Artykuły

Reżyserowi zabrakło pomysłów czyli Dziewczyna z Zachodu w Łodzi

A tymczasem łódzki Teatr Wielki sięgnął odważ­nie po "Dziewczynę z Zachodu" mistrza Pucciniego. "Odważnie" - ponieważ wprowadzenie do repertuaru pozycji mało popularnej (choćby na­wet wyszła ona spod pióra sławnego kompozyto­ra), za którą w dodatku wlecze się fama dzieła nieudanego, powstałego w okresie osłabienia twór­czej inwencji autora, jest zawsze aktem pewnego ryzyka. Ale z drugiej strony podejmowanie takie­go ryzyka od czasu do czasu i umożliwianie od­biorcom bezpośredniego weryfikowania utartych sądów tylko dobrze świadczy o teatrze.

Że zaś "Dziewczyny z Zachodu" nie grano w Polsce od lat dwudziestych, tedy na przestrzeni blisko pół wieku sporo kryteriów oceny mogło ulec zmianie. I tak dziś z perspektywy czasu wyraźniej bodaj widzimy, jak wielki krok ku nowoczesności oznacza ta opera w zestawieniu z wcześniejszymi dziełami Pucciniego: już pod pierwszymi kartami partytury mógłby się z po­wodzeniem podpisać któryś z wielkich francuskich impresjonistów, a niektóre momenty w akcie dru­gim przywodzą trochę na myśl Straussowskiego "Kawalera srebrnej róży" - tylko że "Kawaler" ujrzał światło teatralnych kinkietów dopiero w następnym roku po premierze "Dziewczyny z Za­chodu". A przecież dzieła Debussy'ego czy Straussa były w owym roku 1910 niemal symbolem najbardziej awangardowych poczynań w muzycznej twórczości! Dodajmy jeszcze bardzo swobodną formalną budowę utworu i typ melodyki ze sporą ilością fragmentów parlandowo-deklamacyjnych, natomiast bez żadnych prawie koncesji na rzecz widza o tradycyjnych upodobaniach - jeżeli po­minąć króciutką arię Dicka w trzecim akcie (,,Ch'ella mi creda") oraz sentymentalną pieśń Jake'a Wallace'a.

Ta nowoczesność muzycznej faktury, która przed kilkudziesięciu laty mogła odstręczać wi­dzów od opery Pucciniego, dziś jest dla nas, rzecz jasna, tylko wielką jej zaletą. Natomiast "wester­nowy" temat, który w pierwszej ćwierci XX wie­ku był niewątpliwie sensacją na operowym grun­cie i dodatkowym magnesem dla publiczności, dziś, kiedy egzotyka westernu została gruntownie wyeksploatowana w filmie, a film z kolei przy­zwyczaił nas do swojego tempa i środków tech­nicznych - wydaje się nieco zwietrzały. Jest to w dodatku osobliwe, a dość ryzykowne, skrzyżo­wanie autentycznego westernu spod znaku pięści i pistoletu - z amerykańską moralistyczną opo­wieścią wywiedzioną nieomalże z ducha "Chaty wuja Toma".

Odpowiednie przyprawienie tej mieszanki i po­danie jej w sposób strawny dla dzisiejszego widza jest zapewne możliwe, ale wymaga od reżysera nie lada zręczności i pomysłowości. Tymczasem w łódzkim przedstawieniu Marek Okopiński, skąd­inąd wysoko ceniony reżyser teatralny, nie znalazł jakoś odpowiedniego klucza do opery Pucciniego, toteż po świetnie rozegranych pełnych dynamiki pierwszych scenach w barze (nawet z nieodzowną bójką na pięści, wyrzucaniem pokonanego przez wahadłowe drzwi i małą strzelaniną) tempo i na­pięcie słabnie, aktorzy wydają się pozostawieni samym sobie i chwilami robi się po trosze nudno. Nawet dramatyczna scena sądu, przygotowań do powieszenia schwytanego Dicka-Ramerreza i nie­oczekiwanej interwencji zakochanej w nim Minnie razi zbytnią statycznością i brakiem napięcia. Także scenografia Mariana Kołodzieja, w pierw­szym akcie ładna, i funkcjonalna, w dalszych scenach staje się mniej zrozumiała. Oto bowiem w akcie drugim nad chatką Minnie miast pej­zażu Gór Skalistych, jak w akcie poprzednim, widzimy groźne sylwetki rozbieganych rumaków, co miało zapewne stanowić dość naiwną symboli­kę Dzikiego Zachodu, ale mnie osobiście sko­jarzyło się raczej z czterema jeźdźcami Apokalip­sy, ile że z rozgrywającą się na pierwszym pla­nie akcją mało miało wspólnego. Akt trzeci z ko­lei rozgrywa się na placu przed barem Minnie - chociaż libretto wyraźnie mówi, że bandytę Dicka schwytano daleko od osiedla poszukiwaczy zło­ta i Minnie nie ma się nigdy dowiedzieć o tym tragicznym wydarzeniu. Skoro zaś mowa o sce­nografii - należy pochwalić męskie kostiumy, na­tomiast strój Minnie jest wybitnie niekorzystny dla każdej odtwórczyni tej roli.

Sytuację ratuje jednak muzyka - i talenty wykonawców. Zygmunt Latoszewski świetnie prowadził operę Pucciniego, utrzymując zawarte w jej muzyce napięcie i wydobywając z party­tury wiele interesujących szczegółów. Dobrze śpie­wał chór, a wśród głównych solistów premiero­wej obsady na plan pierwszy wysuwał się uta­lentowany baryton Jerzy Jadczak, grający rolę mściwego szeryfa Jacka Rance. Stworzył dobrą postać sceniczną, a śpiewał świetnie; gdyby jesz­cze mniej "przyciskał" i forsował głos, zwłaszcza w niskim rejestrze, byłaby to kreacja w pełni znakomita. Halina Romanowska w partii Minnie ujmowała szlachetnym brzmieniem pięknie pro­wadzonego głosu, był to jednak głos za lekki do tej dramatycznej partii. Nie udało się jej też stworzyć przekonywającej postaci scenicznej, w czym zresztą nie pomógł jej reżyser; chciała być jak się zdaje, słodka i anielska - ale to nie do wszystkich scen opery wystarczało. Jerzy Orłow­ski w niełatwej roli Dicka-Ramerreza zaprezen­tował duże doświadczenie wokalne i sceniczne - wydaje się jednak, że ta właśnie partia nie bar­dzo leży mu w głosie.

Bohaterką drugiego przedstawienia była niewąt­pliwie Alicja Dankowska. Stworzyła ona świetną postać Minnie - kobiety, która opiece nad gromadą nieokrzesanych poszukiwaczy złota poświęciła "swoje lata najlepsze", a teraz oto spotkała pierwszą, prawdziwą i wielką miłość. Stworzyła postać nie tylko przekonywającą i tchnącą ży­ciem, ale w niejednym momencie szczerze wzru­szającą. Głos Dankowskiej także brzmiał świetnie - niski rejestr był pełny i soczysty, a góra peł­na blasku, chociaż, jak słyszeliśmy, artystka by­ła tego dnia silnie przeziębiona. To na pewno jej życiowa rola.

Interesującą i sugestywną postać szeryfa stwo­rzył tego wieczoru Eugeniusz Nizioł, Dickiem był ponownie Jerzy Orłowski. W epizodycznych par­tiach obu przedstawień wyróżnili się zwłaszcza Feliks Gałecki, Zdzisław Krzywicki Zbigniew Jan­kowski, Adam Orliński oraz Izabela Strzałkowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji