Artykuły

Pouczający przykład Lizbony

W repertuarze operowym istnieją dzieła, o których powodzeniu decyduje nie mistrzostwo belcanta czy muzyczne piękno partytury, ale dramaturgia libretta i wyrażająca ją muzyka, oddająca charakter postaci, kreśląca dźwiękowo sytuacje sceniczne, narzucająca patos, tragizm, liryzm czy komizm poszczególnych sekwencji spektaklu - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

Do grupy tej należą między innymi dramaty muzyczne Wagnera, opery Prokofiewa, Szostakowicza, Janaczka, Szymanowskiego, Hintemitha, Brittena, Poulenca i Pendereckiego. Mogą one być (i są!) terenem inscenizacyjnych harców zarówno reżyserów utalentowanych i wyedukowanych, jak i scenicznych grafomanów, od których nie zawsze umieją się opędzić dyrektorzy teatrów.

W pierwszym przypadku powstają spektakle uskrzydlone wizjami inscenizacyjnymi, głęboko zapadającymi w pamięć melomanów. W drugim jesteśmy świadkami czegoś w rodzaju operowych korupcji, na które - przynajmniej na razie - nie ma ani policji, ani paragrafów!

Niemal idealnym przykładem zespolenia wszystkich elementów dzieła w służbie pięknego śpiewu było przedstawienie "Macbetha Verdiego", które zafundowała nam łódzka agencja Grand Tour w Teatro San Carlo w Lizbonie. Logiczne poprowadzenie gry solistów, uroda scen zbiorowych, piękne dekoracje i kostiumy oraz świetna interpretacja muzyczna oto atrybuty, które spektakl zawdzięczał reżyserce Elenie Barbalich, scenografowi Gioseppe Rugiero i dyrygentowi Dominico Longo.

Po zakończeniu przedstawienia trzęsły się od oklasków stare mury pięknego Teatro San Carlo, przesiąknięte wspaniałą tradycją wokalną, tworzoną ongiś również przez wybitnych polskich śpiewaków. Przed ponad 100 laty śpiewało tutaj rodzeństwo Reszke, Mierzwiński, Sembrich--Kochańska, Korolewicz-Waydowa, potem Ada Sari, Helena Misky-Oleska (wspaniały mezzosopran lwowski, późniejsza profesorka Andrzeja Hiolskiego), a w naszych czasach Bogna Sokorska, Teresa Żylis-Gara i Urszula Koszut.

W obsadzie oglądanego przeze mnie Macbetha role męskie mistrzowsko wykonali młodzi soliści lizbońscy Angel Odena (tytułowy), Giacomo Prestia (świetny Bańko) i Enzo Peroni (Macduff). W napięciu oczekiwałem pojawienia się na scenie Lady Macbeth, której rola rozpoczyna się od dramatycznego odczytywania listu recita-tivem "Nel di delia vittoria io le incontrai", po czym wybucha fascynująco cavatina "Vieni! Taffrette! Accendere...". Każdemu znawcy dzieł Verdiego wejście Lady Makbet brzmi w uszach w wykonaniu Marii Callas, która tą kreacją przebojem zdobyła La Scalę w 1952 roku.

W Lizbonie w tej roli pojawiła się Elizabethe Matos, wielce zasłużona primadon-na Teatro San Carlo. Manifestowała to obfitą grą aktorską i wspaniałą posturą, niby operowa Statua Wolności. Pani Matos zagrała swą bohaterkę tak, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Gorzej było z uchem. Niewątpliwie mieliśmy do czynienia z wybitnym sopranem, który wszak szczyt swych możliwości ma już daleko poza sobą, ale ciągle dysponuje nienaganną techniką wokalną, mimo resztek głosu, którym operuje zadziwiająco sprawnie.

Stanęły mi przed oczyma jej polskie odpowiedniki, które za czasów mojej młodości w finale karier prezentowały znaczną przewagę aktorstwa nad coraz skromniejszymi zdolnościami wokalnymi. Myślę tu o krzykach Marii Fołtyn w ostatnich spektaklach "Toski", zmaganiach się z głosem Krystyny Jamroz w warszawskim "Don Carlosie", o duecie Kawecka - Czepielówna, wezwanym kiedyś do ratowania stołecznego spektaklu "Aidy". Obie przywiozły własne kostiumy i interpretacje, żywiołowo biegały po scenie, wyraziście to kochając, to nienawidząc. Tylko nie miał kto wytrzymać i dźwiękowo dociągnąć szlachetnych fraz, brzmieć głosem w średnicy i dolnych dźwiękach, nie mówiąc już

0 braniu górnych.

Tak było również w Lizbonie. Po przedstawieniu publiczność zgotowała swej wieloletniej primadonnie długo niemilknącą owację z okrzykami szczerego entuzjazmu. Dlaczego? - Bo mądrze pojęta tradycja operowa nakazuje admirację dla wszystkich pokoleń śpiewaków. Sympatię i wyrozumiałość wobec debiutantów, wysokie wymagania w stosunku do artystów dojrzałych, a szczególny szacunek dla mistrzów, których kreacje wspomina się po latach z niekłamanym uczuciem, zaprawionym nostalgią i anegdotą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji