dwadzieścia kilka lat, gdy napisał dramat. Nie ukończył go, nie wszystko jest logicznie zaplanowane. Ale pisarz ma intuicję, podświadomość. Myślę, że można się dokopać do jej pokładów. Moja interpretacja może być również podświadoma.

Po premierach w Berlinie i Pradze w latach 20. minionego wieku krytycy wyklinali atonalną muzykę, brak melodii. Co pan o niej sądzi?

Berg jest dla mnie kompozytorem wyjątkowym dzięki radykalnemu myśleniu o operze. Ale czy mogę powiedzieć, że lubię go słuchać w domu? Niekoniecznie. Kiedyś lubiłem słuchać oper w domu, teraz już nie. To gatunek stricte sceniczny. W pełni może zabrzmieć dopiero w teatrze.

Dobrze czuje się pan w operze?

Może być przyjaznym miejscem, jeśli zainwestuje się tu wiele pracy. Dawne struktury działały przez 60 lat i trzeba je zmienić. Reżyser wciąż musi ustawiać sytuacje, aktorzy nie tworzą ich w improwizacji, tylko przyjmują gotowe schematy. W Polsce ani reżyser nie wymagał aktorstwa od śpiewaków, ani śpiewacy od reżysera. Ułatwiają sobie sytuację, protestują.

Może w ten sposób rozumieją konwencjonalność opery.

We Włoszech, gdzie powstała, stosowany jest podział na teatro lirico i dramatico. Opera to dzieło i miejsce. Dla mnie konwencja operowa nie istnieje. Są tylko dobre i złe przedstawienia, aktorzy prowincjonalni i nieprowincjonalni. Podobnie jest w teatrze dramatycznym, który może być schematyczny, przestarzały. Spora część warszawskich scen nie poszukuje własnego wyrazu. W operze wiele zależy od spotkania reżysera i śpiewaka. Grający Wozzecka Matteo de Monti jest przygotowany na współpracę, otworzyła się na nią część zespołu. Chciałbym zbliżyć operę do teatru, wobec którego jest bardzo opóźniona.

Śpiewak rzadko bywa dobrym aktorem?

A powinien nim być. Oczywiście zbieżność talentu wokalnego i aktorskiego jest rzadka, ale daje niepowtarzalny efekt. Jest kilku wybitnych artystów W Warszawie. Ich śpiew staje się pełniejszy, gdy dobrze zagrana jest cała rola. "Wozzeck" sprzyja temu. Utwór Berga jest być może najbardziej teatralną operą, bo zawiera tekst Georga Büchnera niemal w komplecie, a poza tym oparty jest na dialogu, nie na arii, fabuła rozgrywa się linearnie jak w dramacie. Ale opera ma znacznie większe możliwości oddziaływania na widza. Kiedy realizowałem "Don Carlosa", w scenie auto da fe brało udział kilkaset osób. Na próbie śpiewacy markowali. Na sto procent zaśpiewali dopiero na premierze. Zrodziła się nowa jakość, oddziałująca na słuchacza w totalny sposób. Bo opera jest medium totalnym. To gatunek dla geniuszy, otwartych na wiele dziedzin sztuki. Pokazali to Peter Brook, Luc Bondy, Peter Stein i Giorgio Strehler. W Polsce jest jeszcze dużo do zrobienia. Jeśli nie wykorzysta się wszystkich możliwości opery, pozostaje niespełniona. To tak jakbyśmy ograbili ją z sukcesu.

Czy inscenizator może reżyserować dyrygenta?

Raczej on mnie reżyseruje. Jest partytura, wszystko zaplanowane w czasie, który odmierza właśnie dyrygent. Muszę ten czas wypełnić, uzewnętrznić muzykę - światłem, dekoracją, aktorami na scenie, tak by nie byli śpiewającymi statystami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji