Artykuły

Mieszczanie ze squatu

Teatr Komuna// Warszawa zorganizował festiwal swoich spektakli. Niegdyś zdeklarowani anarchiści są dziś badaczami kondycji duchowej polskiego mieszczaństwa - pisze Łukasz Saturczak w Newsweeku.

Grupa anarchistów biega nocą ulicami podwarszawskiego Otwocka i waląc w garnki, krzyczy: "Obudźcie się, mieszczanie, nastały nowe czasy..." Jest koniec lat 80. Cisza, żadnej reakcji, bo rano trzeba wstać i budować nową Polskę. Tylko kilka osób odpowiada młodym ludziom: "spier...".

Tak powstawała jedna z najważniejszych alternatywnych scen na teatralnej mapie Polski, Komuna Otwock. Dziś pod nazwą Komuna// Warszawa działa na warszawskiej Pradze. W siedzibie Komuny do 15 marca będzie trwał festiwal "My mieszczanie" w ramach którego zostaną pokazane spektakle Weroniki Szczawińskicj ("Teren badań: Jeżycjada"), Wojciecha Ziemilskiego ("Pigmalion") i Grzegorza Laszuka ("Tocqueville. Życie codzienne po wielkiej rewolucji").

Obudźcie się!

Komunę założyło w 1989 r. kilku anarchistów, w tym Grzegorz Laszuk, wtedy 22-letni student prawa. - Nie miałem złudzeń, co przyniesie kapitalizm, ale nie uważałem państwowego socjalizmu PRL za raj na ziemi - opowiada Laszuk. - Od początku marzyliśmy o radykalnej zmianie obejmującej całe społeczeństwo.

Próbowali startować w wyborach samorządowych, założyli piracką stację radiową, prowadzili dyskusyjny klub filmowy, galerię sztuki, organizowali koncerty, spektakle teatralne, akcje ekologiczne. Namówili prezydenta miasta do wprowadzenia segregacji śmieci.

- Tak naprawdę nie mieliśmy żadnego pomysłu na to, jak zmieniać świat - opowiada Przemysław Wielgosz, wtedy członek Komuny, dziś redaktor naczelny polskiej edycji "Le Monde Diplomatique". - Wiedzieliśmy, czego nie chcemy, ale wobec rodzącego się kapitalizmu byliśmy bezradni.

Postanowili przenieść się na wieś, do położonej 20 kilometrów od Otwocka miejscowości Ponurzyca. Był rok 1994. - Wiedzieliśmy, że system nie jest doskonały, ale staraliśmy się zmienić chociaż kawałek otaczającej nas rzeczywistości - wspomina Laszuk. Komuna wydzierżawiła budynek po zamkniętej szkole i stworzyła coś na kształt stacji ekologicznej, bazy turystycznej, miejsca warsztatów i działań artystycznych. Paweł Passini tworzył tam rzeźby, Macio Moretti koncertował, Robert Tekieli zorganizował dziesięciolecie pisma "bruLion". Letnie festiwale przyciągały setki ludzi.

- Przez pewien czas wydawało się, że zrealizowaliśmy utopijną przestrzeń wspólną anarchistom i lokalnej społeczności - opowiada Grzegorz Laszuk.

- Remontowaliśmy budynek szkoły, zorganizowaliśmy pierwsze od dwóch dekad dożynki, ale wkrótce się okazało, że więcej energii tracimy na próby nawiązania kontaktu z lokalną społecznością niż robienie rzeczy, na których nam zależy.

Mieszkańcy Ponurzycy patrzyli coraz bardziej podejrzliwie na ludzi, którzy w niedzielę zamiast chodzić do kościoła, pracują, dziwacznie poubierani. Wtedy wykrystalizowała się idea teatru.

- Może, gdybyśmy poczytali Erwina Piscatora zamiast Jerzego Grotowskiego, to pojechalibyśmy na Śląsk i zaczęlibyśmy tworzyć coś ze strajkującymi górnikami - opowiada Wielgosz.

- Porażka w Ponurzycy doprowadziła nas do zmiany sposobu myślenia - podsumowuje Laszuk.

Nie będzie rewolucji

- Zaczęło się od ulicznych performance'ów. Oczywiście było to strasznie naiwne, ale jak ma się 19 lat, wszystko wydaje się proste - wspomina teatralne początki Komuny Laszuk.

Akcjami teatralnymi wspomagali organizacje ekologiczne, uznali, że telewizja szybciej pokaże to niż aktywistę z megafonem i transparentem. W końcu dostali zaproszenie do Jeleniej Góry na festiwal sztuk ulicznych.

- Wcześniej unikaliśmy takich imprez - tłumaczy Laszuk. - Uważaliśmy, że jako anarchiści powinniśmy tworzyć alternatywną sieć sztuki, a nic współpracować z systemem. Formuła teatru ulicznego wydała nam się jednak kusząca, polegała na wyjściu z teatralnej sali do innej publiczności, której moglibyśmy głosić rewolucyjne hasła.

Po festiwalu w Jeleniej Górze dostali następne zaproszenia: poznańska Malta, toruński Offside i krakowskie Reminiscencje. Byli inni niż ówczesny teatralny światek: radykalni politycznie i artystycznie, korzystali z nowych technologii: projekcji, elektronicznej muzyki granej na żywo.

- Publiczność nas lubiła, a my lubiliśmy pracować nad kolejnymi akcjami - opowiada Laszuk. - Był to sposób na integrację grupy, szukanie technik opowiadania o ważnych dla nas sprawach.

Pobyt w Ponurzycy uważany był w grupie za okres bolesnego przymierzania ideałów do rzeczywistości. Po powrocie zaczęli realizować najbardziej pesymistyczne spektakle, jak cykl "Dlaczego nie będzie rewolucji". W Otwocku powstało również jedno z ich najważniejszych przedstawień "Perechodnik/ Bauman" (2004), które opowiada o zagładzie otwockich Żydów, oparte na pamiętnikach Calela Perechodnika, który był policjantem w getcie i odprowadził swoją żonę i dziecko na transport do Treblinki.

Ale i Otwock stawał się dla Komuny za ciasny. Sezon 2004/2005 przywitali już w stolicy, a od 2007 r. zaczęli występować na Lubelskiej 30/32, obok Dworca Warszawa Wschodnia. - Komuna wyjechała z Otwocka, bo już dawno przestała tam funkcjonować. To miejsce nas ukształtowało, ale teatr zaczął działać w innej skali - przekonuje Przemysław Wielgosz.

- W spektaklach realizowanych już w naszej warszawskiej siedzibie analizowaliśmy słabości człowieka, niespójność idei i praktyki - dodaje Laszuk. Zmienili też nazwę na Komuna// Warszawa

Co ci daje przyjemność

Laszuk twierdzi, że zmiana nazwy i siedziby jest praktyczna i symboliczna: - Żyjemy i pracujemy w Warszawie. KO była anarchistyczną wspólnotą działań, natomiast Komuna// Warszawa to profesjonalny teatr, który zajmuje się opowiadaniem historii o ludziach. Nie chcemy oszukiwać publiczności głoszeniem idei, którym sami nie potrafimy być wierni.

To według niego część naturalnego procesu, pierwsza akcja Komuny Otwock miała tytuł "Obudźcie się, mieszczanie", a teraz realizują wraz z kuratorem Tomaszem Platą projekt "My, mieszczanie".

- Chcemy obudzić świadomość mieszczańską, rozmawiać w poważny sposób na temat tej klasy społecznej - mówi Laszuk.

- Staramy się być uczciwi - dodaje Alina Gałązka, która należy do grupy od 1996 r. - Większość z nas jest mieszczanami, mamy pracę, kredyty we frankach, stabilizację. Kiedy masz już zapewnione pierwotne potrzeby, możesz sięgać po coś, co daje ci przyjemność. Możesz leżeć i pić drinki na plaży, a możesz robić zaangażowany teatr. Większość z nas pracuje w Komunie społecznie, nikt na tym nie zarabia i nie ma ciśnienia, że jak nic wyjdzie, to koniec świata.

Grzegorz Laszuk wylicza, że wartości mieszczańskie to fundament współczesnego świata. Powszechna edukacja, opieka społeczna, wolności obywatelskie miały szansę zaistnieć dzięki stabilnej klasie średniej, świadomej swojej siły politycznej, niezależnej finansowo.

- Teatry, szkoły, szpitale, galerie funkcjonują dlatego, że mieszczanie płacą podatki, uczestniczą w życiu politycznym - dodaje. - Większość społeczeństwa to mieszczanie lub ludzie aspirujący do bycia nimi. Dlatego ważne jest opowiadanie o "prawach i obowiązkach" tej klasy.

Laszuk mówi, że chciałby, aby Komuna// Warszawa była przeciwwagą dla teatrów publicznych, które wprawdzie są z natury mieszczańskie, ale przedstawiają zbyt uproszczony obraz mieszkańców miast: - Uwielbiam spektakle Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, ale przez to, że skupiają się tylko na krytyce, nie ma w nich opisu kontekstu. Brakuje mi w nich złożoności, którą odnaleźć można w XIX-wiecznych powieściach. W tych spektaklach widzę czarno-biały obraz złych mieszczan i dobrych wykluczonych. A naprawdę wszyscy jesteśmy po trochę obiema grupami.

Wypchnąć starych ze scen

Alina Gałązka mówi, że sala przy Lubelskiej to miejsce fatalne: niskie, ma kolumny, brakuje udogodnień dla niepełnosprawnych, jest daleko i nie do końca bezpiecznie. Kiedyś na zagranicznych krytyków napadła banda praskich żuli. - Na kulturalnej mapie miasta nie jesteśmy ani instytucją, ani podmiotem prywatnym, i przez to stoimy na rozdrożu - dodaje.

Nie jest to jednak przeszkoda, aby zapraszać najlepszych reżyserów młodego pokolenia. Spektakle robili tu między innymi: Paweł Passini, Krzysztof Garbaczewski, Marcin Liber, Monika Strzępka, Weronika Szczawmska. - Tylko Komuna i Nowy Teatr Warlikowskiego zapraszają do Warszawy ciekawych i istotnych twórców tego nurtu - mówi Agata Diduszko-Zyglewska, aktywistka miejska, członkini Krytyki Politycznej. - Komuna// Warszawa to kontynuatorka awangardowego nurtu teatralnego, który wprowadziła przed laty Akademia Ruchu Wojciecha Krukowskiego.

Teatr jeździ po świecie, występował na festiwalach w Edynburgu, Kijowie, Moskwie, Berlinie, Monachium czy Tbilisi. Miesięcznik "Teatr" uznał w 2012 r. Komunę// Warszawa za miejsce roku.

Grzegorz Laszuk mówi, że chciałby stworzyć niezależną instytucję kultury, która miałaby takie same prawa jak instytucje publiczne: - Staramy się być teatrem repertuarowym, który gra regularnie spektakle Komuny// Warszawa oraz spektakle zaproszonych przez nas gości. To niszowe działanie, ale historia pokazuje, że właśnie w takich niewielkich przestrzeniach powstają nowatorskie projekty. W takich miejscach można podejmować ryzykowne projekty, które z czasem będą dominować również w mainstreamie. Młodzi muszą eksperymentować, żeby za kilka lat mieli siłę wypchnąć starych ze scen.

- Nie boicie się, że następni rewolucjoniści będą chcieli zabić rodziców? - pytam.

- Chętnie im się podłożymy - śmieje się Laszuk.

**

Korzystałem z książki "Komuna Otwock. Przewodnik Krytyki Politycznej", Warszawa 2009

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji