"OŻENEK" Świderskiego
W pierwszej chwili - zaskoczenie, bo rzeczywiście "Ożenek" w Teatrze Dramatycznym jest czymś niezwykłym, odbiegającym od dotychczasowych poszukiwań i charakteru tego teatru. Wolelibyśmy ujrzeć na scenie tego teatru "Rewizora" czy "Martwe dusze". Cieszymy się natomiast, że "Ożenek" ujawnił wiele nowych możliwości- zespołu, bo rzeczywiście ileż to wspaniałych gogolowskich typów powychodziło naraz na scenę. Zacznijmy od inscenizacji. Tym razem tłem dla mariażowych klebań zramolalego radcy dworu Podkolesina jest scena podzielona na dwa segmenty, z których wymienny jest tylko dolny. Górny unosi się jak symbol nad całą sztuką, nad śmiesznym losem niedojdów, nieruchomy jak szopka z pozłacanymi cebulami cerkwi. Jest groteskowy, upstrzony kwiatami, kokardami z kiczowatej pocztówki. Ma coś z groteski, pierników ludowych, drzeworytów. Dekoracje zresztą są w pełni funkcjonalne, ściśle związane z ogólną koncepcją reżyserską Świderskiego utrzymania "Ożenku" w jakiejś pastelowej, sentymentalnej tonacji.
Wydaje się, że Świderskiemu chodzi o wydobycie nie tyle komediowej warstwy demaskującej stosunki międzyludzkie carskiej Rosji, nie tyle prezentacji marazmu i śmieszności skretyniałych czynowników, co o wydobycie cennego liryzmu, współczucia dla śmieszności, spróchniałej bezradności, skazanej przez czas na zagładę. Jest to warstwa komedii ukryta u Gogola, zauważalna dopiero przy wnikliwszej analizie tekstu. Reżyseria Świderskiego panuje w pełni nad groteskowością, szyderstwem i ironią, koncentrując swoją uwagę na liryce, na ludzkiej nadziei, pragnieniach niezależnych od epok i czasów. Swoją koncepcję reżyserską Świderski sprecyzował również świetnie w epizodycznej roli - Anuczkina, którą uważam za najlepszą kreację aktorską. Podkolesina w wykonaniu Aleksandra Dzwonkowskiego pamiętamy sprzed lat już chyba dziesięciu, jest również doskonała, opracowana do najmniejszego szczegółu, ale jeśli mnie pamięć nie zawodzi jest wiernym jej przypomnieniem. Z innych postaci na wyróżnienie zasługują bezspornie Fiokła w wykonaniu Wandy Łuczyckiej, Feliks Chmurkowski w roli Jajicznicy. Pulchna Agafia Tichonowa, obiekt westchnień tej gromadki niedojdów, w wykonaniu Heleny Dąbrowskiej trochę wyłamuje się z tej sentymentalnej śmieszności, wpadając w jaskrawą groteskę, dobrze, że tylko chwilami. Natomiast zdecydowanie z innej sztuki wydaję się być wybitnie utalentowany Wiesław Gołas, jako Koczkariew, który stanowczo wypada z tej galerii gogolowskich typów, już tak mocno nadwerężonych przez czas.