Artykuły

Włoska konfekcja

Podobnie jak odzież, teatr dzieli się na konfekcję oraz spektakle szyte na miarę. "Łgarz" Carla Goldoniego w reżyserii Giovanniego Pampiglione w Teatrze Współczesnym należy do tej pierwszej kategorii. Pampiglione, który pełni funkcję przedstawiciela kultury śródziemnomorskiej na Polskę, przez ostatnie lata uszył, przepraszam, wyreżyserował całą serię włoskich komedii, które różniły się głównie rozmiarami. Fason był ten sam. Nie mam nic przeciwko gotowym ubraniom, w końcu nie każdego stać na krawca. Jednak ostatni pokaz włoskiej konfekcji przy ulicy Mokotowskiej straszliwie mnie zmęczył. Dlaczego? Giovanni Pampiglione ambitnie próbuje zaszczepić na polskich scenach włoski styl dell`arte oparty na charakterystycznych postaciach i maskach, z których każda ma własny, ustalony tradycją kostium, sposób mówienia i poruszania. Ten trud jest równie sensowny jak uczenie Włochów picia wódki. Oczywiście aktorzy we Współczesnym nauczyli się odpowiednich gestów i na scenie wyglądają tak jak aktorzy dell`arte w podręczniku Nicolla. We właściwych momentach przestępują z nogi na nogę, klepią się po brzuchach, przepisowo chwytają się za krzyż i wykrzywiają nogi. Pod względem sprawności fizycznej są bez zarzutu ale ich gra to tylko naśladownictwo.

Na nieszczęście dla Giovanniego Pampiglione w Polsce kilkakrotnie występował teatr, którego specjalnością jest komedia dell`arte i pokrewne gatunki, mianowicie Piccolo Teatro di Milano. Ostatni raz z "Wyspą niewolników" Marivaux. Patrząc na arlekina i kolombinę z ulicy Mokotowskiej, przypominałem sobie arlekina i kolombinę z Mediolanu. Zamykałem oczy i widziałem Mattia Sbragię w skórzanej masce, jak zderza się ze ścianami i ciągle gubi szpadę, widziałem Paolę Villoresi, jak przed lustrem przedrzeźnia swoją panią i robi histeryczne awantury na widowni. Kiedy z powrotem otwierałem oczy, patrzyłem na nieudolną kopię. Weźmy choćby taką scenę: z kulis wychodzą muzycy, domagając się napiwku. Piotr Adamczyk grający Lelia, czyli tytułowego łgarza, ma niepowtarzalną szansę zagrania całej etiudy na temat szukania pieniędzy, wyjmowania, liczenia, targowania się. On jednak, zamiast doprowadzić nas do łez swoim skąpstwem, sięga po prostu do kieszeni i rzuca muzykom garść konfetti, jak na jakimś tandetnym balu sylwestrowym. Podobnie przepuszczają okazje do gagów aktorzy grający maski dell`arte: Arlekina (Marcin Przybylski), Brighellę (Dariusz Dobkowski), Colombinę (Ewa Gawryluk). Gdzie jest ten komiczny, nieposkromiony głód nękający wszystkich służących? Gdzie tradycyjna scena z łapaniem i zjadaniem muchy? Gdzie bohaterstwo, podszyte tchórzem? Manipulowanie drewnianym mieczykiem i wypinanie pupy to wszystko, na co było ich stać. Do tego reżyser dołączył własne gagi, polegające na tym, że postaci nie wchodzą na scenę normalnie, ale na czworakach i w nieoczekiwanych momentach wyskakują zza dekoracji jak piłki spod wody. Uśmialiśmy się jak norki. W tej sytuacji wygrali ci aktorzy, którzy nie naśladowali masek dell`arte, ale posługiwali się własnym poczuciem humoru, jak Agnieszka Suchora w roli naiwnej Rozaury, której można wmówić absolutnie wszystko, i Krzysztof Kowalewski jako Doktor Balanzoni, poczciwina i choleryk w jednej osobie. Zwłaszcza Kowalewskiemu i jego aktorskiej swobodzie zawdzięczam, że dotrwałem do końca. Jak jednak wiadomo, aktor ten jest całkowicie niewymiarowy, w związku z czym problem konfekcji go nie dotyczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji