Artykuły

Dziadki w dziatkach

"Dziadki, dziatki" Elżbiety Chowaniec w reż. Marka Zákostelecký'ego w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach. Recenzja Ryszarda Kozieja z Radia Kielce.

Wczoraj lalkarze z całego świata mieli swoje święto, mało kto o tym wie, bo to dopiero kilkunastoletnia tradycja, ale niecały tydzień przed Międzynarodowym Dniem Teatru lalkarze redagują swoje własne przesłanie na Światowy Dzień Lalkarstwa. W tym roku autorem jest Kurd Behrooz Gharibpour z Iranu. Dlaczego dwa święta? Nie od dziś wiadomo, że teatr lalkowy przez wielu twórców scen dramatycznych ale też widzów uważany jest za pośledniejszy rodzaj sztuki, za bajkę z której się wyrasta. Mówi o tym też Behrooz Gharibpour, zacytuję fragment: "...zdałem sobie sprawę, że moi koledzy z szeroko pojętego środowiska teatralnego patrzyli na lalkarstwo z góry, z pogardą, uważając, że są zbyt ważni, a ich status zbyt wysoki, by mogli być częścią lalkowego świata."

Dlaczego przypominam ten fragment? Ano dlatego, że wczorajsza premiera sztuki "Dziadki, dziatki" Elżbiety Chowaniec i Marka Zákosteleckýego w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach poprzez swoją autotematyczną formułę jest po części sztuką odwołującą do historii teatru lalkowego zaś w szerszym wymiarze o jego wpływie na kształtowanie wyobraźni, wreszcie dosłownie o jego wpływie na całe nasze życie.

Bohaterem przedstawienia jest Henri w czterech postaciach: chłopca, młodzieńca, mężczyzny i dziadka. Każdą z tych postaci w żywym planie gra inny aktor, a co oryginalne w przedstawieniu, wszyscy czterej występują razem na scenie. Można by tu od razu zastosować wyszukaną interpretację o jedności psychiki ludzkiej, w której elementy dzieciństwa i młodości współistnieją w dorosłym i dojrzałym życiu, ale sam czeski reżyser Marek Zákostelecký podkreśla, że teatr ma przede wszystkim bawić a cała intelektualna nadbudowa jest rzeczą wtórną. Teatr ma oddziaływać na wyobraźnię, później jego wspomnienie zainicjuje dopiero jakieś własne przemyślenia. Stąd też druga konwencja kieleckiego przedstawienia - absurd rodem z limeryków Edwarda Leara. Innymi słowy zabawa, iluzjonistyczne sztuczki wywołują śmiech na sali i z taką zabawą, owi niektórzy "koledzy z szeroko pojętego środowiska teatralnego" jak napisał kurdyjski lalkarz, kojarzą wyłącznie lalkową scenę a to tylko jedna strona medalu. Absurd z kolei przyjmowany przez najmłodszych widzów jako coś naturalnego dopiero w dorosłym życiu odrzucany jest przez ostrożną racjonalną psychikę i rzec by można za autorami spektaklu, że to takie nasze nieszczęście, nasze zubożenie, bo jakże często w dojrzałym już życiu często nieświadomie poszukujemy właśnie tego absurdu, tej naszej niedojrzałości, zadziwienia, zachwytu, dzieciństwa po prostu.

Bohater spektaklu w dzieciństwie został przez swego dziadka dyrektora teatru lakowego wprowadzony w magiczny świat. Dziadek nauczył go lalkarskiej sztuki i zniknął, w domyśle zmarł. Bohater jest jego następcą i kontynuatorem rodzinnej tradycji. To tylko jedna z historii bo na spektakl składa się ich jeszcze kilka, dziadek z Kielc zakłada park sadząc drzewa, dziadek ze słowackich Tatr owieczki nazywa kosmicznymi obiektami i po jego śmierci wnuk patrząc w nocne niebo widzi tam waśnie swojego dziadka ze zwierzętami, inny zamienia się w wiatr bo zanim zniknął, pasjonował się szybkimi motorami, jeszcze inny z Hradec Kralowe umiał przyrządzać najlepsze na świecie flaki i wspomnienie ich smaku przetrwało mimo jego nieobecności.

Tyle, że to wszystko są już refleksje po obejrzeniu przedstawienia, na scenie mamy spontaniczną i śmieszną zabawę. Autorzy poprzez scenografię wyraźnie odwołują do tradycji dawnego teatru, takiego z rozświetloną rampą i czerwoną kurtyną, nawet teatru jarmarcznego z kukiełkami animowanymi przez jednego aktora, jednak wykorzystują również współczesne efekty, mamy więc wizualizację rozgwieżdżonego nieba i elementy teatru cieni. Mamy też przegląd różnych lalkarskich technik począwszy właśnie od animacji pacynkami skończywszy na prowadzeniu przez kilku aktorów potężnej kukły.

Zabawa i spontaniczność docierające do widzów ze sceny są jednak efektem niezwykle starannie przygotowanego spektaklu, wymagającego niezwykłej precyzji i wszystkie te elementy doskonale połączyły się w premierowym przedstawieniu. Mikołaj Biernacki, Michał Olszewski, Zdzisław Reczyński i Andrzej Kuba Sielski jako cztery wcielenia Henriego zbudowali na scenie przekonujące i zabawne postaci także poprzez świetną synchronizację swoich ról. Przenikanie się elementów różnych technik teatralnych również jest doskonale dopracowane i płynne. Spektakl osiągnął swój cel, wprowadził widzów w świat nierzeczywisty, miejscami absurdalny, najmłodsi widzowie bawili się doskonale a starsi z nostalgią odnajdywali w sobie dzieci wspominając własnych magicznych przecież, bo niespotykanych dziadków.

To przedstawienie w kieleckim teatrze lalkowym trzeba koniecznie zobaczyć.

***

emisja w niedzielę 22 marca 2015 r. w programie "Pierwsza recenzja"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji