Artykuły

"Indyk" i "Nosorożec" w warszawskim sosie

Tak się ostatnio składa w teatrach stołecznych,że niejednokrotnie z poważnym opóźnieniem prezentują one utwory współczesne zarówno autorów polskich,jak cudzoziem­skich po teatrach pozastołecznych.

Zacznijmy od "Indyka". W Kra­kowie ta sztuka Mrożka, nastręczająca reżyserowi niemałe trudnoś­ci,zainscenizowana została przez Lidię Zamków-bardzo subtelnie i interesująco. Zamków szczęśliwie odgraniczyła w utworze Mrożka warstwę satyryczno-ironiczną od warstewki poetycko-melancholijnej, która brutalność i ostrą drapieżność utworu szczęśliwie łagodzi. Unik­nęła również łatwych przejaskra­wień,stwarzając dla "Indyka" ra­czej atmosferę aluzyjnej baśni. U wykonawców, niemal bez wyjątku znakomitych,żaden nie wybijał się na czoło,nie było gierek,ani nu­merków solowych.

Inaczej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Reżyser Bogdański ujął "Indyka" jako cyrkową bufonadę i błazenadę. Wszystkie posta­cie,to w jego ujęciu manekiny,utrzymane w tonie i atmosferze pa­rodii. Owo błaznowanie,z początku może i zabawne dla tych,którzy lu­bią ekwilibrystykę i cyrkowe kawa­ły,zaczyna w miarę rozwoju akcji nużyć,również i dlatego,że wszyscy uderzają w ten sam groteskowo-parodystyczny ton. Najwięcej zastrze­żeń budzi w warszawskim "Indyku" postać niewydarzonego kapitana,któremu znudziło się werbowanie rekruta. Mieczysław Stoor,wycho­wanek parodystycznego "Konia",który przed kilku laty olśnił melo­manów warszawskich biomechaniką,gra kapitana - jak się to mówi w żargonie teatralnym - na pełny re­gulator. Chwilami ma się wrażenie,że nie tylko zdemoluje scenę,ale może również na oczach publicznoś­ci spróbuje dokonać jakichś czyn­ności fizjologicznych. W rezultacie sztuka Mrożka została w przeci­wieństwie do Krakowa spłycona i zbrutalizowana. Zamiast intelektu­alnego skeczu,naszpikowanego ak­tualnymi aluzjami,mamy do czy­nienia z płaską,tanią farsą.

Jeśli chodzi o "Nosorożca" to przedstawienie krakowskie było tak jaskrawym niewypałem,że w po­równaniu z nim Warszawa wycho­dzi zwycięsko. Natomiast porówna­nie z teatrem "Wybrzeże",który dał polską prapremierę sztuki Ione­sco, wypada na korzyść stolicy. Za­brakło warszawskiemu "Nosorożco­wi" pasji i ognia,pozostał tylko ka­pitalny pomysł sceniczny autora i bardzo ciekawa,choć mogąca bu­dzić zastrzeżenia kreacja Jana Świ­derskiego w roli Berangera. Skoro mowa o wzajemnym prze­nikaniu Warszawy i Krakowa,nale­ży jeszcze odnotować wieczory recytacyjne Danuty Michałowskiej,która przyjechała do stolicy z opra­cowanymi przez siebie "Bramami ra­ju" Andrzejewskiego. Ten monodramat,zaprezentowany w małej salce Teatru Powszechnego na Pradze,spotkał się z biegunowo różnymi ocenami codziennej prasy warszaw­skiej. "Express Wieczorny" nie ma dosyć słów zachwytu zarówno dla opracowania utworu,jak i dla jego realizacji. Natomiast Jaszcz w "Trybunie Ludu" bezlitośnie osądza i jedno i drugie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji