Artykuły

Sztuka znikania

Krakowski Salon Poezji. Wiersze Josipa Brodskiego czytali studenci PWST. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

3 marca 2015 0 komentarzy Dodaj komentarz Drukuj artykuł Prześlij do znajomego ( fot. Wacław Klag) Studenci, czytający Brodskiego, zniknęli w metaforycznym sensie Salony. Słowami - "Mniej więcej przed godziną scena, na której teraz stoję, a także państwa krzesła były puste" - Josif Brodski tak w październiku 1991 r. rozpoczął swój odczyt w Bibliotece Kongresu. Kiedy na ostatnim Salonie Poezji studenci Doroty Segdy mówili wiersze Brodskiego, tamten daleki odczyt twórcy "Znaku wodnego" wciąż się przypominał. Tak, bezlitosne to były, wciąż są, słowa, bezlitosne, ale nie ciemne. Bo niby nad czym rozpaczać? Że życie krótkie jest i prędko pustoszeją krzesła? Że - jak powiada Brodski - "w całych udokumentowanych dziejach świata liczba odbiorców poezji nigdy nie przekraczała 1 procenta ogółu"? reklama Że - jak Brodskiemu wychodzi z obliczeń - wydawnictwo, drukując tomik poety, stawia sobie za groteskowy cel trafić do 0,001 procenta narodu? Albo że ludzi słuchających na Salonie wierszy Brodskiego niewiele więcej było niż recytujących studentów, tych zaś zrachowałbyś w sekund pięć? Rozpaczać nad tymi maliznami, to rozpaczać nad naturalnym stanem rzeczy, czyli wygłupić się jak każdy, co z koniem się kopie. A poza tym: "Poezja - wyznaje Brodski - jej pisanie lub czytanie, to sztuka atomizująca ludzką zbiorowość; znacznie mniej towarzyska niż muzyka lub malarstwo". Słowem, bez względu na to, jak wielu lub niewielu słucha wierszy na Salonach - w istocie zawsze każdy słucha samotnie, gdyż - ostatni już raz przywołam Brodskiego - "w chwili czytania człowiek staje się tym, co czyta, staje się stanem tego języka, jakim jest wiersz". Czyli - człowiek jakby znika, jakby go przez chwilę nie było na krześle, na którym siedzi. A w przeistoczeniu tym momentalnym wielką wagę ma jednak to, jakie oko czyta, jakie ucho słucha i w jakim gardle brzęczą wersy cudze. W tym sensie - nie było studentów Doroty Segdy. Wzruszająco ich nie było, obróconych w słowa Brodskiego. Nie było Stanisława Radwana, grającego na fortepianie, ani mnie, ani pani w zielonym swetrze, ani Segdy. Wszyscy, którzyśmy byli - pięknie i z sensem nas nie było przez godzinę. I dlatego aż do wieczora byliśmy bardziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji