Artykuły

Odpowiedź młodym nie-głupim

Wprowadzając akcję reanimacyjną warszawskich teatrów, Trans-Fuzja nie wykazała się żadnymi pomysłami, a jedynie pustosłowiem. Świeża krew to za mało. Oczywiście jestem zwolennikiem zmian, ale trzeba wiedzieć kogo się atakuje i za co. Na razie w teatralnym światku akcję Trans-Fuzja postrzega się nawet jako przykrywkę dla rozgrywek o dyrektorskie posady w warszawskich teatrach - do e-teatru pisze Piotr Dziewoński.

Odpowiedź młodym nie-głupim, którzy chcą reanimować teatr, ale chyba do niego nie chodzą i chyba nie wiedzą, co się w nim dzieje.

Nareszcie rozpętano dyskusję nad kształtem warszawskich teatrów. Tym lepiej, że z inicjatywą wyszli studenci wydziału Wiedzy o Teatrze. Niestety Trans-Fuzja to tylko grupa egzaltowanej młodzieży, zbuntowanej w sposób dziecinny a krytykującej tak nie konstruktywnie, że aż nie godzi się brać jej pod uwagę. Tym, co dyskwalifikuje i obnaża, jest brak zaplecza merytorycznego. Zacznijmy od programu "Po godzinach" wyemitowanego 9 grudnia w Telewizji Polskiej w Programie Pierwszym. Zaproszono tam (między innymi) gwiazdę Trans-Fuzji - pana Pawła Sztarbowskiego, (prawdopodobnie to on podpisuje się jako Boss na oficjalnej stronie internetowej) który skompromitował siebie, jak i cały swój happening. Dwukrotnie przyznając (w wymianie zdań z panią Joanną Szczepkowską i panem Wojciechem Kępczyńskim), iż nie widział wszystkich spektakli w teatrach, które tak bezwzględnie oczernia, zamknął wszelkie podstawy do poważnej dyskusji. Wyglądało to, jak szczeniacki wygłup, chęć zaimponowania mamie i znajomym. Smutne, że tym samym wyrażona została również pogarda dla pracowników części teatrów w Warszawie.

Przejdźmy do manifestu Trans-Fuzji, czyli do źle napisanego tekstu. Jest to kompilacja (muszę powtórzyć słowo) egzaltowanych metafor (co to są te zwietrzałe autorytety?, poproszę o ich nazwiska i tych skostniałych reżyserów), pseudo błyskotliwych zwrotów, parę paradoksów (jak nieboszczyk może wydać ostatnie tchnienie?) mających sugerować, że oto jawi się nam chytra i bystra młodzież, która nikomu nie odpuści. Sami sobie natomiast bardzo odpuścili. Brak konkretów powoduje, że tekst staje się bełkotliwym dowodem na nijakość tej akcji. Już sam nagłówek zapowiada jakąś cudną grafomanię: młodzi nie-głupi - to już chyba Sokrates mówił, że mianem nie-głupich (czyli niby mądrych) określają się najczęściej sami głupcy. Ale to najlepiej wie pan Sztarbowski, który jest rzekomo filozofem. Potem zdanie: Teatr warszawski umarł jest kiepską parafrazą nietzscheańskiego hasła. Dalej lecą jakieś zarzuty pod adresem dyrektorów i reżyserów, ale o kogo chodzi, nie wiadomo. Może boją się wymieniać nazwiska (typu Jarocki, Holoubek, Polański, etc.) bo staną się pośmiewiskiem, a i do teatrów przestaną ich wpuszczać.

Pan Sztarbowski we wspomnianym już programie "Po godzinach" poczuł się na tyle pewnie, że pozwolił sobie nazwać Teatr Roma "burdelem", gdyż jak dziwka daje ludziom to, czego chcą, czyli rozrywki. Pozostawmy tą pożałowania godną impertynencję bez komentarza. Każdy inteligentny człowiek teatru wie, co kryje się pod hasłem: musical. Natomiast pan Sztarbowski nawet nie próbował przynajmniej zrozumieć, ani docenić tego co osiągnął Teatr Roma. Od tego właśnie powinien zacząć. Zamiast tego używał absurdalnych argumentów. Stwierdził, iż nie był w Romie na żadnym spektaklu, gdyż nie stać go na bilet. I tu krótka dygresja, wprowadzająca nowy wątek. Jednym z teatrów, który nie podlega krytyce Trans-Fuzji, jest Teatr Rozmaitości. Teatr ważny, odważny, poszukujący i potrzebny. Oczywiście jego ambitny repertuar i podejście do sztuki pozwala Trans-Fuzji umieścić go ponad wszelką konkurencją. Ale nieścisłości pozostają. Wróćmy zatem do cen biletów w Romie. Akurat w Rozmaitościach są one porównywalne, np.: na Oczyszczonych, kosztują 75 złotych. Poza tym zagorzałym teatromanom z Trans-Fuzji przypominam, że wszędzie sprzedaje się wejściówki, które mogą kupić w granicach do 20 złotych.

Co dalej? Pan Sztarbowski dał do zrozumienia (wtórując jednemu z pracowników CSW), że teatr idealny, to taki, do którego nikt nie będzie przychodził na spektakle. Dziwne, gdyż Rozmaitości są przecież oblegane, trendy, kultowe. Czyż nie są, cytuję: prostytutką, która daje klientowi dokładnie to, na co ten ma aktualnie ochotę? Przecież to Grzegorz Jarzyna wprowadził modę na teatr i bardzo dobrze się stało. Tylko, że u niego każda kolejna premiera jest oczekiwana przez entuzjastów z wypiekami, starają się mówić tam naszym językiem o naszych sprawach. Ten teatr, podobnie jak chociażby Ateneum czy Współczesny też ma swojego widza, dla którego robi się spektakle; a Rozmaitości nawet robi pod niego, idzie mu na rękę, bo wychodzi na ulicę, zaspakajając jego apetyt na sensację. Na deser cytat: Zamiast stawiać wymagania, wmawia się widzom, że chcą repertuaru łatwego i przyjemnego i przychodzą do teatru tylko po to, by zobaczyć aktorów znanych z kilku seriali. Po pierwsze: można wymagać, mieć, spełnić lub zaspokoić czyjeś wymagania, jeżeli już, a poza tym teatr musi trafiać do wrażliwości widza a nie wymagać od niego. Po drugie: nigdy nie słyszałem, żeby dyrektor czy aktorzy wmawiali widzom, jakiego chcą repertuaru (chyba, że to górnolotna przenośnia, której nie zrozumiałem). Po trzecie (niezależnie od kontekstu zdania): dla porządku należy dodać, że jedną z większych wylęgarni aktorów serialowych, jest właśnie Teatr Rozmaitości (poczynając od Mai Ostaszewskiej przez Cezarego Kosińskiego, na Jacku Poniedziałku poprzestając) Tak na samym końcu, to nie ma w tym nic złego.

Ten tekst, to tylko próba ukazania pewnych nieścisłości, które są niezbędne do prowadzenia jakichkolwiek dyskusji. Wprowadzając akcję reanimacyjną warszawskich teatrów, Trans-Fuzja nie wykazała się żadnymi pomysłami, a jedynie pustosłowiem. Świeża krew to za mało. Oczywiście jestem zwolennikiem zmian, ale trzeba wiedzieć kogo się atakuje i za co. Na razie w teatralnym światku akcję Trans-Fuzja postrzega się nawet jako przykrywkę dla rozgrywek o dyrektorskie posady w warszawskich teatrach. Władza się zmieniła, robi się zamieszanie a tu ni stąd ni zowąd taki happening. (W sumie to nic prostszego: kontrowersyjny krytyk z wielkiej gazety animuje młodzież, która umożliwi jego koledze "krewnemu-i-znajomemu-królika" znad morza zagrzać miejsce w stolicy, mówiąc enigmatycznym językiem Trans-Fuzji)

Pozostaje jeszcze pytanie: jeżeli Trans-Fuzja krytykuje teatr klasyczny, o którym uczy się na wydziale Wiedzy o Teatrze, to po co kurczowo trzyma się Akademii Teatralnej? Tam raczej nie mówi się o dramacie teraźniejszym. Proponuję grupową rezygnację, w innym wypadku będzie to jawna hipokryzja. Ale czy starczy odwagi?

Proszę nadrobić zaległości, zacząć mówić rozsądniej, wprowadzić poprawki w manifeście, dołączyć konkrety i przepisać sto razy - na wczoraj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji