Artykuły

My, żałośni ekshibicjoniści

Eric Bogosian, amerykański pisarz ormiańskiego pochodzenia, jest w naszym kraju mało znany. Tym­czasem jego biogram artystyczny jest bo­gaty i różnorodny. Bogosian to nie tylko aktor krążący po Stanach Zjednoczonych ze swoimi skandalizującymi monodra­mami, ale również utalentowany drama­turg i scenarzysta. Po jego teksty bądź ak­torskie usługi sięgają, poza twórcami te­atralnymi, także słynni amerykańscy fil­mowcy: Oliver Stone, Robert Altman, Steven Spielberg czy Woody Allen. Lepszej rekomendacji nie trzeba.

U nas popularyzuje jego twórczość Jacek Orłowski, który już po raz trzeci realizuje sztuki Bogosiana, za każdym razem wybie­rając formułę monodramu i powierzając jej wypełnienie Bronisławowi Wrocławskie­mu. Oto więc w polskim życiu teatralnym powstał nowy twórczy duet, który propo­nuje widzowi niezłą zabawę w stylu talk-show. Niech nas ta informacja jednak nie zmyli; Orłowski sięgając po ten komercyj­ny gatunek telewizyjny, wykorzystuje tyl­ko jego schemat, w którego wnętrze wkła­da prawdziwie teatralne "mięso".

Monodram z natury rzeczy jest trudną formą sztuki aktorskiej, a jednocześnie - bo tak to na ogół bywa - dla widza mało atrakcyjną. W tym przypadku ta ogólnikowa prawda nie potwierdziła się. Wrocław­ski nie tylko zdołał przez półtora godziny utrzymać uwagę zabrzańskiej publiczności, ale również - w tonacji żartobliwo-satyrycznej - opowiedzieć coś istotnego o kon­dycji moralnej współczesnego Amerykani­na (i nie tylko Amerykanina), poddanego obezwładniającemu i ogłupiającemu impe­ratywowi "bycia szczęśliwym".

Tę grę rozpoczyna telewizyjny showman, który nakazując wyimaginowanej a jednocześnie realnej publiczności (wszak my, widzowie teatralni, ją tworzymy) od­rzucenie balastu stresów i codziennych zmartwień, które nosimy w sobie, goniąc za pieniędzmi, sławą czy karierą. I wtedy karuzela rusza - Wrocławski, wykorzystu­jąc bogaty arsenał środków aktorskich,

tworzy długą galerię typów ludzkich, które raz śmieszą, raz przerażają, raz budzą litość bądź zażenowanie. Telewizyjna kamera sprawia, że nawet "przeciętny mężczyzna w średnim wieku" gotowy jest poddać się duchowemu, moralnemu negliżowi i mó­wić o rzeczach, do których w "normalnej sytuacji" nawet sam przed sobą by się nie przyznał. Jakież to amerykańskie! Jakież to polskie - chciałoby się dodać, mając na uwadze także rodzime programy w rodza­ju: "Wybacz mi". Ten żenujący ekshibicjo­nizm jest w tym spektaklu źródłem komi­zmu, ale przecież także ziarnem, z którego wyrosnąć powinno niepokojące pytanie: Czyżbyśmy byli aż tak żałośni?

Brawura, z jaką Wrocławski tworzy skrajnie różne typy ludzkie, nie popadając przy tym w łatwą karykaturę, przekonu­je, że jest to aktor, którego w tej konkret­nej sztuce, w naszych polskich realiach te­atralnych, przebić mógłby chyba tylko Jan Peszek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji