Artykuły

Czy Wrocław jest prowincjonalny? Spojrzenie żydowskiego wygnańca

- Chodzi przecież w końcu o to, żeby mieszkańcy miasta przeżyli swoje życie szczęśliwie i owocnie - Leszek Leo Kantor zabiera głos w debacie o Wrocławiu w Tygodniku Wrocław.

Prowincjonalizm w czasach dynamicznych, wymagających ciągłych zmian, nowych doświadczeń i stawania na głowie, żeby sobie po prostu poradzić z tym wszystkim, może być wyzwoleniem. Nie zawsze więc prowincjonalne wyciszenie jest destrukcją. Ileż można pędzić samochodem, rozmawiając przez telefon ze szklanką kawy między nogami i rozjeżdżając psa, zająca albo nawet i przechodnia. Jak daleko w ten sposób zajedziemy? I czy czasem nie zajedziemy samych siebie?

Jednak czy duże miasto może być spokojne? Żyć na zwolnionych obrotach?

***

Wrocław nie jest takim miastem i nigdy takim nie będzie. Jest miastem wyzwań i ogromnej nadziei. Miastem, które tysiące młodych ludzi, opuszczających dziesiątki prowincjonalnych miasteczek Dolnego Śląska, obdarza wiarą i ufnością, że ich życie nabierze innych wartości i że będzie godne.

Nie wszystkie miasta Dolnego Śląska ruszyły po transformacji do przodu. Odwiedziłem wiele z nich po 20 latach zakazu wjazdu do Polski, który otrzymałem za współpracę z Radiem Wolna Europa i za pisanie w mediach przeciw komunie.

Nie chcę ich wymieniać, żeby nie obrażać mieszkańców, ale ich prezydentom, burmistrzom i radnym należałoby dać w łeb. A Wrocław skoczył do przodu. Nawet w zimowe styczniowe noce, nawet w poniedziałki lub inne zwykłe dni tygodnia tętni jakąś niezwykłą dynamiką.

Jeżdżę sporo po Polsce i w porównywalnych wielkością miastach tego nie widziałem. Warszawa jest o jedenastej w nocy pustawa, nie ma tam takiego mikroklimatu, nawet na Starówce. Może trochę na Nowym Świecie i na Chmielnej. Ale nigdzie nie widziałem tysięcy widzów, oglądających latem w nocy filmy na rynku.

***

Zawsze, w najgorszych nawet czasach, wisiała tutaj w powietrzu zapowiedź zmian na lepsze. Skromna, jeszcze nieśmiała, ale jednak.

To TUTAJ tworzył docenianą na całym świecie pantomimę Henryk Tomaszewski, a teatr studencki Kalambur zdobywał nagrodę po nagrodzie na międzynarodowych festiwalach teatrów studenckich za "Szewców" Witkacego w reżyserii żyjącego dzisiaj w Kopenhadze Włodka Hermana.

To TUTAJ i nigdzie indziej można było przemycić trochę wolnego słowa, złapać powiew świeżego powietrza. Wtedy właśnie aktor Marek Gołębiowski z Kalambura walił w Pałacyku monodram, nazywając pierwszego sekretarza PZPR Władysława Gomułkę niedouczonym idiotą i głąbem. A był to czas "świetności" tego towarzysza, chociaż czas niebezpieczny dla inaczej myślących. Nie wierzyli mu już wtedy studenci Wrocławia, klaskali i pokładali się ze śmiechu. W czasach, kiedy kulturę trzymano za mordę, Wrocław był odważniejszy niż inne miasta. Zostało to w mojej pamięci, bo zawsze darzyłem ogromnym szacunkiem ludzi zaangażowanych w walkę o dobro, mądrych i uczciwych, artystów w szczególności. Tacy byli wtedy we Wrocławiu. Nie wiem, czy są dzisiaj. Darzę to miasto ogromną miłością, lubością dziecka do matki, chociaż jestem pognanym z Polski w 1968 roku Żydem.

***

Jest Wrocław miastem, w którym można spotkać niezwykłe dobro okazane obcemu, nagle, niespodziewanie i bezinteresownie.

Takie dobro okazał mi profesor uniwersytetu, który zaoferował opiekę nad grobem mojej matki i jeździ na Lotniczą kilka razy w roku, żeby oczyścić nagrobek ze zgniłych liści. Wysyła mi z iPada zdjęcie czyściutkiej płyty z palącą się lampką w dzień pamięci zmarłych. Dobro okazała mi też sklepowa w sklepie nocnym na rogu ulicy św. Marii Magdaleny i pielęgniarka w przychodni lekarskiej na Oławskiej, kiedy w styczniu 2015 roku skoczyło mi ciśnienie, na szczęście lekko.

W opowiadaniu "Wyjechać z Juraty" opisałem Olę, wrocławską studentkę ekonomii z Bełchatowa. W 2010 roku w czasie wakacji pracowała w Juracie w recepcji hotelu wraz z trzema koleżankami z Wrocławia i zagroziła dyrektorowi, że wyjadą w środku sezonu, jeśli dyrektor hotelu wyrzuci z pokoju umierającą na raka kobietę, której życzeniem było spędzenie tego ostatniego w jej życiu lata właśnie w Juracie. Ten dyrektor, który był kiedyś dziennikarzem dużej gazety i chlał codziennie, uważał, że hotelowi grozi epidemia. Kiedy powiedziałem Oli, że przecież te zarabiane pieniądze są jej potrzebne, odpowiedziała mi, że ma spore stypendium naukowe w wysokości 300 zł i że sobie poradzi.

Skończyła studia celująco, została we Wrocławiu, wyszła niedawno za mąż, pracuje w zachodniej firmie, wysyłają ją często za granicę, awansuje bez przerwy, zarabia więcej niż szef Wrocławskiej Fundacji Filmowej. Wygląda znakomicie i niczym nie różni się od dziewczyn w Rzymie, Paryżu czy Sztokholmie. Przychodzi ze swoim chłopakiem na każdą projekcję moich filmów.

***

Jest więc Wrocław miastem nowoczesnym, dającym szanse, miastem nadziei dla młodych z prowincji, miastem dobra, miastem dynamiczności, jeśli tylko nie zniszczą go gałgańskie decyzje polityków i wrednej administracji.

Można by o tym napisać długie story ze Zbyszkiem Rybczyńskim w roli głównej. Mam w tym względzie, niestety, spore własne doświadczenie, ale miłość do tego miasta jest odporna na wszystko.

***

Leszek Leo Kantor (ur. 1940 w Charkowie) jest dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych "Człowiek w świecie" i szefem Międzynarodowego Forum Kultury w Szwecji. W 2007 roku otrzymał jedną z głównych nagród Federacji Artystów Szwedzkich za działania antyrasistowskie i antynazistowskie w dokumencie filmowym. W 2009 roku za monodram "Wyjechać ze skrzypcami" dostał nagrodę wojewody dolnośląskiego na wrocławskim Międzynarodowym Festiwalu Teatru Jednego Aktora.

Dziś o godz. 22.50 TVP1 wyemituje jego film pt. "W poszukiwaniu utraconego krajobrazu". To historia społeczności żydowskiej związanej ze stolicą Dolnego Śląska. Opowieść zaczyna się w latach 40. XX wieku, gdy do Wrocławia docierają przesiedleńcy z dawnych terenów Rosji oraz ci, którym udało się przetrwać niemieckie obozy koncentracyjne. To głównie dzięki nim w pierwszych latach po wojnie odrodziła się dawna wspólnota żydowska. W mieście powstają szkoły, teatry i przychodnie. Rozpoczynają się też szkolenia przyszłej armii izraelskiej - Hagany. Złote czasy rozwoju żydowskiej społeczności Wrocławia kończą wydarzenia z marca 1968 roku i represyjne działania komunistyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji