Artykuły

Zamiast komedii - melodramat

W 30 ROCZNICĘ ŚMIERCI Włodzimierza Perzyńskiego Teatr Ludowy na Pradze sięgnął po "Uś­miech losu". Ostatnia to sztuka Perzyńskiego, którą w roku 1926 wystawił Teatr Narodowy, z Jara­czem w roli Siewskiego; komedia pełna charakterystycznych realiów, określających jej przynależność do okresu międzywojennego. Odległe to już dla nas czasy nie tylko w życiu społecznym, ale również w środkach wyrazu teatralnego, w ry­sunku konkretów scenicznych.

Ładne zamierzenie teatru, który chciał przypomnieć Perzyńskiego, skonfrontować z dniem dzisiejszym jedną z jego sztuk - okazało się w skutkach niefortunne. Czy tylko dlatego, że zmieniły się warunki życia, że dziś niewiele nas już obchodzą perypetie miłosne bogatego przemysłowca, wątpliwości i roz­terki biednego, a wykształconego inteligenta; dość łatwo zaprzedają­cego się niesympatycznemu burżu­jowi? Chyba nie tylko w tym tkwi sedno nieporozumienia.

W codziennym życiu mamy już wyrobiony dystans do lat dwudzie­stych naszego wieku, patrzymy na wydarzenia tamtego okresu z po­zycji krytycznej, wzbogaconej o do­świadczenia i nawyki następnych dziesięcioleci. To samo obowiązy­wać powinno w teatrze. Ukazanie komedii Perzyńskiego we współ­czesnej inscenizacji, w przyjętej i wypromowanej już dziś konwencji aktorskiej - poprzez pewien dy­stans wobec postaci, w doskonalej obsadzie - mogło być interesujące. Komedia zachowałaby, być może, swe cechy komediowe, rysując pe­wien wizerunek konkretnego śro­dowiska.

Niestety, przedstawienie w Tea­trze Ludowym, zamiast wydobyć, właściwą Perzyńskiemu nutkę iro­nii, uwypukliło wszystkie kwestie i sytuacje graniczące z melodrama­tem. Dosłowność w inscenizacji, re­żyserii, w grze aktorskiej niestety zaciążyła na spektaklu, który nu­żył, ciągnąc się zbyt długo, wywo­ływał śmiech w momentach napię­cia.

Szkoda to tym większa, że nie tak dawno oglądaliśmy w Teatrze Narodowym ,,Aszantkę", która zwy­cięsko przeszła próbę czasu. Choć "Uśmiech losu" ustępuje jej pierw­szeństwa w wartości dramaturgicz­nej, nie zestarzał się tak bardzo, by należało go całkowicie wykre­ślić z repertuaru naszych teatrów.

W PRZEDSTAWIENIU Teatru Lu­dowego wyróżnić warto kilku aktorów, którzy wyłamywali się spod narzuconej przez reżysera konwencji spektaklu, starając się spojrzeć na rolę poprzez perspekty­wę lat, zachować dystans do od­twarzanych sytuacji. Przede wszyst­kim Sylwia ZAKRZEWSKA, jako Halina Łośnicka, interesująca aktorsko i operująca współczesnymi środkami wyrazu, Irena JAGLARZOWA w roli Czulińskiej, praw­dziwie komediowa i zabawna, z sen­tymentem przedstawiająca warszawską krawcową o dobrym sercu i plotkarskim języku. Krystyna CIECHOMSKA jako porzucona żona chwilami potrafiła nas zaintereso­wać i wywołać nutę współczucia. Postać wuja - Lucjan DYTRYCH usiłował przedstawić w sposób gro­teskowy, przesadzając jednak w karykaturalnym rysunku.

Na koniec wątpliwość - czy ta pozycja, tak odległa od zaintereso­wań współrzędnego widza przekazana w sposób zbyt tradycjonalny, powinna się ukazywać na scenie praskiej, która służyć ma rozbu­dzaniu zainteresowań teatralnych?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji