Artykuły

Małe jest cute

"Sprawa Gorgonowej" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński na blogu Teatr jest cute.

Tekst "Gorgonowej" jest jak kolekcja Jacob Birge Vision jesień-zima 2015-2016, czyli NA CO CI TA KOMBINACJA. Każde zdanie to osobny outfit gotowy na okładkę, same punchline'y, po polsku: petardy. Jakby trzeba było się zmieścić ze wszystkim, zanim będzie kropka, i tak cały czas. Nic się nie da wyrwać z kontekstu, bo autorka powyrywała sama. Lepiej się to CZYTA (pełen lookbook druknięto w programie, co jest ZAWSZE spoko). Inspiracją jest na pewno - bardziej niż Chorwacja, akta, źródła i hipnoza - Cioran, który też tak robił, one sentence at a time. Na przykład w "Towianach", które Jolanta Janiczak napisała wcześniej, kultowa "żałoba po ironii" była importem ze "Złego demiurga". W nowym show mamy "żałobę po szczęściu", "rozpacz jest najdelikatniejszą tkaniną", "jak uciec od bycia ilustracją, nie popadając w abstrakcję?", "jestem hazardzistką w płonącym kasynie" - i inne takie wykroje z szyfonu. Prościej mówiąc, na bogato.

Pisarko-szafiarka pracuje w duecie: ona jest od artsy-fartsy, a on jest od popu. On, team leader, bardziej się przejmuje istnieniem widowni. Obchodzi go, że kasa idzie nie tylko z urzędu, to znaczy od ludzi, którzy w większości tego nie zobaczą; jednak część płacących przyjdzie siąść na sali. Robi nam tak, byśmy siedząc, nie zasnęli: postać żeńska se poprowokuje, postać męska odsłoni poślady, młoda starszemu palnie mukę w czoło. I będzie PIOSENKA. Reżyser jeżeli szyje, to chociaż pret-a-porter, to znaczy DLA KOGOŚ. Prosto i od serca, żeby zrównoważyć żonę.

Margerita Gorgon PODOBNO zabiła. Spektakl "Sprawa Gorgonowej" czepił się tego "podobno" z mańki przeciwhistorycznej, czyli "co by było, gdyby". Ci twórcy już tak robili i udał im się ten teatralny format o dziejach kobiety, która nie chce być ofiarą. Tyle że poprzednio było jajeczniej. Żeby nie wpaść w żenę opowieści O CZŁOWIEKU, dają nam opowieść O KOBIECIE. Gorgonowa zderza się z wymiarem sprawiedliwości, który faktycznie, jak sam się chwali, jest ślepy. Jej proces to casting na mordercę: ktoś zabił, to wiemy, i szukamy chętnych. A że zgnilizna "idzie w pakiecie", to cudzoziemka o znaczącym nazwisku, zdradzająca i zdradzona, & chodząca w futrze - słowem, jak znalazł. To jest tak archetypowe, że nie ma bata, no prawie Medea! Marta Ścisłowicz gra "pussy riot", czyli "gdzie diabeł nie może". Skoro "morderczyni" i tak już jest w dupie, to co jej szkodzi sobie pospazmować w słusznej sprawie kobiet. Raczej BUTCH (niż femme) fatale. Wykonawczyni znowu daje w gwizdek, znowu wali na transgresję, co w jej wykonaniu jest już jakby nudne. Dalszy odcinek serialu o "hojnej aktorce" nadinteraktywnej, która dla sprawy pozwoli się nawet zahipnotyzować (lub ładnie udaje). A to odważne, bo scena odlotu atrakcyjna nie jest. Nie każdy zaryzykuje, że mu widzowie zaczną trzaskać drzwiami. Postać tytułowa w ogóle odrzuca. Wiadomo, czyj pomysł, ale czyja - zasługa?

W słabszym zespole to byłby one-woman show, ale w "Gorgonowej" nie ma tak, że skład pracuje na prima ballerinę; zgrania nie wyczuwam, każdy swoją grządkę pieli. Przywykliśmy ostatnio, że Juliusz Chrząstowski jest na scenie bogiem, a tu "tylko" spoko. Może dlatego, że jego zadanie aktorskie to dość często SIEDŹ I PACZ (!). Podobnie u Ewy Kaim i Romana Gancarczyka. Krzysztof Zarzecki i Jaśmina Polak - gdy ma się takich aktorów, to do roli lekko "przerytego" rodzeństwa nie trzeba brać metrykalnych dzieci z problemami. Zygmunt Józefczak dostał konceptualną partię "Golgoty Picnic", a Szymon Czacki partię wysięgnika. Hit przychodzi ze strony Katarzyny Krzanowskiej, która - powiedzmy anachronicznie - gra międzywojenne parcie na szkło. To jest coś: wcielić się w MEDIA i zostać najkochańszą postacią wieczoru! Jakiś wyższy Brecht. Mała rola przerywana, lecz gdy tylko wchodzi, to jesteśmy cali jej. Że zacytuję "Rodzeństwo" Bernharda: "nieważne, ile aktor jest na scenie, ważnie JAK". Małe bywa boskie i nie wszyscy muszą krzyczeć.

Co do scenografii, to już mnie osłabiają te grzejniki na #Kolonii. "nie-boską komedię" na tej samej scenie (i ten sam scenograf!) lubię choćby za to, że tę ścianę zasłoniła. Tełko puszczone znaczy, że "bebechy", że w teacze (!) jesteśmy, albo nawet w piekle, no i gadaj z nimi. Podłoga ufajdana zwyczajowym syfem Korchowca, na proscenium przybornik z kilofami (do celowania nie tylko w kamola). Jest to tak BRZYDKIE, jak te szarże laski tytułowej - tak miało być i tak jest. Spektakl zbrzydza nam przestępstwo, pokazuje, że jest fuja. Czyli jednak rekolekcje. Znudzeni tym lookiem mogą polampić się w sufit, gdzie coś na nich czeka, albo zezować na lewo, gdzie jest coś do poczytania, albo w prawo - plazma z performansem pt. "Żryj gruz", albo siąść tyłem do sceny i się patrzeć na statystów plus Brzyskiego w podświetlonym tylnym rzędzie. Statyści-KRYMINALIŚCI... Obsadzanie "ciekawych amatorów" (tutaj: osób z wyrokiem), chodliwe już w zeszłym sezonie, ma klimat słusznej, lecz jednak łatwizny. Reżowie główkują, kim tu jeszcze wykluczonym dorzucić do pieca. U Rubina to, powiedzmy, działa, co zobaczą Państwo w finale. Tylko proszę się nie uprzedzać. Myśl na koniec chyba taka, że jeśli jesteś nie fair wobec prawa, to prawo dla ciebie też.

**

SPRAWA GORGONOWEJ, STR Kraków, reżysera Wiktor Rubin, tekst i szafiarstwo Jolanta Janiczak, wideo i szafiarstwo Hanna Maciąg, wystrój i świecenie Michał Korchowiec, muzyczka Bartosz Dziadosz, na scenie itp. Bogdan Brzyski, Juliusz Chrząstowski, Szymon Czacki, Roman Gancarczyk, Zygmunt Józefczak, Ewa Kaim, Urszula Kiebzak, Katarzyna Krzanowska, Jaśmina Polak, Krzysztof Zarzecki, Marta Ścisłowicz, Jerzy Korzewski i statyści. Byłem 29 marca 2015.

teatrjestcute.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji