Artykuły

Co dzieje się w głowie młodego człowieka, który nagle zaczyna gadać Biblią?

"Męczennicy" Mariusa von Mayenburga w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Mike Urbaniak w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Lidka nie chce chodzić na basen z chłopcami z liceum. Strofuje ojca za to, że rozstał się z matką. A chorą koleżankę próbuje uleczyć tak, jak uzdrawiał Syn Boży.

Każda premiera w TR to wydarzenie, zwłaszcza że w ostatnich latach premier było tu tyle, ile w stolicy linii metra. Ciągną więc ludzie na Marszałkowską 8 w celu doznań metafizycznych lub choćby artystycznych. Szczególnie gdy reżyseruje sam dyrektor Grzegorz Jarzyna. Niestety, jego "Męczennicy" okazali się tak ekscytujący jak zeszłoroczna "Druga kobieta". Piękne obrazy, temperatura raczej pokojowa, cel przedstawienia nieznany.

O rodzeniu się religijnego fundamentalizmu miało być. O tym, co się dzieje w głowie młodego człowieka, który wychowany w zachodnim świecie liberalnych wartości nagle zaczyna gadać Biblią. Tymczasem dostaliśmy spektakl dla młodzieży, bo taki jest jego poziom (gimnazjaliści, wybaczcie). Całość jest nieprawdopodobnie infantylną opowieścią o dziewczynie (Lidka - Justyna Wasilewska), która pewnego dnia staje się żarliwą katoliczką. Nie chce chodzić na basen z chłopcami z liceum (jej kolega z klasy grany przez Dawida Ogrodnika zachowuje się, jakby był z zerówki), ojca (Cezary Kosiński) strofuje, że się z matką rozstał, a chorą koleżankę (Roma Gąsiorowska) próbuje uleczyć tak, jak uleczał Syn Boży. Nawróconą uczennicę kontruje jedynie nauczycielka biologii (Aleksandra Konieczna), darwinistka z krwi i kości, która - a to niespodzianka! - okazuje się Żydówką, a wiadomo, kto zabił Jezusa. No, taka sytuacja.

Trudno wręcz uwierzyć, że ta sztuka, wystawiona po raz pierwszy trzy lata temu na deskach berlińskiej Schaubühne, uznana została za dzieło radykalne (w oryginale zamiast Lidki mamy Benjamina). Chyba że Grzegorz Jarzyna - przygotowując adaptację i reżyserując - coś jednak zgubił i wyszła mu pozbawiona dramaturgii sekwencja ładnych obrazów pozbawionych mocy działania. A szkoda, wielka szkoda.

Kiedyś, podkreślając młodość i zadziorność TR Warszawa, pisano, że to teatr, do którego chodzi widownia w martensach. Dzisiaj, sądząc po tym, co trafia na afisz i kto się tym zachwyca, można śmiało powiedzieć, że to teatr przydeptanych mokasynów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji