Artykuły

Niepokój w Kansas

- Moim mistrzem, jeśli chodzi o podejście do pracy jest bostoński dyrygent Benjamin Zander, który w wieku 45 lat przeżył przełom. Był kapelmistrzem "zamordystą", gdy nagle uświadomił sobie, że on sam nie wytwarza żadnego dźwięku, a wszystkim, co ma, jest ten 160-osobowy zespół, przed którym stoi - mówi reżyser Marcin Wierzchowski przed premierą "Kansas" w Teatrze im. Horzycy w Toruniu.

Jest broń palna i jest tajemnica. Nie, najnowsza propozycja Teatru Horzycy to nie kryminał. Broń bohaterowie mają dlatego, że w ich stanie to dozwolone, a tajemnica towarzyszyła całemu procesowi powstawania przedstawienia "Kansas", które premierę będzie miało jutro, 28 marca (godz. 18).

W kruchości siła?

- Miasteczko, miejsce akcji, nazywa się Andover (takie istnieje naprawdę w stanie Kansas), co znaczy "i koniec". Przyglądamy się społeczności w obliczu nieuchronnej katastrofy. To tornado, od czasu do czasu nawiedzające ten rejon - mówi reżyser przedstawienia Marcin Wierzchowski. - Każdy mieszkaniec miasteczka staje przed koniecznością podjęcia decyzji, co dalej. Albo uświadamia sobie, że jego życie jest niespełnione. Znamienne zdanie wypowiada policjant: "Może kiedy przejdzie tornado, ludzie zaczną poważniej traktować moje pogadanki o zagrożeniu". To zdanie wskazuje, o czym jest nasz spektakl: o kruchości życia, która jest zarazem naszą słabością, jak i wartością.

Inspiracją, potraktowaną dość swobodnie, była książka Lymana Bauma "Czarnoksiężnik z Krainy Oz". W przedstawieniu, jak w baśniowej opowieści Bauma, jest bohaterka (tu dorosła), która wyrusza w drogę, by wrócić do, domu, choć tu powrót rozumiany jest bardziej metaforycznie.

- Moja bohaterka - mówi grająca Dorę (czyli Dorotkę z "Czarnoksiężnika") Jolanta Teska - chce się dowiedzieć, dlaczego żyjemy tak a nie inaczej, nie uczciwiej, nie lepiej.

A wspomniana tajemnica? Treść spektaklu była tajemnicą nawet dla reżysera aż do rozpoczęcia pracy z aktorami. "Kansas" to bowiem sztuka, powstała z propozycji aktorów, którzy w niej występują, z ich improwizacji.

Bez gotowego tekstu

Marcin Wierzchowski już parę lat temu wystawił w Toruniu przedstawienie wykorzystujące improwizację ("Przedostatnie kuszenie Billa Drummonda"), ale w mniejszym stopniu niż w "Kansas".

- Praca nad "Kansas" okazała się niezwykłą przygodą. Aktorzy najpierw tworzyli swoje postaci, potem, już jako te postaci, improwizowali. Podeszli do tego z dziecięcym wręcz entuzjazmem, a jednocześnie poważnie - mówi reżyser.

- Spotkaliśmy się nie mając gotowego tekstu. Dostaliśmy jedynie wskazówki, co do tworzenia postaci. Zaczęliśmy je budować, wchodzić w relacje. Nasze improwizacje były nagrywane. Wybrane z tych nagrań fragmenty złożyły się na tekst sztuki - relacjonuje Łukasz Ignasiński, aktor grający w przedstawieniu zbuntowanego dziewiętnastolatka wychowywanego przez samotną matkę.

- Moim mistrzem, jeśli chodzi o podejście do pracy - dodaje reżyser - jest bostoński dyrygent Benjamin Zander, który w wieku 45 lat przeżył przełom. Był kapelmistrzem "zamordystą", gdy nagle uświadomił sobie, że on sam nie wytwarza żadnego dźwięku, a wszystkim, co ma, jest ten 160-osobowy zespół, przed którym stoi. Zdał sobie sprawę, że każdy z tych ludzi poświęcił się muzyce nie dlatego, że musiał, ale dlatego, że chciał, i dopiero życie zweryfikowało ambicje. Zander uświadomił sobie, że jego rolą jest obudzić w muzykach ich pierwotny potencjał, przywrócić pasję. I tym się kieruję w pracy z aktorami.

Ich troje ze zniżką

Premierą "Kansas" toruńska scena dramatyczna zaakcentuje Międzynarodowy Dzień Teatru, który przypada 27 marca. Premierze towarzyszyć będzie wręczenie Wilamów, dorocznych nagród dla przyjaciół i mecenasów placówki. Wilama dostanie też aktor, wybrany w plebiscycie publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji