Artykuły

Mistyk, ale bez Pana Boga

Od soboty odbywają się w Gdańsku wystawy, koncerty i spektakle Tygodnia Flamandzkiego. Jednym z zaproszonych artystów jest głośny belgijski reżyser Jan Fabre. Monodram "Drugs kept me alive" w jego reżyserii, w wykonaniu Antony'ego Rizzi, pokazano w siedzibie teatru na początek całotygodniowej imprezy - pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Wielka, wielka szkoda, że nie przyjechały do Gdańska dwa spektakle, firmowane nazwiskiem Jana Fabre'a, głośnego belgijskiego artysty. Mieliśmy je obejrzeć podczas organizowanego przez Gdański Teatr Szekspirowski Tygodnia Flamandzkiego, ale nagłe choroby aktorów - tak to wyjaśnili organizatorzy - uniemożliwiły przyjazd zespołu słynnego performera i reżysera. Dostaliśmy jednak coś w zamian - dwa monodramy, z których pierwszy, "Drugs kept me alive" [na zdjęciu], pokazano w siedzibie teatru na początek całotygodniowej imprezy.

Dalej i mocniej

Nazywam się Anthony Rizzi - przedstawił się publiczności, w pierwszych słowach padających ze sceny, aktor grający w tym monodramie. Wstęp zachęcał do oglądania monodramu jak wyznania czy spowiedzi aktora, czy może raczej Jana Fabre'a, autora tekstu. Nie będę się jednak zastanawiał, ile z tych seksualno-narkotykowych przekroczeń było udziałem jednego czy drugiego artysty w ich życiu, bo nie w tym rzecz. Idzie tu raczej o pokazanie życia jako ciągu przekroczeń, im dalej, im mocniej, im dowolniej, tym lepiej. Możliwości przekroczeń, gdy dać sobie do nich pełne prawo, są przecież nieograniczone, tak jak nieskończona wydaje się liczba porozstawianych na scenie buteleczek, z których aktor "zażywa" kolejne drągi. O przekroczeniach seksualnych dowiadujemy się z jego niczym nieskrępowanych i fizjologicznie dosadnych opowieści. Krwistych, trzeba przyznać.

Co tu zatem robią porozstawiane wielkie miednice, napełnione mydlinami, z których Rizzi wyczarowuje wciąż nowe wielkie mydlane bańki? "Jestem mydlanym czarodziejem" - mówi o sobie. Monodram kończy się piękną sceną, w której Rizzi tworzy mydlaną bańkę wymieszaną z papierosowym dymem, trwalszą przez to i doskonale kulistą. Bańka unosi się ponad stołem, powoli opada pod własnym ciężarem, wreszcie - rozpryskuje się i znika. Zapada ciemność, sprzed naszych oczu znika także oświetlona chwilę wcześniej twarz aktora.

Współczesny mistyk

Życie ludzkie swoją nietrwałością, kruchością przypomina mydlaną bańkę - nie jest to odkrywcza metafora, ale u Fabre'a gubi całą swoją banalność przez to, że zderzona jest z obrazem ludzkiego życia jako ciągu drastycznych, skrajnych przekroczeń, aż po prowadzącą do śmierci autodestrukcję. Człowiek jest kruchy i ulotny, ale w swojej wolności, w dążeniu do tego, by doznać wszystkiego, jest kimś na miarę absolutu. Tak to przynajmniej wydaje się widzieć Jan Fabre, który sam o sobie powiedział kiedyś, że jest "współczesnym mistykiem". Współczesnym - czyli obywającym się bez Boga... Dla kogoś przekonanego, że duchowe źródła znajdują się poza człowiekiem, a nie w nim, myślenie Fabre'a pozostanie manowcami, częstymi zresztą w tej naszej "współczesności", ale przyznać trzeba, że przedstawionymi z dużą teatralną siłą.

Szkoda więc, że nie przyjechały dwa inne spektakle Fabre'a, ale i bez nich Gdańsk, po Poznaniu czy Łodzi, stał się kolejnym polskim miastem, w którym można się było spotkać bezpośrednio z jego sztuką. Narobił też belgijski performer apetytu na cały Tydzień Flamandzki.

W piątek i sobotę czeka nas największe teatralne wydarzenie tej imprezy - spektald "Front" Luca Percevala, w wykonaniu NTGent oraz aktorów z hamburskiego Teatru Thalia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji