Toruńskie Dionizje (fragm.)
...Bez cienia nadziei zasiada publiczność, by obejrzeć "Franka V". Jakie można mieć złudzenia, gdy sztuka rozłożyła się w tak doświadczonym teatrze jak Dramatyczny w Warszawie? W dodatku prasa na Wybrzeżu (takie krążą słuchy) wypowiadała się o tym przedstawieniu bardzo sceptycznie.
I nagle dzieje się coś, czego nikt nie przewidywał. Po pierwszym akcie zrywają się oklaski: nie te grzecznościowe, ale burzliwe, namiętne. W antrakcie wszyscy zapamiętale dyskutują. Sukces teatru? Bądźmy ostrożni, nie dajmy się unieść pierwszym wrażeniom. Ale to, co się dzieje na scenie, trafia bezbłędnie w styl sztuki: reżyser (J. Goliński) idzie ostro i na całego w groteskowym ujęciu i równoczesnej parodii konwencji operowych.Jest w tym żelazna konsekwencja. Każdy z pomysłów zaskakuje świeżością. To, co w Warszawie się nie udało, tu święci triumfy. Już pierwsza scena sfingowanego pogrzebu Franka V świetnie rozwiązana: kondukt przy akompaniamencie marsza żałobnego nie wchodzi majestatycznie, lecz... wbiega. Jest w tym coś z klimatu filmów Rene Claire'a. Groteska.
Inny gorąco oklaskiwany obraz - śmierć prokurenta bankowego Bockmanna. Prawdziwa groza wieje na [widowni, gdy żona Franka V, Otylia, przygotowuje śmiertelny zastrzyk: strzykawka błyska w ciemnościach jak sztylet, a z tonących w mroku kulis wynurza się chór z zapalonymi świecami, otaczając łóżko konającego. W ogóle wprowadzenie chóru-akompaniamentu jest pomysłem znakomitym!
Rola Otylii - to kreacja. Aktorka (B. Czosnowska) tworzy postać niemal nierzeczywistą, sztywną, pełną grozy. Jest w niej więcej cech okrutnego mechanizmu niż człowieczeństwa. Podkreśla to jeszcze głosem ostrym, bezwzględnym. Bardzo przypomina Klarę Zachanassian z "Wizyty starszej pani".
"Arie" śpiewane są po brechtowsku do publiczności albo lekko jak w operetce lub z operową emfazą. Spektakl roi się od reżyserskich pomysłów. Znakomicie np. rozwiązano finał. Gdy odsłania się kurtyna na scenie leżą rządkiem trupki pomordowanych przez gangsterski bank. Podchodzi kelner z kawiarni Guillaume i podnosi jednego z nich. Umrzyk ożywa, w ślad za nim inni. Cały zespół kłania się publiczności.
Na widowni entuzjazm. Grzmot oklasków. Wszyscy wstają z miejsc, skandują brawa. Zapał ogarnął nie tylko "cywilów" - aktorzy z innych teatrów klaszczą chyba najgłośniej. Oni jak nikt inny wiedzą, ile trudu kosztuje stworzenie takiego spektaklu...