Artykuły

Witamy w częstochowskim teatrze. Mistrz Bareja byłby dumny

Przed każdym spektaklem w częstochowskim teatrze słyszymy ciepły głos Piotra Machalicy proszący widzów o wyłączenie telefonów komórkowych. Panie dyrektorze, komunikat trzeba poszerzyć, prosimy bowiem: nie kaszleć, nie chrapać i... nie pstrykać bąbelkową folią - pisze Zuzanna Suliga w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

W miniony weekend Teatr im. Mickiewicza zaprosił na swoją czwartą w tym sezonie premierę. Rzecz nazywa się "Życie: trzy wersje". Autorką tekstu jest piekielnie dobra Yasmina Reza, zaś reżyserem wspomniany już Piotr Machalica, dyrektor artystyczny naszego teatru. Na scenie Iwona Chołuj, Adam Hutyra, Waldemar Cudzik i Marta Honzatko. W niedzielę wybrałam się na spektakl popremierowy. Duża sala pękała w szwach. Bilety szybciutko się wyprzedały, teatr ma przecież swoją wierną publiczność.

Zaczyna się. Na scenie dwa małżeństwa, trzy wersje jednej kolacji i emocje piętrzące się z minuty na minutę. Kosmos na scenie i kosmos na widowni. Reżyser świateł Andrzej Wolf zamienił bowiem teatralny sufit w planetarium, które pojawia się między kolejnymi "wersjami życia". Na sklepieniu pulsują gwiazdy. Przenosimy się w kosmiczną przestrzeń, efekt potęguje zaś muzyka Bionulora. Zapadam się w fotel i daję się pochłonąć kosmicznej magii.

A tu nagle "pstryk, pstryk...". W przestrzeń wdzierają się znane dźwięki. Czyżby Bionulor tworząc muzykę sięgnął po folię bąbelkową? Nie, to nie to. Światła się zapalają. Szybko okazuje się, że w tym samym rzędzie jedna z pań zawzięcie likwiduje foliowe bąbelki. Samej zdarza mi się to robić w chwilach stresu, ale wybierając się na spektakl, bąbelkowych zwojów nie zabieram. W rzędzie robi się nerwowo. Wszyscy patrzą z ukosa, poszukując źródła pstrykania. Po pewnym czasie szmery ustają. Nie mija jednak chwila i pstrykanie zastępuje inny znajomy dźwięk. Chrapanie, i to pełną parą! Pojawiają się westchnienia rezygnacji, wzajemne szturchanie się, uciszanie. W naszym rzędzie mamy swoją konkurencyjną, czwartą "wersję życia". Okazuje się, że do dwóch małżeńskich konfliktów na scenie dochodzi też trzeci. "Przestań chrapać" mówi zdenerwowany pan do swojej towarzyszki. "Ja chrapię? Nieprawda" - odcina mu się rozbudzona pani.

Po takim show inne rzędy stają się zazdrosne. Przecież też chcą mieć w nim swój udział. Rozdzwaniają się więc telefony (a przecież dyrektor tak ładnie prosił o wyłączenie). Część osób kaszle na potęgę. Scena wyjęta niczym z "Misia" Stanisława Barei. Mamy więc cyrk w teatrze.

Po takich wrażeniach wypada już tylko zacytować klasyka: "W mordę kopany! W życiu bym do teatru nie poszedł!". Tak zareagował węglarz (Marek Siudym) na rewelację, że Stanisław Paluch (czyli Tym) w teatrze wyłysiał.

Zamiast rwać sobie włosy z głowy, po spektaklu sięgnęłam po świeżutki egzemplarz "Gazety teatralnej", a w nim nietuzinkowy "Horoskop teatralny". Zgodnie z klimatem sztuki odpowiedzi szukam więc w gwiazdach. Czytam "Baran - podczas spektaklu przysypia i chrapie". Mamy rozwiązanie: sąsiadka z rzędu musiała być zodiakalnym baranem.

Nomen omen to także mój zodiakalny znak. Czytam więc dalej, każdy spektakl to dla barana "źródło frustracji".

I jak tu nie wierzyć w horoskopy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji