Artykuły

Letni bard, czyli głaskanie drapieżnika

Wielki włoski bard Paolo Conte, który dla piosenki zarzucił praktykę adwo­kacką, znany jest w Polsce stosunko­wo wąskiej grupie fanów. Cieszy więc, że reżyser Krzysztof Lang podjął się próby jego popularyzacji, mając atut w postaci aktora Juliana Mere, od lat śpiewającego utwory włoskie. Na sce­nie wsparli go wyrazistymi głosami Katarzyna Skarżanka i Zbigniew Konopka. Powstał godzinny spek­takl, w letni wieczór nawet do przyję­cia, jednak nie bez ale...

O tym, jak wspaniałym twórcą i wykonawcą jest Paolo Conte, przeko­nuje choćby płyta "Tournee", stano­wiąca plon nagranych na żywo wy­stępów artysty na estradach Europy.

Znalazła się na niej piosenka "Azzuro", przebój, który światową karierę zrobił - niestety! - w nieznośnie pretensjonalnej manierze wykonawczej Adriano Celentano.

Szorstka, chropawa, nonszalancko krocząca po linii melodycznej interpretacja Paola Contego - którego osobowość można by ulokować blisko pasji Brela i czułej melancholii Cohena - została przez Celentano dostosowana do oczekiwań publiczności San Remo, preferującej piosenki pogodne i beztroskie. To, co śpiewa Conte, ma tymczasem swój wymiar egzystencjalny. To są utwory sercem pisane. O tym, co nas drażni, jątrzy, boli. Są w nich zawarte nasze małe nadzieje i tęskno­ty, ale też pot, krew, i łzy.

Julianowi Mere trudno odmówić dobrego głosu, umiejętności utrzyma­nia uwagi widzów, krótko mówiąc pro­fesjonalizmu. To samo można powie­dzieć o towarzyszących mu partne­rach. Jednak przedstawili oni piosen­ki - że posłużę się językiem regulaminu firmy portretowej Witkacego -"wylizane", letnie, dostosowane do oczekiwań najszerszej publiczności. Pozbawione oryginalności, ikry.

Polskiemu wykonawcy bliższa była maniera wykonawcza Celentano niż Paola Contego. Wrażenie ulegania nie najlepszym gustom pogłębiały mało przemyślane działania chórzystów i tancerzy, tworzących tzw. tło. To naj­słabszy punkt widowiska, bez którego mogłoby się ono, moim zdaniem, obejść, gdyby reżyser i główni wyko­nawcy pozostali przy formule koncertu.

Wrażenie chaosu potęgowały wstawki filmowe, ukazujące panora­mę Warszawy o zmierzchu, z kame­rą podglądającą przez okna wieczor­ną krzątaninę jej mieszkańców. Mocnym punktem przedstawienia był natomiast zespół muzyczny pod kierownictwem Doroty Wasilewskiej, a szczególnie porywające solówki saksofonowe Leszka Szprota.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji