Artykuły

I pisze, i reżyseruje

"Rajcula warzy" Aliny Moś-Kerger w reż. Aliny Moś-Kerger Instytucji Kultury Katowice - Miasto Ogrodów. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

W ubiegłorocznym dwudziestym Konkursie Alina Moś-Kerger pokazując w gorzowskim Teatrze im. Juliusza Osterwy "Onego" Marty Guśniowskiej stała się twórczynią najsympatyczniejszej i najbardziej wartościowej niespodzianki nie tylko tamtej edycji Konkursu, ale i całego poprzedniego sezonu teatralnego. Przypomnijmy, że w tej opowieści chodziło o małego, młodego, bodaj ośmioletniego bohatera. Nie pamiętającego ojca, który jest piratem, nie oglądającego matki, którą jak królową zabrali na noszach do psychiatryka. Wychowywanego przez wujka pędzącego bimber niczym czarnoksiężnik swoje tajemnicze mikstury, przez dyrektorkę szkoły, która bardziej przypomina złą wiedźmę, niż dobrotliwą nauczycielkę. A przecież bohater musiał poradzić sobie nie tylko z własnym, sierocym dzieciństwem, ale także i z całym swoim życiem. I poradził sobie! I to jak! A reżyserka bardzo dzielnie poradziła sobie z wieloma wymaganiami autorki, z naturalnymi ograniczeniami teatru, z wielkimi niepokojami co z tego wszystkiego wyjdzie, kiedy ma się do dyspozycji przede wszystkim wyobraźnię, determinację i pracowitość. I oczywistą życzliwość teatru, który niczego przed premierą nie mógł być pewien. A jednak wszystkim się udało. Zrealizowano jedno z najbardziej wartościowych przedstawień teatru rodzinnego, wielopokoleniowego, teatru "środka" o który warto i trzeba się upominać.

Dlaczego zatem nie miałaby się nie udać Alinie Moś-Kerger kolejna przygoda teatralna? Tym razem jako autorce własnego tekstu "Rajcula warzy" i zarazem reżyserce spektaklu, w którym zagrała Joanna Wawrzyńska, chyba rówieśnica autorki. Najpierw tekst wyróżniono w "Konkursie na jednoaktówkę po śląsku" w 2013 roku, a potem po raz pierwszy w historii tego śląskiego konkursu zrealizowano nagrodzony tekst na scenie. To godna pochwały praktyka! Własny tekst na scenie to zawsze najwyższa nagroda dla autorki czy autora! A jeśli jeszcze przez siebie zrobiony to dopiero przyjemność! Właściwie w tym tekście i potem w przedstawieniu wiele mamy przyjemności. Bo jest to najogólniej mówiąc rzecz o gadaniu i gotowaniu.

Ale nie tylko. Bohaterka, czyli Rajcula, grana przez Joannę Wawrzyńską to młoda, szczupła, energiczna, rzeczowa, a zarazem nie pozbawiona poczucia humoru singielka. A singielka na Śląsku to przecież całkowite zaprzeczenie rodziny, a w niej żeńskiej głowy domu, która niezłomnie ma stać na straży trzech "k", czyli Kirche, Küche, Kinder. Nie bardzo bohaterka z przedstawienia Aliny Moś-Kerger przypomina zatem śląską babę, choć opowiada o śląskich historiach śląskim językiem. "Tekst powstał z miłości do Śląska i do gotowania. Często jest przecież tak, że konkretne smaki czy zapachy, przywodzą na myśl konkretne wspomnienia, nawet jeśli są to wspomnienia o czyichś wspomnieniach - mówi autorka i dodaje - większość historii opowiadanych w tej jednoaktówce jest autentyczna, zasłyszana w prawdziwych śląskich kuchniach, na przykład w kuchni mojej babci."

Ale cały śląski świat, zaklęty w śląskim języku, jawi się w bohaterce bardziej jako wewnętrzna tęsknota, niż jako spełnienie. Tęsknota za rodziną, za harmonią, za zwykłym ciepłem, które rozpoczynać może się w kuchni przy gotowaniu. Za tworzeniem własnych, ważnych, życiowych tajemnic. Tak samo zaklętych potem w czasie, jak teraz te cudze, które ze słyszenia można zawsze z pasją odtwarzać.

Opowiadać życie jak księgę kucharską to jest pewne, bez mała religijne wyzwanie! Bo zważmy, że owa opowieść dzieli się na siedem opowieści czyli na tyle ile dni jest w tygodniu. Że każdej opowieści towarzyszy jeden z Siedmiu Grzechów Głównych, a bohaterka jest przekonana, że "Mogłabych uwarzyć taki zestaw, co byście za jednym posiedzeniem popełnili siedem grzechów głównych, jedyn po drugim. A diabeł by stoł obok stołu i śmiał się wom w gamba. Bo to by były blank ślonskie dania, takie co już wasze starzyki tyż grzeszyli, byle im je zjeść". Nie wiem, czy dzisiejsza śląska singielka tyle samo i tak samo grzeszy przy stole co śląskie starzyki? Tym bardziej, że Joanna Wawrzyńska grająca po raz pierwszy w tym przedstawieniu w gwarze śląskiej, sprawia wrażenie osoby bardziej gadającej niż gotującej. Zresztą za swoistym wstawiennictwem autorki, która daje dość niewyszukane wskazówki do swoich przepisów. Choćby na takie kreple, czyli pączki. Wszyscy wiemy, że potrzebna jest mąka, drożdże, mleko, żółtka, cukier, syrop, dżem, masło, tłuszcz do smażenia. I wszyscy wiemy, że z tych podstawowych składników wychodzą przeróżne pączki, a najlepsze nie muszą wcale być od Bliklego. Tajemnica udanego pieczenia, czy zresztą i całego gotowania, bardziej podobna jest do tajemnicy dobrego czy udanego życia, niż do najbardziej atrakcyjnego programu telewizyjnego o gotowaniu. Ci, którzy gotują, doskonale wiedzą, że na początku jest jakiś przepis, może być najprostszy, wspólny dla wszystkich, ale prawdziwy cud gotowania zaczyna się zaraz po tym, jak przepis trzeba uczynić praktyką i życiem. I, że częściej bywa to zakalec, niż sztuka.

Ale po stronie młodej śląskiej singielki, która pewnie i lubi gotowanie, jawi się sporo wyzwań, z których te kulinarne nie muszą być wcale najważniejsze. Wierzymy bohaterce, że "jak człowiek jest sam, czynsto traci motywacje nawet do warzenia.(...) Niy mom chłopa, ani dziecek, miyszkom w ajncli, ale luba warzyć, choćby ino dla siebie. I chociaż to brzmi tak smutno, i chociaż się robi trocha żal, to wiycie mnie jest tak dobrze". I choć nie do końca aktorka zdaje się wierzyć w to co mówi, to z całą pewnością wierzy w swoją mniej lub bardziej nieskrywaną determinację sprowadzającą się do tego, że życie może być takim dobrem, a nawet niepowtarzalnym cudem, jakim są kulinarne smakowitości. I że to wszystko jest możliwe!

Alina Moś-Kerger jako autorka i reżyserka ma sporo talentu, by opowiadając o najprostszych sprawach w życiu, budować jednocześnie wyraziste i rozległe metafory wykraczające szeroko poza materię przedstawień. Tak było z "Onym" i tak jest z "Rajculą". Prościutka historia o gotowaniu i towarzyszącym gotowaniu opowieściom staje się w gruncie rzeczy monologiem o szukaniu własnej drogi, w której ani warzenie ani rajcowanie nie muszą być najważniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji