Artykuły

Ukąszeni Szymańskim

Na prawykonanie tej opery trzeba było czekać siedem lat, bo tyle czasu upłynęło od momentu, gdy Paweł Szymański postawił ostatnią kreskę taktową na partyturze.

W 1999 r. Waldemar Dąbrowski, ówczesny dyrektor Opery Narodowej, zaproponował Szymańskiemu skomponowanie utworu na scenę. - Jest w polskiej muzyce brak wynikający z tego, że Lutosławski, Górecki i Kilar nie chcieli się zmierzyć z formą operową. Zależało mi, żeby taka wybitna postać jak Szymański, z pokolenia, które rosło w otoczeniu wspomnianych postaci, operę napisała - mówi Dąbrowski.

W 2006 r. partytura była gotowa, ale wtedy Teatrem Wielkim rządził Janusz Pietkiewicz. Gdy dwa lata później powrócił Dąbrowski, padały nazwiska możliwych inscenizatorów "Qudsji", jak Achim Freyer i Aron Stiehl. Ostatecznie wybór padł na Litwina Eimuntasa Nekrošiusa, reżysera wizjonera, którego artystyczną obsesją jest umieranie, pustka i śmierć. A właśnie o tym traktuje opera Szymańskiego.

Nieczęsto zdarza się prawykonanie polskiej opery współczesnej na dużej scenie Teatru Wielkiego (nie licząc małych form z cyklu "Terytoria" na scenie kameralnej, to pierwsza od "Ignoranta i szaleńca" Mykietyna z 2001 i "Ubu Rex" Pendereckiego z 2003; w przyszłym sezonie planowane jest prawykonanie "Moby Dicka" Eugeniusza Knapika).

Ci, którzy mieli okazję słuchać fragmentów na próbach, nie mają wątpliwości, że warto było czekać tak długo. W"Qudsji" skupiły się wszystkie cechy muzyki Szymańskiego, które powodują, że do tego kompozytora pasuje określenie "kultowy". Dla kolejnych pokoleń wtajemniczonych Szymański (rocznik 1954) to nieustające źródło inspiracji. "Ukąszenia" Szymańskim zaznał m.in. Paweł Mykietyn (- Nikt nie zawładnął mną tak jak on. To był mój mistrz - mówi autor "Pasji według św. Marka"). Piszę o wtajemniczonych, bo Szymański o rozgłos nie zabiega. Uznania na większą skalę doczekał się siedem lat temu - w Warszawie zorganizowano festiwal jego muzyki, wytwórnia EMI wydała wybór jego utworów, a jury festiwalu filmowego w Gdyni nagrodziło jego muzykę do "Placu Zbawiciela".

Można go często spotkać w Filharmonii Narodowej na koncertach, porozmawiać prywatnie o Lutosławskim, który dla niego jest tym, kim on sam dla Mykietyna. Ale o swojej twórczości wypowiada się niechętnie. - Ewentualnemu słuchaczowi mojej muzyki nic poza nią nie mam do zakomunikowania - powiedział kiedyś. - Odziedziczyłem po Lutosławskim wiarę w muzykę, która nie potrzebuje literackich wyjaśnień, nie musi angażować się społecznie ani tłumaczyć się z bezinteresowności swojego istnienia. W dzieło, któremu twórca nadaje ostateczny kształt, które nie potrzebuje być dopełniane obrazkami z telewizyjnego ekranu czy opracowywane przez gwiazdy muzyki rozrywkowej.

W 1978 r., w "Particie II" na orkiestrę, objawił się styl Szymańskiego, obowiązujący do dziś. Znać w nim wyraźny ślad dawnych form i konwencji. Ale zarazem to muzyka na wskroś współczesna, z autorskim piętnem kogoś, kto przeszedł przez Studio Eksperymentalne Polskiego Radia i studia u Włodzimierza Kotońskiego i niemal co roku miał prawykonania na Warszawskiej Jesieni. On sam wymyślił dla swojej muzyki określenie "surkonwencjonalizm" - przez analogię z surrealizmem. "Tradycja jest ważna, ale trzeba ją traktować jak echo" - pod tymi słowami Eimuntasa Nekrošiusa mógłby podpisać się także Szymański. W jego utworach, których tytuły nawiązują niekiedy do dawnych form muzycznych ("La folia", "Partita", "Preludium i fuga") pojawia się ślad barokowej melodii lub klasycystycznych figur stylistycznych (nigdy nie są to cytaty). Ale dochodzą one jakby z oddali, jak zza delikatnie falującej kurtyny. W "Dwóch etiudach" na fortepian solo spod gęstej, kunsztownie zbudowanej siatki drobnych wartości rytmicznych ukazuje się głębsza struktura, zamazany kontur jakiegoś stylowego tematu. Krytykowi Andrzejowi Chłopeckiemu przywodziło to na myśl palimpsesty.

Sugestywność tej muzyki to silny bodziec dla wyobraźni słuchacza Zbudowana z długich pasm glissand, z serii dźwięków powtarzanych, które odrywając się od źródła - pierwszego, sprawczego akordu - zamierają, rozchodząc się w przestrzeni jak echo, mogą budzić skojarzenia z kręgami rozchodzącymi się po wodzie albo zatapianiem się w halucynogennej materii. Najlepszy przykład to "Koncert fortepianowy" skomponowany w 1994 r. na duńskiej wyspie Lolland, "z dala od wojen, zaraz i hałasu". W 2004 r. Szymański napisał muzykę do "Zaratustry" Krystiana Lupy w krakowskim Starym Teatrze. Dla Lupy ta muzyka stała się objawieniem: - Metafizyczne przeżycie tworzy się tu poprzez utrzymanie przez długi czas wyrafinowanej logiki następstw, gdzie ruchy między sąsiednimi dźwiękami stają się coraz mniejsze. Tak można wmyślać się w Boga albo w powolne zapadanie wieczoru - mówił reżyser. - Pomyślałem, że ta muzyka jest religijna - nie z powziętej intencji albo przez temat - ale że jest to pierwotna religijność tej sztuki, tak jak rozumiał ją Beethoven, mówiąc, że muzyka to objawienie wyższe niż wszelka religia i filozofia.

"Phylakterion" na chór (2011) mówi dużo o jego wrażliwości na sprawę przemijania. Podstawą literacką utworu są koptyjskie teksty wyryte na ścianach wczesnochrześcijańskiej krypty grobowej. Odkryto je spod pustynnego piasku, na granicy Egiptu i Sudanu, później zostały zniszczone przez wylew Nilu.

Sopranistka Olga Pasiecznik: - Szymański nie konsultował się ze mną, ale chodził na moje koncerty i obserwował, w jakim kierunku zmierza mój głos. To dzieło stawia wysokie wymagania

- w sensie rozpiętości skali, barwy, wymaganych technik - mówi śpiewaczka. - To nie będzie zawsze piękne śpiewanie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Na pograniczu lamentu, krzyku, pierwotnego dźwięku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji