Artykuły

W gospodzie pod znudzonym indykiem

Sławomir Mrożek: "Indyk". Sztuka w 2 aktach. Reżyseria:Zbigniew Bogdański,scenografia:Jerzy Adam Krassowski,muzyka:Jerzy Partyka. Premiera w Teatrze Drama­tycznym,

SATYRĘ mamy wielką czy małą? Poprzestajemy na satyrze drobnej - utarcz­kach z utrapieniami codzienne­go dnia i leczeniu bolączek na miarę tygodniowych zwolnień przez lekarza dyżurnego - czy też bijemy się o satyrę dużą, walczącą frontalnie,atakującą sprawy,trudności węzłowe? O teściową,kociaki,swawolnych dyziów,kelnera z kolegą i łapóweczki w okienku chodzi,czy też o Gogolów i Szczedrinów? Sławomir Mrożek z dowcipów o najbłahszym temacie tworzy surrealistyczny obraz światka,w którym się poruszamy,a sa­tyrą na policję czy wesele w Atomicach,na tygrysa w ła­zience i ludożerców na pełnym morzu,rozprawia się ze świa­tem otaczającym go,takim,ja­kim go widzi,absurdalnym w jego ujęciu,chociaż nie niezro­zumiałym. Chcecie satyry,no to ją macie - powiada Mrożek - "Polska w obrazach",chrzan.

"Rzecz dzieje się w romanty­zmie,na obszarze księstwa" dmie przez megafon stentorowy głos na początku przedsta­wienia "Indyka" w Teatrze Dramatycznym. Romantyczna jest burza przed podniesieniem kurtyny,izba w karczmie styli­zowanej na przedsień zamczy­ska,romantyzuje Rudolf,ko­chanek Laury, ucharakteryzowany na Kordiana,powiewają­cy czarno-czerwienną pelery­ną,także Kapitan i Książę przybrani są w skarykaturowane stroje romantycznego żołnierza i władcy. Te utensylia nie zmy­lą widzów na Sali Prób Teatru Dramatycznego,nadto oni oswojeni z konsumpcją najwybred­niejszych przysmaków,wiedza kiedy się zaśmiać kiedy żach­nąć, jaką aluzję,mrugnięcie przechwycić,skwitować spło­szonym oklaskiem.

Rozstajna karczmą,w której utrzymanie choć skromne moż­na mieć zapewnione,wystarcza­jące,by żyć,w której widoków na przyszłość niewiele,ale uciec nie mą dokąd,i która choć śmierdzi ale nie za bardzo - w tej gospodzie mieszkają lu­dzie mizerni ale na miarę pato­su "wielkiej,pustej sceny",lu­dzie,którzy mają rozwiewać mity,rozbijać iluzje. Mrożek z Krakowa oskarża ogólną niemożność,wydrwiwa stan nieważkości: Czy nie pamiętamy kogoś,kto podobnie oskarżał? Chochoł, wiecheć słomiany,brał do rąk skrzypce i znieczulał słuchaczów somnambuliczną grą.W "Indyku" do skrzypiec dorywa się Kapitan,bezwolny pajac,żałosna ofiara,i gra,gra choć w chwilach oprzytomnień sam wie,że grać nie umie,iż muzyka jego to kakofonia. Lecz słuchaczom jak on upupionym różowią się oblicza,opromienia je uśmiech,zapadają w trans. Na zasłuchanych w rozdzierające uszy rzępolenie sypią się jakieś śmiecie - to finał sztuki. Tuż przedtem zastygli też w swej niemocy chłopi,którzy,zarażeni oczadzeniem inteligenckim,włączyli się w narodowe egzekwie; i oni już także "nie chcą chcieć",choć jeszcze tak niedawno bardzo chcieli gdy wieszcz wciskał im do rąk złoty róg.

SATYRA Mrożka w "Indy­ku" jest ostra,owszem - szkoda,że tej rozprawie brak busoli,i że ten brak wy­daje sztukę na łup kapryśnych żywiołów(także teatralnych). Rozumiecie o co chodzi? Gdy Wyspiański bił z furią w marazm i w niemożność współczesnego mu społeczeństwa - przeciwstawiał im pozytywne cele,pozytywne zamierzenia,opowiadał się za pewnym pro­gramem na tak. Gdy Mrożek poddaje krytyce ludzi z zaja­zdu,jego sztuka jest wypowia­dana jakby z obiektywistycz­nych pozycji, jest w niej byst­rość obserwacji ale jak by brak zaangażowania. To satyra jak by beznamiętna w szyderstwie, obojętna we wnioskach. Można i tak. Ale wstrząsową, dydaktyczną funkcję satyry uważam za niemniej ważną niż jej środki demaskatorskie. Starzy ludzie mawiali:"gryź sercem". Ten organ w "Indyku" jest w stanie szczątkowym. Stąd "Wesele" nie wydaje się tak beznadziejne jak "Indyk",chociaż "Wesele" to młodopol­ski dramat z widmową symbo­liką,a "Indyk" - satyrofarsa z komicznymi gagami,inteli­gentny popis z kawiarnianej estrady,tradycje "Zielonego Ba­lonika a nie Świętego Ducha(tu,gdzie Wyspiański odbywał "Wesele",głosił "Wyzwolenie").

W krakowskiej prapremierze "Indyka"(Teatr im. Modrzejewskiej,pisałem o niej w "Trybunie Ludu" z 13 kwietnia br.)z ogólnego pogromu ocala­no Księcia,który na pustyni niemożności usiłował stworzyć oazę społecznego celu. W przed­stawieniu warszawskim Książę jest ośmieszony nie mniej niż reszta lokatorów zajazdu. W napoleońskiej pirodze z kuta­sem,z buławoparasolem w rę­ku miota się po scenie, równie sympatyczny jak reszta ale równie bezradny,niemądry. To już dno. Satyra jak skorpion za­truwa sama siebie.

Pod względem roboty dramatopisarskiej "Indyk" jest naj­lepszą z dotychczasowych sztuk Mrożka.

Czy to znaczy,że obiektywnie dobrą? Daleko jej do tego! Sa­tyra sceniczna Mrożka wyszła z krótkiego skeczu,maksymalnie zwięzłego żartu,i technika ske­czu poważnie obciąża jego sztu­ki. W "Indyku" też daje znać o sobie,z nie najlepszym dla au­tora wynikiem. Po parokrotnym obejrzeniu utworu lepiej ujaw­nia się praca autora nad jego budową,próby dramaturgizacji tekstu. Niemniej-jest to na­dal skecz,rozbudowany do wy­miarów sztuki pełnowieczorowej i dlatego chwilami rozwle­kły a chwilami zbyt natrętnie polujący na dowcip z rubryki "Śmiechu warte". I tutaj tema­tu starczyło naprawdę na 15 minut,a widowisko trwa - słusznie ujęte jako jednoaktów­ka - około 100 minut.

Teatr Dramatyczny dysponuje całą klawiaturą aktorów, pokumanych z awangardową formą sce­nicznej ekspresji, przyzwyczajonych do drwiny i podwójnego dystansu - dystansu do sztuki i do samych siebie. Uwydatnia się to wyraźnie w aktorskie] prezentacji "Indyka": BARBARA KRAFFTÓWNA, JÓZEF DURIASZ, JERZY MAGÓRSKI, LUDWIK PAK, WOJCIECH POKO­RA, MIECZYSŁAW STOOR, MA­RIAN TROJAN, STEFAN WRONCKI, STANISŁAW WYSZYŃSKI po­kazywali sprawne aktorstwo,za pan brat ze sztuka i jej bazyli­szkowym(a może kameleonowym)stylem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji