Artykuły

"Dziady" sponiewierane

"Dziadów część III" w reż. Michała Zadary w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Andrzej Horubała w tygodniku Do Rzeczy.

Zamach smoleński to sprawa literacka. To sprawa Mickiewicza. Sprawa "Dziadów".

Czyż to nie literatura polska, polska tradycja jest głównym argumentem za tym, że "Ruscy zabili nam prezydenta"? Czy wobec braku dowodów, wobec sprzecznych informacji, medialnych wrzutek to nie Mickiewicz jest głównym oskarżycielem w smoleńskim procesie?

Pojawił się w wierszu Rymkiewicza "Do Jarosława Kaczyńskiego", opętał Przemysława Dakowicza, zniewolił Wojciecha Wencla.

Mickiewicz, wydawałoby się rozpracowany, mesjanizm na pozór oswojony, zracjonalizowany, odpowiednio zinterpretowany, przez niektórych wyszydzony jako broń bezsilnych, pocieszenie i ułuda słabych, prześwietlony przez Wyspiańskiego, który w "Wyzwoleniu" i "Akropolis" nadał mu zupełnie inny wymiar, obejrzany w groteskowych lustrach przez Dygata, Mrożka i Gombrowicza, powrócił nagle 10 kwietnia i okazał się silniejszy niż spokojne lektury, racjonalne analizy i chłodne dociekania.

Jak odchodzili w opary romantycznego zaczadzenia ludzie mi bliscy, niedawni fani tych samych książek, sekretni wyznawcy tych samych autorów.

Wojciech Wencel, poeta utalentowany, acz posiadający słabą głowę, jeszcze niedawno pieścił w dłoniach tom swoich esejów rozpoczynający się od pochwał "Szkiców piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego, rzucił się w odmęty poezji po mickiewiczowsku mieszającej patriotyzm z religią, wynosząc katastrofę smoleńską do rangi Chrystusowej ofiary, a i pomniejsi poeci uderzyli w tony znane im przecież doskonale ze szkolnej edukacji. Wreszcie mieli wzniosły temat, wreszcie rzeczywistość dorosła do ich grafomańskich natchnień. Była tragedia, była zbrodnia, było męczeństwo, był okrutny wróg i niewinna ofiara. Było zbiorowe uniesienie, więc poeta wychodził z cienia i zjawiał się ze swoimi strofami chętnie czytany przez złaknioną słowa prawdy publiczność. Nie jakieś tam indywidualistyczne mętne uczucia i przeczucia, nie laboratoryjne eksperymenty ze słowem, lecz zrozumiałe powszechnie zbiorowe kody i symbole.

Bo przecież wszystko się zgadzało i domykało. Siła poezji była fatalna i - zdawało się - nieodparta. Pisał Przemysław Dakowicz do czytelnika w swym "Przeklętym continuum. Notatniku smoleńskim": "Chętnie zarzuciłbyś mi myślowe prostactwo, mechaniczne nawracanie do romantycznego modelu interpretacji dziejów, historiozoficzną nekrofilię". I przecież świadom tego wykonywał w swej poezji właśnie to, co diagnozował. Przekleństwo Mickiewicza okazywało się silniejsze.

Bo rzeczywiście: Mickiewicz domykał wszystko. Mickiewicz był najmocniejszym dowodem w smoleńskim śledztwie.

A z Mickiewiczowskich dzieł - "Dziadów część III", rzecz jasna.

Więc to na Mickiewicza i "Dziady" rzucił się z zajadłością salon, to Mickiewicza starano się wyegzorcyzmować. Zamiast zrozumieć, że to zakłamana gra Tuska oraz słabość państwa budzą romantyczne widma, obwiniać zaczęto narodowe dziedzictwo. Symptomatyczne, że chociaż po Smoleńsku w głowach Polaków aż huczało od XIX-wiecznej literatury, trudno poza "Sprawą" Jerzego Jarockiego wskazać spektakl, który z pietyzmem podchodziłby do romantycznej tradycji, który nie byłby szyderstwem z romantycznej schedy.

Po "Dziadach" Pawła Wodzińskiego, który czytał dramat Mickiewicza jako bredzenie żałosnego peryferyjnego ludu, otępiałego od wódki i głodu, po wplataniu Mickiewiczowskich cytatów w niesmaczny "Spisek smoleński" Lecha Raczaka, po idiotycznej interpretacji Radosława Rychcika, który zdewastował Mickiewiczowskie arcydzieło, tworząc jakąś kakofoniczną opowieść żywiącą się śmietnikiem amerykańskiej popkultury, Guślarza zamieniając w Jokera, wprowadzając na scenę prześladowanych Murzynów, dzielnych białych chłopców z coca-cola w ręku i natapirowane blondynki w rozkloszowanych sukienkach, przyszła kolej na rozgrywkę A.D. 2015.

I oto 10 kwietnia, w piątą rocznicę katastrofy smoleńskiej, w Teatrze Polskim we Wrocławiu wystawiona zostaje "Dziadów część III". Że będzie to jakieś kuriozum, wiadomo było na długo przed premierą, gdy reżyser Michał Zadara udzielał wypowiedzi świadczących o kompletnym niezrozumieniu Mickiewiczowskiego arcydzieła. Oto wmawiał oczarowanym "panem rezyserem" dziennikarkom i dziennikarzom, że "Dziady" nie dotyczą cierpienia Polski, że nie są o miłości ojczyzny, że niczego ciekawego nie mówią o współczesnej Rosji, wreszcie, że warto je oczyścić z otoczki mistycyzmu.

Spotykało się to z entuzjastycznym przyjęciem, bo wiadomo: Zadara - uwieńczony w zeszłym roku laurem Konrada Swinarskiego, nasz piekielnie zdolny artysta, dorastający poza krajem, kształcony za granicą i dzięki temu obdarzony świeżym spojrzeniem na naszą tradycję - na pewno przygotuje nam nie byle jaką ucztę.

Łudziłem się, że może przedstawienie otrzeźwi krytyków i publiczność, gdyż rzeczywiście to, co działo się na scenie wrocławskiego teatru przez pięć i pół godziny, było połączeniem bezczelności z intelektualną nieporadnością i zwykłą ignorancją reżysera.

Myślałem, że spektakl zostanie przyjęty jako niefortunny wygłup kolesia, który przyjechał z zagranicy, mało pojmuje z polskiej tradycji i oto po szczęśliwym przebrnięciu w zeszłym roku przez "Dziady wileńsko-kowieńskie" władował się na rafę obnażającą jego brak kompetencji do poruszania się w przestrzeni polskich arcydzieł.

Ale gdy po dłużącym się niemiłosiernie finale zespół wyszedł do oklasków, okazało się, że dostał owację na stojąco, a później w "Gazecie Wyborczej" i "Polityce" ukazały się recenzje świadczące o tym, że rzecz jest akceptowalna. Witold Mrozek, związany na co dzień - podobnie jak Zadara - z "Krytyką Polityczną", a pełniący obecnie rolę krytyka teatralnego gazety z Czerskiej, wychwala spektakl jako nowatorski i atrakcyjny. Aneta Kyzioł w tygodniku PRL-

-owskiej inteligencji ostrożnie dystansuje się, wysuwając zarzut mało nośnej ironii. Za to już "Newsweek" funduje reżyserowi prawdziwą laurkę.

BOKI ZRYWAĆ

Tymczasem to, co zrobił z "Dziadami" Zadara, to przecież totalna destrukcja Mickiewiczowskiego arcydramatu. Dwie kluczowe sceny - Wielka Improwizacja oraz Widzenie Księdza Piotra - są pokazem chamstwa i pomysłów rodem z jakiegoś szkolnego prześmiewczego kabaretu.

Przed wygłoszeniem wielkiego monologu Konrad odlewa się do wiadra, a następnie stojąc przeważnie tyłem do widowni, niechlujnie, artykułując słowa niczym w jakiejś grypserskiej nawijce, gada do Boga jak do swego kumpla spod celi, idąc kompletnie wbrew tekstowi i sensowi. "Daj mi rząd dusz" - wypowiada, jakby mówił: "Kopsnij szluga". Poczucie twórczej kosmicznej wszechmocy i gra na gwiazdach "jak na szklannych harmoniki kręgach" zostają w interpretacji Bartosza Porczyka ukazane jako jakiś prowincjonalny didżejski popis, w którym głos aktora zwielokrotniany jest i przetwarzany, brzmiąc jak amatorska podróbka "Papayi" Urszuli Dudziak. Te wokalne partie to jedno z odkryć interpretacyjnych Zadary, bo skoro Konrad pyta, "czym śpiewak dla ludzi", to niech się popisze śpiewem.

Po sukcesie z roku poprzedniego, gdzie aktor Porczyk w "Dziadach wileńsko­-kowieńskich" imponował gimbusom, pokazując Gustawa jako mięśniaka, który wyszedł z siłki i solarki, więc z pewnością zasługuje na dozgonną miłość kobiety, po laurach, jakie za ten pokaz siły otrzymał od miesięcznika "Teatr", po zabawnym występie u Klaty w "Termopilach polskich" w roli kniazia Patiomkina w ruskim kostiumie gimnastycznym, artysta najwyraźniej uwierzył, że za grę aktorską wystarczy prężenie i napinanie się Tutaj dodaje jeszcze w pakiecie kabaretowe wygłupy i odgłosy psiu-psiu i szu-szu przy kosmicznych uniesieniach i jakieś intonacyjne elementy więziennej grypsery i obyczajowości. Chwyta za dupę księdza w scenie egzorcyzmów, łapie się za krocze, pokazuje wała, jest w ogóle strasznie fizyczny i sprawny. Gesty oczywiście ma szerokie, każde zdanie stara się ograć ciałem, zilustrować, macha rękami, sadzi kroki.

Okazuje się to manierą zaraźliwą, bo gdy do głosu dochodzi Ksiądz Piotr, to ta fizyczność i szeroka gra udzielają się i jemu. Ten też macha więc rękami, by unaocznić nam, co widzi w swym widzeniu, by pokazać nam te "długie, białe dróg krzyżowych biegi", byśmy nie mieli wątpliwości, że płynie mu to wszystko przed oczyma. No, ale żeby uwydatnić odkrywczą myśl reżysera Zadary, że Mickiewicz nie wierzył w te całe duchy, ksiądz w trakcie widzenia ciska krucyfiksem, do którego gada, pociąga z flaszki, trąca ją nogą, by z brzękiem poturlała się po podłodze. No pewnie, bo przecież widzenie to żadne tam proroctwo, żaden święty narodowy tekst, ot, po pijaku coś się braciszkowi ubzdurało. Ksiądz Piotr ("w pięknym i przekonującym wykonaniu Mariusza Kiljana" - jak napisze o tym kompromitującym występie w "Polityce" Aneta Kyzioł) rzeczywiście stara się ze wszystkich sił obniżyć rangę swej postaci. A jeśliby do widzów nie docierał komunikat, gdyby mimo wysiłków Mariusza Kiljana ktoś by chciał wierzyć tekstowi Mickiewicza i przejął się narodowym męczeństwem i wsłuchał w słowa:

[...] już głowę konającą spuścił,

Wołając: "Panie! Panie! Czemuś mię opuścił!"

On skonał!

to od czegóż sygnały deziluzji. I Zadara w tym momencie wprowadza aktorkę, która prześmiewczo z irytująco poprawnościową manierą recytuje didaskalia: "Słychać chóry aniołów - daleki śpiew wielkanocnej pieśni - na końcu słychać: Alleluja! Alleluja". No naprawdę boki zrywać i po udach się klepać.

SZCZENIACKA DESTRUKCJA

W ogóle z tego wszystkiego robi się jakaś dziwna sztafeta. Nawet grający Adolfa wpuszczony bez pomysłu do Salonu Warszawskiego blondasek Cezary Łukaszewicz w przerywanym pociąganiem z gwinta monologu o męczeństwie Cichowskiego najwyraźniej dostał od reżysera Zadary polecenie gry siłowej. A może to aktor Porczyk i jego laury robią takie wrażenie na zespole, że wszyscy - prócz aktora Pempusia, który nie ma warunków, i Wiesława Cichego, który w roli Senatora próbuje ugrać swoje, robiąc ze Snu ciekawy przerywnik w morzu artystycznego chłamu - zamieniają się w kumpli z siłowni.

Wszystko jest kuriozalne. Zadara w zasadzie nie wiadomo co chce udowodnić: ponieważ poza prowokacjami i obniżaniem tonu brak mu ciekawych pomysłów inscenizacyjnych, postanawia od pewnego momentu odtwarzać "Dziady" rzekomo w scenografii i manierze z epoki. Mamy więc malowane wielkie płaszczyzny, też ośmieszane, oczywiście cytowaniem didaskaliów, mamy nieciekawe rozwiązania scen, bo o ile zeszłoroczne "Dziady wileńsko-kowieńskie" udało się zainscenizować w sposób plastycznie jednak dość atrakcyjny, o tyle tutaj Zadara postanawia ratować się ironią. Że niby tak z przymrużeniem oka potraktuje "Dziady" i nie dość, że wystawi cały tekst, to jeszcze uwydatni wszystkie jego niezręczności. Ludzie pękają więc ze śmiechu, bo aktorzy grają w sposób manieryczny, a stosowanie się do wszystkich didaskaliów potęguje efekt komizmu. Gdy w Scenie VIII dochodzi do spotkania Konrada z Księdzem Piotrem, publiczność kula się ze śmiechu, bo to wszystko takie groteskowe i zabawne.

Są więc jaja, a Zadara w wywiadach udzielanych na prawo i na lewo twierdzi, że jako jedyny pojął Mickiewiczowski dramat. To, że jego deklaracje kłócą się z wypowiedziami poety na temat swego dzieła, to, że Mickiewicz postawił jednoznaczną dedykację "świętej pamięci narodowej sprawy męczennikom", co to obchodzi Zadarę, on przecież wie lepiej. Że jest do "Dziadów części III" dodany "Ustęp", że jest wstrząsające "Do przyjaciół Moskali" - nie wiem, czy Zadara wie o tym, czy nie, ale przecież on i tak jest przekonany, że Mickiewicz niczego ciekawego nie mówi nam o współczesnej Rosji. Zresztą co tam się będzie pan reżyser krępował, przecież dobiegający czterdziestki barbarzyńca słusznie czuje, że ma za sobą całe środowisko.

Oczywiście, że rozwala to kompletnie sens "Dziadów". Jeśli Konrad od początku traktowany będzie jako głupkowaty didżej, jeśli nie zobaczymy w nim alter ego poety z etapu oszołomienia własną kreatywnością, jeśli nie udzieli nam się marzenie o władaniu duszami, jeśli cierpiąc ze wspólnotą, nie otrzemy się o pokusę władzy absolutnej, jeśli w jego improwizacji nie usłyszymy wielkiej poezji, to gdzież tu dramat?

Jeśli widzenie Księdza Piotra okaże się bredzeniem zalkoholizowanego klechy, to o czym w ogóle jest ta sztuka?

I czym jest ta inscenizacja? Nie jest wystawieniem zgodnym z intencjami Mickiewicza - ten po wielokroć wskazywał na mistyczny wymiar dramatu, wykorzystywał klucz biograficzny wskazując na Gustawa-Konrada jako swe autoportrety, wreszcie traktował przecież serio koncepcję mesjanistyczną, jaką ukazał w Widzeniu Księdza Piotra. Ba, samo widzenie kazał postrzegać jako realne proroctwo: odczytanie sensu współczesności i zapowiedź czasów przyszłych.

Skoro Zadara odrzuca myśl Mickiewicza wyrażoną we wstępie do francuskiego wydania "Dziadów", że ich ideą jest "wiara we wpływ świata niewidzialnego, niematerialnego na sferę ludzkich myśli i działań", to jak interpretować obecność we wrocławskiej inscenizacji postaci spierających się duchów? Zadara mówi, że to tylko figury ze średniowiecznego misterium, ale przebiera je we współczesne kostiumy, odczytywane jako echo aniołów z "Nieba nad Berlinem" i NRD­-owskich pograniczników. A co robi wśród nich postać w białym garniturze z laseczką - ni to Bóg ojciec, ni papież emeritus? Nic się tu kupy nie trzyma.

Nie wystawia więc Zadara "Dziadów", idąc za intencjami autora, ale też poza szczeniacką destrukcją nie daje własnej spójnej interpretacji. Skoro nie wierzy Mickiewiczowi, to chciałoby się zapytać: Po jaką cholerę trzyma nas w teatrze przez pięć i pół godziny? Wycina z dramatu sens mistyczny, kastruje z głównego przekazu, każe aktorom raz grać wbrew tekstowi, innym razem w starej manierze, przy czym kompromituje ich, akceptując prymitywizm stosowanych środków wyrazu.

To ma być polemika z potężną mickiewiczowską wizją dziejów? To ma być sprzeciw wobec odradzania się mesjanizmu? Ale przecież tak sponiewierane, sfałszowane "Dziady" nie mówią nic o fenomenie hipnotycznego Mickiewiczowskiego przekleństwa i błogosławieństwa. Słaby to sposób na uczczenie piątej rocznicy smoleńskiej tragedii, żaden głos w debacie o naszych narodowych sprawach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji