Artykuły

W okowach seksu

Prawda o naszej moralności, naszych kompleksach i fobiach. Nareszcie. Długo Teatr Powszechny kazał widzom czekać na nowy, dobry spektakl. Zapomnijmy mu "Biesy", "Kształt rzeczy", "Historie zakulisowe", bo oto wchodzi na afisz "Białe małżeństwo" - przedstawienie wybitne.

Grzegorz Wiśniewski nie po raz pierwszy reżyseruje w Powszechnym. Do tej pory zro­bił tu grzeczne, przykrojone pod gust mieszczańskiej publiczności "Prezy­dentki" Wernera Schwaba oraz pod niczyj gust nie przykrojony, pozba­wiony wyrazu "Kształt rzeczy" Neila LaButa. Za trzecim podejściem stwo­rzył spektakl w żaden sposób nie przy­stający do dwóch poprzednich - od­ważny, oparty na precyzyjnej kon­strukcji, wielowarstwowy, a przy tym świetnie zakomponowany. Przedsta­wienie tchnie magnetyczną, niepo­kojącą aurą wszechobecnego eroty­zmu. Nie jest od niego wolna żadna z postaci, tak jak i żaden z wciśnię­tych w fotel widzów. Ani przez mo­ment spektakl nie obsuwa się w wul­garność czy niesmaczne prostactwo. Obrazuje raczej zdrową, z pozoru ra­dosną witalność, za którą kryją się głębokie problemy. Przez scenę prze­latuje korowód nagich kobiet i męż­czyzn, raz po raz ktoś kogoś goni, ob­łapia, dosiada. Dworek niemal drży od tej ciągłej "gonitwy". Rozsadza go przede wszystkim potężna, nieujarzmiona chuć Ojca.

Nie zmarnował szansy, jaką by­ło dla niego zagranie tak dużej, wy­razistej roli, Cezary Żak. Ojciec, od­rażający (i, cóż począć, przezabaw­ny) w swej brutalnej sile i egoistycz­nym parciu ku seksualnemu zado­woleniu, zdradza również samotność człowieka niedopasowanego z dru­gą połową, świadomego braku mi­łości w związku i nie umiejącego zna­leźć równowagi między własnymi oczekiwaniami a potrzebami żony. Rozpaczliwe, bliskie gwałtowi, tan­go tańczone przez Żaka i Ewę Dał­kowską (Matka) to jedna z najwspa­nialszych scen. Zaś rola Dałkowskiej to bezsprzecznie największa kreacja spośród wszystkich, bez wyjątku dobrych, ról w tym przedstawieniu. Właściwie rodzi się pytanie, czy jest to spektakl o buntującej się przeciw dojrzewaniu i własnemu ciału Bian­ce, czy też o jej złamanej życiem u bo­ku niekochanego mężczyzny, nieza­spokojonej, wiecznie gwałconej mat­ce. Tak mocną i przejmującą postać stworzyła Ewa Dałkowska, której znakomicie partne­ruje Joanna Żółkowska ja­ko owdowiała Ciotka. Obie aktorki tworzą w tym przedstawieniu osobną, subtelną opowieść o doj­rzałej kobiecości, równie ważną jak historia Bianki i Pauliny. Grzegorz Wi­śniewski postawić chciał akcent na roli Bianki, szamocącej się ze swą tożsamością, pierwszymi oznakami dojrzewania, dziewczyny. Rolę tę zagrała, bardzo dobrze obsadzona, Anna Moskal. Jednak to Paulina Holtz jest odkry­ciem Wiśniewskiego. W roli pełnej życia, seksualnie już przebudzonej, drapieżnej Pauliny, widać ogromną pracę młodej aktorki, która pozwo­liła jej uruchomić w sobie nie zdradzany dotąd wdzięk, emocjonalność, wigor i stworzyć pełnokrwistą, zło­żoną postać.

Znakomity jest również Stani­sław Brudny jako wciąż dziarski, ma­jący słabość do dojrzewających dziew­czynek Dziadek i Maria Robaszkiewicz w roli Kucharki.

Siłą przedstawienia jest równowaga między jego poszczególnymi ele­mentami.

Wysmakowane pla­stycznie (scenografia Ja­na Kozikowskiego), do­pełnione ruchomymi, bardzo plastycznymi ob­razami (ruch sceniczny Jan Bzdawka), świetnie zagrane przez wszystkich aktorów, utrzymane w aurze me­lancholii, przemijania i erotyki, jest tak głębokie, jak i dowcipne. Przed­sięwzięcie było ryzykowne. "Bia­łego małżeństwa"od dawna w War­szawie nie wystawiano.

Jeden z najwybitniejszych pol­skich dramatów XX wieku okrzyk­nięty swego czasu skandalem, do­tykający najintymniejszych sfer ludzkiego życia, dziś jeszcze brzmi ostro i wyzywająco. Jest w nim to wszyst­ko, co tak cudownie odpychające: młode, tylko czekające by je skazić, ciała i umysły dwóch dorastających dziewcząt, wyzierające z każdego kąta nienasycenie jurnego ojca i nie­zaspokojonych dojrzałych kobiet, chorobliwe opętanie seksem od dziec­ka po dziadka.

W "Białym małżeństwie" pod ogromnym ładunkiem erotycznym kryje się prawda o naszej moralno­ści, kompleksach hodowanych od dzieciństwa i rzutujących na dorosłe życie, o niezwykle ważkim procesie, jakim jest dochodzenie do dojrzało­ści, o męczarni skrywanych lęków i fobii seksualnych, o świadomości własnej płci, której czasem długo nie jest się w stanie osiągnąć. Tak deli­katną materię łatwo w teatrze zepsuć. Wiśniewski ominął jednak wszelkie rafy (dosadności, obłudy, moraliza­torstwa, efekciarstwa) i zrobił spek­takl piękny, zajmujący i dojrzały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji