Artykuły

Męcząca walka o uśmiech widza

"Egzekutor" w reż. Marka Rębacza w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Pisze Danuta Piekarska w Gazecie Lubuskiej.

Jak przetrwać do pierwszego? Bohaterowie "Egzekutora" - nie pierwszej już młodości Kubuś (w tej roli Sławomir Krzywiźniak) i Anna (Anna Zdanowicz) - żyją z mniej lub bardziej długoterminowych pożyczek.

Napędową siłą deficytu jest żona. Pochłonięta mercedesem, zakupami, kosmetyczką i fryzjerem nie ma pamięci do takich drobiazgów, jak weksel na 50 tys. zł. Windykator długu (Wojciech Romanowski) zostaje więc na głowie męża.

Ten zaś ma do wyboru: albo zwróci pieniądze następnego dnia, albo weźmie udział we współczesnej wersji śniadania na trawie. Od malarskiego ujęcia Edouarda Maneta sprzed dwustu lat projekt różni się tym, że przywiązany do drzewa nagi dłużnik ma być wystawiony mrówkom na pożarcie...

Śmieszne?

Nie za bardzo?... Beznadziejna sytuacja przybierze zaskakujący obrót dzięki nieoczekiwanej wizycie dwóch ważnych dla Kubusia osób (Maria Weigelt i Tomasz Karasiński). Ważną rolę spełni też pewna Małgosia (Iwona Kucharzak - Dziuda).

Kolejna premiera Lubuskiego Teatru to wbrew pozorom nie angielska farsa, ale produkt w pełni rodzimy: sztukę napisał i wyreżyserował Marek Rębacz. W obu tych rolach sprawdzał się zresztą wielokroć pod szyldem Teatru Niepoprawnego, jaki od kilku lat prowadzi na własny rachunek.

Zielonogórski spektakl zrealizowano przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury oraz Urzędu Marszałkowskiego. Najwidoczniej nie była to pomoc zbyt duża.

Pierwsze, co widzowi rzuca się w oczy, to specyficznej urody scenografia. Jej projekt i wykonanie jest dziełem pracowni Lubuskiego Teatru. Liczba mnoga autorów wydaje się adekwatna do efektu: na scenie mamy nowobogacki salon ze ścianami w realistycznie odmalowanym kamieniu, na których wiszą ciężkie maski i obraz ze "Śniadaniem na trawie". Żółta skórzana kanapa i barek dopełniają wnętrza, w którym przez dwie godziny aktorzy walczą o uśmiech publiczności. Z umiarkowanym, niestety, skutkiem. Dlaczego?

Wbrew swojsko brzmiącym imionom i dowcipom, wbrew gorzowsko -zielonogórskim akcentom, wplecionym w historię "Egzekutora", bliżej mu do scenicznych wzorców znad Tamizy, niż do zaskakujących świeżością źródeł z okolic Wisły i Odry. A że angielskie farsy trochę się widzom przejadły, rodzime próby przedłużenia gatunku też mniej smakują.

Trzeba nie lada okoliczności aktorskich i reżyserskich, by widz dat się uwieść dobrze znanej maszynerii. W przeciwnym przypadku doświadcza dość męczącej zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji