Artykuły

Benefis Ryszarda Ronczewskiego. Aktor świętuje 85 urodziny

Jerzy Afanasjew, twórca teatru Cyrk Rodziny Afanasjeff, kiedyś pisał o nim: "Wysoki, chudy, tyczkowaty, o twarzy napiętnowanej głodem i grzechem. Źrenice rozszerzone. Bas lwa. Ręce dłuższe od jego garniturów". Ryszard Ronczewski, bo o nim mowa, aktor filmowy i teatralny, sopocianin. Kończy 85 lat. Urodziny świętował będzie podczas benefisu w gdańskim NCK.

Okazja do wspomnień! Goście będą mówić o jubilacie, a tak jubilat mówił o sobie, w moich wywiadach:

O filmie "Podhale w ogniu":

Grałem w nim, będąc jeszcze studentem ze stypendium - 210 zł. Wystarczało mi na cały miesiąc obiadów w stołówce i niewielkie opłaty za akademik. Plus składkowy, studencki bankiet raz w miesiącu: alkohol i kaszanka. Pierwszą stawkę, jaką dostałem za dzień zdjęciowy na planie "Podhala" -35 zł. Ogromne pieniądze! Za pięć dni, które spędziłem na planie, miałem równowartość mojego stypendium! Ale wzbogaciłem się dopiero przy "Krzyżakach" - 1200 zł dziennie!

O filmie "Faraon":

W mojej filmowej karierze to jedyny film, gdzie kręcenie zdjęć było zgodne z kolejnością scen w scenopisie. Tak więc najpierw scena ze skarabeuszami, zaraz potem ja, gdy upadam na pysk, podnoszę się i zaczynam biec. Biegłem i biegłem po tym piachu, który miał prawie 60 stopni ciepła, aż dobiegłem do faraona - grał go Jerzy Zelnik - by upaść przed nim na twarz. I to właśnie ten bieg pokazywany jest w Hollywood w tamtejszej szkole filmowej jako ewenement... Bo nakręcono go bez jednego cięcia!

O rolach:

Kolekcjonowałem kiedyś... umowy filmowe. Doliczyłem się... 180. Ponad 180 występów na planie filmowym! Ja już nawet nie pamiętam wielu z tych ról. Czytam w internecie, że grałem w "Daleko od szosy". W ogóle nie mogę sobie przypomnieć, kogo ja tam grałem! Jakiś nieznaczący epizod pewnie. Ale też nigdy nie wybierałem roboty na zasadzie: Skoro to epizod, to ja tego nie gram, bo jestem stworzony tylko do wielkich kreacji. Mam zagrać i koniec - tak mówiłem sobie zawsze.

O adrenalinie:

"Kamera! Akcja!" - to jest jak zastrzyk adrenaliny. W "Starej baśni" jest scena, gdy atakujący zamek Popiela wpadają przez bramę. W momencie gdy to zrobią, miała się im wylać na łby gorąca smoła. Z kadzi o średnicy dwóch metrów. Ta smoła to był budyń. Czekoladowy, podgrzany. Ujęcie trzeba robić na kilka kamer, trudno jest je powtórzyć. Wszystko gotowe, Hoffman na swoim miejscu. Nagle któryś z asystentów - nie wiem, czy nos wycierał, czy kichał - nieopatrznie machnął ręką, co miało być sygnałem do przechylenia kadzi. Wszystko się wylało przy... wyłączonych kamerach. Hoffmana szlag trafił. Wiadomo - spaprane ujęcie, godziny lecą, a każda godzina - tysiące złotych. A tu trzeba kostiumy prać, budyń na nowo gotować. Ze wszystkich okolicznych sklepów pożyczyli suszarki do włosów, żeby te ubrania szybko wysuszyć. Cała ekipa, po nocy, miast spać, suszyła. To też adrenalina!

O gębie:

Co do mojej gęby, to w Cannes jedna dziennikarka powiedziała mi: Ty to musisz mieć pieniądze! Z taką twarzą wszyscy dla ciebie chcą kręcić filmy! Ale mimo takiej gęby ludzie na ulicy nie biegają za mną, nie wytykają palcami. Kiedy w latach 60. w sopockiej muszli koncertowej byłem Arlekinem w Cyrku Tralabomba, to pamiętam, jak za mną biegały małe chłopaki i krzyczały: Kalipsiak idzie! Dlaczego Kalipsiak? Może dlatego że ja byłem cały biały, jak śmietankowy lód... Pod białą maską bywam szczęśliwy, a bez maski? Różnie to bywa. To dobra kryjówka - ten zawód.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji