Artykuły

Warszawa. "Żywot Józefa" w Teatrze Telewizji

W poniedziałek, 19 grudnia, w Teatrze Telewizji odbędzie sie premiera spektaklu "Żywot Józefa" Mikołaja Reja w reż. Piotra Tomaszuka. Z reżyserem rozmawia Jan Bończa-Szabłowski.

Kto wpadł na pomysł, by to pan zrealizował dla TVP "Żywot Józefa"?

- Propozycję złożył mi Paweł Konic i wydała mi się bardzo egzotyczna. Zapytałem go jednak, czy ma to być skromny teatrzyk, czy pełne rozmachu przedstawienie z udziałem gwiazd. Jednogłośnie zdecydowaliśmy się na drugi wariant.

Wielu będzie konfrontować pańską wizję ze słynnymi inscenizacjami Kazimierza Dejmka.

- Dla mnie Dejmek jest autorem równorzędnym Rejowi. To właśnie dzięki jego adaptacji język Reja jest zrozumiały, rubaszny, zachwycający. Każdy, kto widział spektakle Kazimierza Dejmka, pamięta pewną określoną konwencję, dość wyraźny dystans do tekstu. Aktorzy, których zaprosiłem, rezygnowali podczas prób z takiego cudzysłowu, stąd ma się wrażenie, że mówią językiem potocznym, niemal współczesnym. To dla nas wszystkich spore zaskoczenie.

W tej inscenizacji powiało młodością...

- Bardzo się cieszę, że wielu młodych aktorów, grając po raz pierwszy w spektaklu kostiumowym, dorównywało poziomem doświadczonym kolegom. To najlepszy dowód, że telenowela i serial ich nie zdominowały. Dejmek mówił, że Rej jest dla nas jak Szekspir i myślę, że miał rację. Moim zdaniem ten utwór to opowieść o zdradzie, nikczemności, ale przede wszystkim o sile dobroci i przebaczeniu. Józef, grany przez Macieja Stuhra, przebacza braciom, którzy dopuścili się wobec niego nikczemności. Mówi: Idźcie i spójrzcie na siebie od nowa.

"Żywot Józefa" to jeden z nielicznych staropolskich spektakli Dejmka pozbawiony drastycznych scen. Gdyby zdecydował się pan na realizację "Gry o narodzeniu i męce" z biczowaną rzeźbą Chrystusa, ściągnąłby pan na siebie protesty nie mniejsze niż ostatnio w Teatrze Wierszalin od przedstawicieli LPR.

- Wszyscy, duchowni i świeccy, którzy zobaczyli spektakl Wierszalina "Ofiara Wilgefortis", przyjęli go ze wzruszeniem. Teraz po pięciu latach od premiery tej opowieści o świętej, jednemu z działaczy LPR, który nie zna historii i nie widział spektaklu, zdjęcie jednej ze scen wydało się bluźnierstwem. A jego protesty to najlepszy dowód, jak sztuka może być instrumentalnie traktowana przez polityków. My, artyści, nie możemy się temu poddawać. Jeśli za pomocą prezentowanych dzieł będziemy wchodzili w dyskurs polityczny, to znaczy, że jesteśmy tak naprawdę pajacami do wynajęcia. Takiego pajaca chciała w nas widzieć komuna. Niestety i dziś co chwila ktoś usiłuje dorobić nam jakąś gębę.

Pojawia się więc po raz kolejny problem wolności artysty...

- To jest właściwie pytanie, czy my, artyści, mamy jakąś przestrzeń wolności, czy możemy jeszcze poszukiwać, czy nie. Nie można nas nieustannie pytać, czy jesteśmyprawomyślni. Nam potrzeba oddechu. Inaczej IV Rzeczpospolita niczym się nie będzie różniła od PRL.

Działający w Supraślu Teatr Wierszalin zdobywa nagrody na prestiżowych festiwalach na świecie. A działacze LPR mówią, że najchętniej przepędziliby pana kijami...

- Kiedy patrzę na niektórych przedstawicieli Ligi, zwłaszcza tych o skrajnych poglądach, myślę, że świetnie czuliby się w Puszczy Białowieskiej. Tam stanowiliby atrakcję turystyczną dla świata nie mniejszą niż miejscowe żubry. Zastanawiam się nad tymi protestami i wrzawą wokół naszego teatru. Hasło Wierszalin jest bardzo nośne. Łatwiej wszczynać awantury o teatr, nie bywając w nim, niż zająć się drogami, lotniskiem, perspektywami rozwoju tego regionu. Jeżeli będziemy zakładali, że ten, kto daje pieniądze na teatr, ma prawo decydować o jego kształcie artystycznym, zabrniemy w ślepy zaułek.

Rozmawiamy w dniu premiery spektaklu o przygodach Guliwera, patrona warszawskiego teatru lalkowego, którego jest pan także szefem artystycznym. To będzie pana autorska wersja tej opowieści.

Z utworu Swifta wziąłem właściwie tylko postać bohatera. Ważny dla mnie jest motyw podróży Guliwera, jego marzenie o świecie doskonałym, czyli Arkadii. Ale będzie to też przedstawienie o matce, kobiecie nierozumiejącej tęsknoty syna, którego wciąż gna coś do przodu.

W Supraślu planuje pan wkrótce realizację spektaklu o Niżyńskim. A być może potem "Mistrza i Małgorzatę". Gdy szepnie się niektórym radnym, że powieść Bułhakowa to ewangelia szatana, nie musi się pan martwić o reklamę...

"Mistrz i Małgorzata" to rzecz tak naprawdę katastroficzna. Opowieść o szatanie, który musi spalić świat, po to, by ukonstytuował się od nowa... W czasach skrajnej komuny to był komunikat zrozumiały, teraz pojawia się pytanie, do kogo ma być adresowany. Wciąż wierzę, że jeszcze nie znaleźliśmy się w takiej rzeczywistości, którą trzeba spalić, by móc ją potem odbudować od nowa.

* * *

Oswajanie mitów

Piotr Tomaszuk urodził się w 1961 roku. Absolwent reżyserii lalkowej PWST w Białymstoku. W 1986 roku zadebiutował przedstawieniem "O medyku Feliksie". Dramaturg, reżyser, jeden z najwybitniejszych twórców teatru lalkowego w Polsce. Piotr Tomaszuk tworzy spektakle dla dzieci i dorosłych, m.in. "Turlajgroszek" Tomaszuka i Słobodzianka, "Polowanie na lisa" Mrożka, "Męczeństwo i śmierć J. P. Marata" Weissa, "Kolonia karna" Kafki, "Klątwa" Wyspiańskiego, "Słowa Boże" Valle Inclana, "Merlin" Słobodzianka. Współtwórca Teatru Wierszalin w Supraślu (założonego w 1991 r.), jednego z najbardziej uznanych w Europie teatrów antropologicznych, nawiązującego w repertuarze do mitów, wierzeń, tradycji i folkloru. Tu powstał m.in. "Merlin", "Ofiara Wilgefortis", "Święty Edyp". Od tego sezonu jest także dyrektorem artystycznym Teatru Guliwer w Warszawie. Przedstawienia Tomaszuka zdobywają nagrody na najbardziej prestiżowych festiwalach, m.in. wyróżniono je kilkakrotnie w Edynburgu.

Na zdjęciu: Maja Ostaszewska, Piotr Tomaszuk, Maciej Stuhr na planie spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji