Artykuły

Przystojniak, śpiewający aktor, mężczyzna prawie idealny

"Mężczyzna prawie idealny" to tytuł nowej płyty aktora ARTURA GOTZA, na którą piosenki napisała jego przyjaciółka Agnieszka Chrzanowska.

Paweł Gzyl: Jest Pan mężczyzną prawie idealnym?

Artur Gotz: Myślę, że jestem. Zresztą każdy mężczyzna jest prawie idealny. Ten tytuł jest celowy - bo przecież ideałów nie ma. Zarówno wśród mężczyzn, jak i wśród kobiet. Dzięki temu, że mrużę do słuchaczy oko, mogę sobie pozwolić na więcej (śmiech).

A jakie cechy charakteru zbliżają, a jakie oddalają Pana od bycia ideałem mężczyzny?

- Trzeba by zapytać kobiet (śmiech). Mam trochę zwariowany charakter. Jednym się to podoba, a innym nie. Zależy na kogo się trafi. Ponieważ w związku z pracą dużo podróżuję, niektórym kobietom to przeszkadza. Ale innym nie, bo można od siebie odpocząć, a po przerwie wrócić z wielką radością.

Tytuł płyty jest przekorny, bo tak naprawdę piosenki opowiadają o wadach mężczyzn, a nie zaletach. Nie czuł się Pan trochę niezręcznie śpiewajac takie teksty?

- Znajomi uprzedzali mnie, żeby uważać, aby te teksty nie były feministyczne. Bo przecież pisane są przez kobietę. W zasadzie tylko jedna piosenka wzbudziła mój sprzeciw. Długo dyskutowaliśmy nad nią z Agnieszką. Kiedy ona zaśpiewała ten utwór - wszystko pasowało. W moich ustach, niestety, nie brzmiał szczerze. Nie powiem, jaka jest treść tej piosenki - ale to utwór typowo kobiecy. Dlatego zrezygnowaliśmy z niego.

Podobno Agnieszka poznała tych wszystkich mężczyzn, o których są te piosenki. Pan też miał okazję spotkać się z nimi?

- Poznałem tylko jednego - Tobiasza. Siedzieliśmy pewnego wieczoru z Agnieszką w Alchemii i przeglądaliśmy teksty. Przy stoliku obok był mężczyzna, który niespodziewanie zaczął nam opowiadać o swoim życiu.

Agnieszce tak się to spodobało, że postanowiła o nim napisać piosenkę.

- "Tobiasz, Tobiasz / Kto odblokuje twoje serce na czas". Od tamtej pory mamy z nim kontakt. Kiedy półtora roku temu śpiewałem ten utwór w Krakowie, po raz pierwszy, zaprosiłem go na koncert. "Czy się nie obrazi?" - myślałem, bo piosenka jest trochę kontrowersyjna. Ale okazało się, że bardzo mu się spodobała i teraz czeka na płytę, aby móc ją sobie w końcu kupić.

W których tekstach Agnieszki Pan najlepiej się odnalazł?

- Początkowo, kiedy Agnieszka śpiewała mi kolejne teksty, wydawało mi się, że każdy z nich jest mi daleki. Kiedy jednak zacząłem próbować - w każdej piosence odnalazłem cząstkę siebie. Najbliższy jest mi chyba tytułowy "Mężczyzna prawie idealny": bo on cały czas pierze skarpetki i myje naczynia, w pewnym momencie ma tego dosyć, a ona mu mówi: "Byłeś już prawie idealny". Miałem kiedyś takie sytuacje w życiu. Ale bliski jest mi też "Nienasycony": "Czuję się ciągle nienasycony / Pożądam bowiem bliźniego żony" (śmiech). Chyba każdy mężczyzna ma czasem takie problemy - ale nie każdy potrafi się do tego przyznać.

Brakuje mi tu tekstu o mężczyznach aktorach. Jacy oni są?

- Tacy jak w piosence "Milioner", bo aktorzy są trochę podobni do milionerów, równie próżni i egoistyczni. Aktorzy są specyficzni - to najdziwniejsze typy wśród artystów. Każdy muzyk czy plastyk jest skoncentrowany na sobie - ale aktorzy jeszcze bardziej. A już najbardziej - aktorki. Dlatego garderobiane w teatrze zawsze wolą przebywać w męskich, a nie w damskich garderobach. W męskich jest mniej problemów (śmiech).

Trudno z mężczyzną aktorem wytrzymać kobiecie?

- Myślę, że trudno. Tym bardziej jeśli kobietą jest aktorka. To już jest bardzo wybuchowa mieszanka. Wtedy zawsze się rodzi niezdrowa konkurencja, nawet nieświadoma, po prostu sama z siebie wychodzi. Znam takie związki.

Jak doszło do Pana współpracy z Agnieszką?

- Zaprosiła mnie do Radia Kraków na wywiad do swojej audycji, abym opowiedział o pierwszej płycie, "Obiekt seksualny". Potem zagrałem koncert w ramach jej Radiowego Teatru Piosenki. Była pełna sala, świetny odbiór. I jakoś się zakolegowaliśmy. Kiedy pewnego wieczoru odwoziła mnie na dworzec w Krakowie, powiedziała: - Twoja druga płyta powinna nosić tytuł: "Mężczyzna prawie idealny". Przyklasnąłem temu pomysłowi - i poprosiłem ją o napisanie piosenki. Z jednej piosenki z czasem zrobiło się pięć, potem dziesięć i w końcu powstało ich aż trzynaście. Agnieszka śpiewała mi je przez telefon - a ja decydowałem, czy mi się podobają czy nie. W końcu zaczęliśmy spotykać się na próbach i nagraniach w Krakowie.

Skąd to wyjątkowe porozumienie między Wami?

- Chemia zadziałała. Współpracowałem z różnymi artystami, ale nigdy z nikim nie miałem tak dobrego kontaktu. Zadecydowało o tym już pierwsze nasze spotkanie. Kiedy zobaczyłem, jak Agnieszka wbiega do radia spóźniona pół godziny - poczułem się tak, jakbyśmy się znali od lat. Po wywiadzie poszliśmy coś zjeść i powstała od razu między nami przyjacielska relacja. Łączy nas na pewno poczucie humoru - bo przecież gdyby nie podobały mi się jej teksty, na pewno bym ich nie zaśpiewał. Mamy też oboje dystans do świata, dystans do muzyki, stąd większość tych utworów ma pastiszowy charakter. No i mamy zbliżony gust artystyczny - dlatego wspólnie czuwaliśmy nad stroną graficzną albumu.

Pierwsza Pana płyta nosiła tytuł "Obiekt seksualny". Już sam tytuł mówi ojej zawartości. Na nowym krążku też jest sporo o miłości - i to również tej zmysłowej. Nie boi się Pan kontrowersji?

- Pewnego razu wyszedłem na scenę, patrzę a na widowni siedzi jakieś dwieście osób. Wśród nich w pierwszym rzędzie zakonnica, a w piątym - ksiądz. "Mogą być kłopoty" - pomyślałem, bo przecież większość z tych piosenek mówi o seksie, mało tego, była nawet jedna o antykoncepcji pt.

"Pigułka". Tymczasem śpiewam - i widzę, że oni się świetnie bawią. Po występie podpisuję płyty i podchodzi do mnie zakonnica. "Pewnie mnie zbeszta" - myślę. A ona kupuje płytę i mówi: "Będziemy słuchać z siostrzyczkami!" (śmiech). Potem podchodzi ksiądz, więc pytam: "Nie ma ksiądz nic przeciwko tym tekstom?". A on na to: "Absolutnie nie!

Przecież to kabaret. Trzeba te piosenki traktować z przymrużeniem oka.

Jeśli ktoś nie ma dystansu, to wszędzie będzie widział diabła".

Utrzymanie tych piosenek w kabaretowym tonie sprawia, że sięga Pan na scenie po aktorskie środki wyrazu?

- Bardzo nie lubię określenia "piosenka aktorska". Ponieważ słuchaczom, szczególnie młodym, źle się kojarzy takie sztuczne melodeklamowanie. Aktorzy, jeśli nie potrafią, nie powinni śpiewać, bo robią krzywdę piosence. Powiem za Maćkiem Maleńczukiem: "Piosenka aktorska jest jak paraolimpiada" (śmiech). Faktycznie - czasami tak jest.

Panu udaje się tego uniknąć - i większość piosenek brzmi wręcz popowo.

- Bo o to chodzi! Ciągle uczę się śpiewu, chodzę na lekcje, mam świetnych nauczycieli. Dlatego stawiam przede wszystkim na wokal - a dopiero potem sięgam na scenie po aktorskie smaczki, żeby zbudować małe, kabaretowe etiudy.

To trochę musiał się Pan odciąć od przeszłości, bo przecież występował Pan swego czasu w Piwnicy pod Baranami.

- Byłem tam bardzo krótko. Nie do końca była to moja estetyka. Pociąga mnie coś weselszego i kolorowego. Ale nadal śpiewam te piosenki - i współpracuję z Zygmuntem Koniecznym. Cieszę się jednak, że trafiłem na Agnieszkę, bo ona pozwoliła mi wykonać krok w stronę rozrywki.

Jeśli śpiewanie przyniesie Panu wielki sukces, byłby Pan gotów zrezygnować z aktorstwa?

- Chyba nie byłbym w stanie. Nie chciałbym wybierać. Śpiewanie to moja wielka pasja. Ale aktorstwo pozwala mi wcielać się od początku do końca w odrębną postać. Dzięki temu jest ogromnie ciekawie. Dlatego nie mógłbym z aktorstwa zrezygnować. No, ale jeśli nie będzie innego wyjścia - to zobaczymy, co się stanie.

***

Artur Gotz (rocznik 1983) UrodzOny w Krakowie aktor teatralny i filmowy, ale także wokalista.W 2006 r. ukończył studia aktorskie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie - Wydział Zamiejscowy we Wrocławiu. Aktualnie związany jest z teatrem 6. Piętro w Warszawie (od 2013 r.), teatrem Kamienica Emiliana Kamińskiego w Warszawie (od 2009 r.). a od września 2011 r. jest aktorem Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. W latach 2006-09 był aktorem Teatru Rozrywki w Chorzowie, współpracował również z Teatrem Współczesnym w Warszawie. Jako wokalista dał ponad 150 recitali i nagrał dwie płyty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji