Artykuły

Bullerbyn w Baju. "Mieszka w nas dziecko"

"Dzieci z Bullerbyn" w reż. Konrada Dworakowskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Baj Pomorski za sprawą "Dzieci z Bullerbyn" funduje podróż sentymentalną do dzieciństwa. Spektakl powinni zobaczyć dorośli, którzy chcą wrócić do czasów, kiedy wszystko było pierwsze, nowe i niewinne

Pół roku temu Facebooka opanował typowy łańcuszek internetowy, w którym użytkownicy zmuszali się do wymienienia po dziesięć tytułów najważniejszych książek w swoim życiu. Nie miałem wątpliwości, co powinno się znaleźć na pierwszym miejscu na mojej liście. "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren przeczytałem w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Wróciłem do tej pozycji może tylko dwukrotnie, ale i tak zdążyła zapaść mi w pamięci. Na zawsze.

Te wspomnienia wróciły dzięki spektaklowi w reżyserii Konrada Nowakowskiego w Baju Pomorskim. Odbyłem niezwykle wzruszającą podróż sentymentalną do lat dzieciństwa. Przypominałem sobie, z jakim zapałem naśladowałem z przyjaciółmi zabawy małych mieszkańców osady Bullerbyn. Przesyłaliśmy listy między oknami sąsiednich domów, zamienialiśmy się w Indian, dokuczaliśmy małym sąsiadkom. Nowakowski w swoim przedstawieniu przedstawił cały katalog powieściowych zabaw i przygód, które nadwrażliwych rodziców mogłyby przyprawić dziś o palpitację serca. Zapewne z powodów dydaktycznych zabrakło scenki wyrywania zęba.

Dekoracje przypominają tanie i surowe mebelki z Ikei. To w zasadzie płyty pilśniowe ułożone w kształty kubików. Reżyser mówi nam wprost - dzieciom wystarczy dać niewiele, aby wokół tego wyobraziły sobie cały świat. Nowakowski do konwencji teatru dla dzieci podszedł dość anarchistycznie. Złamał dwa tabu obowiązujące na tej scenie: nie wolno operować ciemnością i żywym ogniem. Dlaczego tych środków należy unikać? Mrok przeraża nieco bardziej wrażliwych widzów, a ogień wygląda zawsze na tyle spektakularnie, że ktoś może zapragnąć powtórzyć sceniczne pomysły w domu. Dzieci w Baju Pomorskim dowiadują się, że ciemność może być wspaniałą scenerią do żartów, a ogień to dobra zabawka jedynie dla mało rozgarniętych berbeciów.

Zapalniczką bawiła się szalona Kerstin. W tej roli znów zabłysła Dominika Miękus. Aktorka nie tyle co naśladowała rozwydrzone dziecko, które chciało wszystkiego dotknąć i wszystko popsuć. Ona po prostu była tym dzieckiem. Za każdym razem, gdy ta postać pojawiała się na scenie, młoda publiczność śmiała się do rozpuku. Wspaniała rola.

To bardzo mądre przedstawienie unika łatwego dydaktyzmu. Gdy będziemy dobrze traktować zwierzęta, one nam się odwdzięczą. Dziadka (w tej roli gościnnie prof. Witold Chmielewski!) należy szanować, bo może nam opowiedzieć ciekawą historię z przeszłości. Na początku przedstawienia pojawiają się starcy, są zniedołężniali, ledwo się poruszają. Mali widzowie śmieją się z ich nieporadności, lecz po chwili starcy zrzucają swoje ciężkie płaszcze i naszym oczom ukazują się dzieci. Widownia jest zdziwiona, ale głośno wiwatuje. Czy ten prosty środek nie uczy małych widzów szacunku dla starszych? W końcu oni też kiedyś byli młodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji