Artykuły

Przemysław Wasilkowski: Do serialu można iść bez szkoły aktorskiej!

- W szkole spotkałem duży opór i dystans wobec Grotowskiego i jego metody. To pozostało do dzisiaj. Był w naszym świecie teatralnym osobą trochę podejrzaną. Ale to jest bardzo polskie. Nie chcemy zaakceptować faktu, że Grotowski jest twórcą formatu światowego. Uważamy, że jest tylko "nasz", ale go nie cenimy - mówi Przemysław Wasilkowski, aktor, ostatni Polak, który pracował w ośrodku Grotowskiego we Włoszech przed jego śmiercią.

Żartowaliśmy w redakcji, że Anna Wendzikowska, która nie wiedziała, kim był Jerzy Grotowski, powinna dostać medal od ministra kultury, bo dzięki niej miliony ludzi w Polsce dowiedziały się, kim był Jerzy Grotowski, jego teatr i jego metoda.

- Nie przeceniałbym tego. Bo tak jak szybko Grotowski zaistniał w świadomości Polaków, tak samo szybko zniknie po krótkotrwałym szale. Żeby ludzki mózg zapamiętał informację, musi ją powtórzyć 7 lub 8 razy. Wie to każdy, kto uczy się języków obcych.

Ale my mamy okazję o Grotowskim porozmawiać. Jakiś czas temu młody i dziś bardzo modny aktor, zapytany w wywiadzie o Rudolfa Valentino, przyznał, że nie wie, kto to. Zastanawiałam się, czy aktor musi znać historię teatru i filmu?

- Po pierwsze, w postmodernistycznych czasach zmienia się pozycja mediów i dziennikarza. To już nie jest osoba, która przekazuje nam bardzo ważną informację, za którą coś stoi. Proszę zwrócić uwagę na mały detal - osobie z pierwszej gildii dziennikarskiej, która przez lata wpływała na poglądy Polaków, przedstawiono ciężkie zarzuty. Ale czy zburzyło to jakiś autorytet? Nie! To tylko news. Gdyby Sigourney Weaver zapytała o Polańskiego czy Kieślowskiego, pani Wendzikowska mogłaby wiedzieć. Cóż, teatr jest bardzo niszową dziedziną sztuki. Z badań wynika, że tylko dwa procent Polaków bywa w teatrze więcej niż dwa razy w roku.

O! To można powiedzieć, że Polacy właściwie nie chodzą do teatru,

- Sztukę teatru najpierw "nakryło" kino, potem telewizja, a teraz internet. Odpadło wiele funkcji teatru, które przejęły inne media. Na przykład funkcji kulturotwórczej już teatr nie spełnia. Kiedyś aktor wygłaszał ze sceny teksty, które były znaczące dla tożsamości narodu. To się skończyło.

No i kimś znaczącym dla tożsamości był Jerzy Grotowski!

- Do tego zmierzam. Był nie tylko twórcą teatru, ale i filozofem, i twórcą metody aktorskiej. Pracowałem na Zachodzie pięć lat, najpierw w Pontederze u Grotowskiego, potem trochę jeździłem i prowadziłem warsztaty ze studentami uczelni aktorskich w Anglii i Francji. Tam ludzie się dobijają, żeby nauczyć się choć trochę jego metody. Jest bardzo ceniona w zachodnim świecie, a nawet w Chinach i - podobno - także w krajach arabskich.

Kiedy Grotowski zaczął pracę, pana jeszcze nie było na świecie. Potem, kiedy wyjechał z Polski, miał pan 13 lat. Ominęła pana epoka największego kultu Grotowskiego. Otaczała go aura królewskiej wielkości. Był nie tylko sławnym twórcą teatru, ale też mody. Po ulicach Wrocławia chodzili długowłosi faceci w sandałach i z plecakami. Nazywano ich Grot-ludźmi. A kiedy pan poszedł do szkoły teatralnej w Łodzi, ta aura wyparowała i Grotowski z Polski zniknął. Czego uczył się pan w łódzkiej szkole?

- W latach 80. XX wieku praktyka teatralna opierała się coraz bardziej na cielesności aktora, ale pedagogika pozostawała ciągle na etapie analitycznego aktorstwa. No więc my - bo nie tylko ja, ale i wielu moich kolegów - zaczęliśmy szukać czegoś innego. I powiem szczerze, że jako student pierwszego roku też o Grotowskim nic nie wiedziałem.

Ale nazwisko chyba pan znał?!

- Nazwisko tak. Zacząłem grzebać i szukać czegoś więcej na jego temat. Dowiedziałem się, gdzie Grotowski przebywa i pojechałem do niego. Ale w szkole w Łodzi spotkałem duży opór i dystans wobec Grotowskiego i jego metody. To pozostało do dzisiaj. Był w naszym świecie teatralnym osobą trochę podejrzaną. Wielu polskich twórców teatru miało do niego stosunek nieco ironiczny. Niektórzy nawet mówią, że był to jakiś hochsztapler. Ale to jest bardzo polskie. Nie chcemy zaakceptować faktu, że Grotowski jest twórcą formatu światowego. Uważamy, że jest tylko "nasz", ale go nie cenimy. Powiem pani, że Studium Aktorskie działające przy Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie to jedyna szkoła, która zdecydowała się na wykorzystanie mojego doświadczenia. Złożyłem swoją ofertę wszystkim szkołom teatralnym w Polsce i żadnej nie zainteresowała. I, co ciekawe, teraz piszę doktorat w Łodzi. Ta szkoła też nie jest zainteresowana tym, żebym tam uczył. To trochę wyjaśnia, dlaczego ta pani nie wiedziała, kim był Grotowski, a Weaver temu się dziwiła, bo dla niej Grotowski to ktoś taki jak Beckett, Genet czy Peter Brook.

Opowiedzmy o metodzie Grotowskiego. Wspomniał pan już o wadze cielesności w jego praktyce teatralnej. Grotowski stwarzał aktora totalnego. Nie tylko wymagał od niego fenomenalnej sprawności fizycznej, ale też, moim zdaniem, wkraczał w jego prywatne życie. Żądał, by aktor całe życie podporządkował się teatrowi. Było to aktorstwo ekstremalne.

- Wówczas o teatrze podobnie myślało wielu artystów, na przykład Pina Bausch. Nie traktowali go jako miejsca pracy od 8 do 14. Oczywiście za tą metodą szło poświęcenie prywatności. No, ale to jednak sztuka! Było to, jak pani powiedziała, ekstremalne i może dlatego Grotowski został tak z naszej zbiorowej pamięci wypchnięty.

Widziałam pana spektakl "Lament Doctoris Fausti". Nie będę zdradzać finału, bo to jednak teatr, więc pozostawmy element zaskoczenia. Powiem tylko, że kiedy się kończy, publiczność nie bije brawa. Siedzi w ciemności w milczeniu. Wszyscy są wstrząśnięci. Bo jest to rodzaj teatru bardzo bliski rzeczywistości. Ból na scenie jest bardzo bliski prawdziwemu bólowi, śmierć jest bliska prawdziwemu umieraniu. W operze też bohaterowie często umierają, ale śpiewają. My się wzruszamy do łez, ale bijemy brawo, bo jest tu umowność. A u pana jej jakby nie było.

- Bo to, co Grotowski odkrywał, ale to też odkrywał Peter Brook, to rodzaj aktorstwa totalnego. Kiedy prowadzę dzisiaj w XXI wieku swoje badania aktorskie, to najważniejsza jest właśnie granica wcielenia. Ja nie mówię, że w ogóle na scenie nie oszukuję, bo w teatrze wszyscy trochę oszukujemy.

Ale aktorzy, tacy jak pan, chyba najmniej.

- Chodzi o to, żeby aktor był szczery w stosunku do tego, co robi. I na tym planie wkład Grotowskiego jest ogromny. Nie widzę nikogo, kto poszedłby dalej niż on.

Jakim człowiekiem był Grotowski? Jego życiorys składał się z różnych, nieprzystających do siebie elementów. Był członkiem ZMS, apotem PZPR do czasu rozwiązania partii. Odbył podróż do Indii, która odmieniła go i mentalnie, i fizycznie. Robił teatr, ale ostatnie przedstawienie "Apocalipsis cum figuris" zostało zrealizowane w pierwszej połowie lat 70. Potem, już przedstawień nie ma, są projekty czy wyprawy terenowe. Gdy ogłoszono stan wojenny, zamieszkał we Włoszech, czego wielu Polaków w Polsce na pewno mu zazdrościło.

- Przede wszystkim, także na ostatnim etapie życia, Grotowski badał człowieka-aktora i to, jak głęboko można się w tym zanurzyć. Dlatego odciął się od świata. I ze swego teatru ubogiego odrzucał kolejne elementy. Co będzie, gdy odrzucimy światło? - zastanawiał się. - Co będzie gdy odrzucimy dźwięk? I doszedł do granicy - co będzie, gdy odrzucimy widza. Próbował odkryć źródło teatru.

A czym dla pana jest teatr?

- Przede wszystkim kontaktem. Chociaż spędziłem wiele godzin na samotnych próbach, jest to bardzo teatralny fragment mego życia. W sali na próbach byłem sam, ale byłem w kontakcie ze swoimi emocjami, ze swoją pamięcią. Ale esencją teatru jest kontakt między ludźmi. Kiedy ktoś zaczyna coś opowiadać, wtedy zaczyna się teatr. Po powrocie z Włoch zaskoczyło mnie, że polski teatr po 1989 roku trochę wyparł się swojej tradycji. A w czym tkwi siła teatru rosyjskiego czy niemieckiego? W pielęgnowaniu przeszłości. W Rosji jest to tradycja Konstantego Stanisławskiego, w Niemczech Bertolda Brechta. Myśmy po 1989 roku zachłysnęli się nowościami Zachodu i gdzieś zarzuciliśmy mocne, własne podstawy naszego teatru - nie tylko Grotowskiego, ale i Kantora czy Henryka Tomaszewskiego.

I z ust jednego z młodych reżyserów padły okropne sława: "Jebać starego".

- I to jest niemądre.

A czego pan uczy studentów?

- Aktorski ekstremizm nie jest dla wszystkich. Ale jak chce się z kogoś zrobić prawdziwego artystę, to czasem środki muszą być okrutne.

To co pan im robi?!

- To, co robił Grotowski. Przypominam im, żeby cały czas zadawali sobie pytanie: Po co chcę być aktorem? I oni przed tym pytaniem uciekają. A studentów trzeba cisnąć, bo oni w przyszłości będą ludźmi kultury, będą kształtowali tożsamość mieszkańców tego kraju. Do bycia tylko aktorem nie jest potrzebna szkoła wyższa! Wystarczy praktyka. Do serialu można iść bez szkoły!

***

Jerzy Grotowski (1933-1999) - reżyser teatralny, praktyk i teoretyk kultury, reformator teatru. Urodził się w Rzeszowie. W1955 roku ukończył studia aktorskie w PWST w Krakowie, po czym wyjechał na studia reżyserskie do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (GITIS) w Moskwie, gdzie zetknął się z metodą pracy teatralnej Konstantego Stanisławskiego. W1959 roku wraz z Ludwikiem Flaszenem objął Teatr 13 Rzędów w Opolu i przekształcił go w Teatr Laboratorium. W1985 roku przeniósł się do Pontedery we Włoszech, gdzie w 1986 roku założył Work-center of Jerzy Grotowski, z czasem przekształcone w Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards.

***

Przemysław Wasilkowski jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi. W latach 1994-1999 przebywał na stażu w Workcenter Jerzego Grotowskiego w Pontederze we Włoszech. Od maja 1999 roku prowadził cykl spotkań w Polsce i za granicą. Jest wykładowcą Studium Aktorskiego w Olsztynie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji