Artykuły

LPR zbliża się

- Wbrew opiniom paru radnych nasze spektakle nie bulwersują widzów, lecz dostarczają im głębokich wzruszeń. Niezależnie od tego, kim są, otwierają im duszę - mówi PIOTR TOMASZUK o spektaklach Teatru Wierszalin.

Jolanta Gajda-Zadworna: Dużo się o Panu ostatnio mówi z powodu trzech różnych spraw: konfliktu z LPR; spektaklu, który w poniedziałek wyemituje TVP 1 i dzisiejszej premiery w Teatrze Guliwer. To jakaś skomasowana autopromocja?

Piotr Tomaszuk: Nigdy nie robiłem spektakli, by wywoływać szum. Przedstawienie teatralne interesuje mnie jedynie jako forma duchowej komunikacji.

Co zamierza Pan zakomunikować "Podróżami Guliwera"?

To spektakl dla młodych widzów, więc jest nastawiony głównie na rozbudzanie teatralnej wyobraźni.

Napisane w 1726 r. "Podróże ..." były ostrą satyrą na czasy współczesne Jonathanowi Swiftowi. Krytykowały społeczny porządek i politykę. Dziś, znane głównie z okrojonej wersji, wydają się baśnią. Jak Pan je przedstawił?

Nie zrobiłem adaptacji, a napisałem nową historię, biorąc z opowieści Swifta właściwie jedynie bohatera. Najistotniejszy był dla mnie motyw podróży - marzenie o Arkadii, świecie doskonałym. Odkrywający kolejne krainy Guliwer działa z wielką determinacją, wierzy, że dojdzie do wymarzonego celu.

A jaki jest Pana cel?

Najbliższy, to zrobienie oryginalnego spektaklu o Guliwerze, co nie jest łatwe, bo to już piąte przedstawienie o bohaterze Swifta w ciągu 60 lat istnienia sceny. Liczę jednak, że przy współpracy scenografa Pavla Hubicki, autora muzyki Piotra Zelenki i całego zespołu, uda się przyciągnąć uwagę widza.

Czy to prawda, że przyjął Pan propozycję pracy w Guliwerze, by przeczekać trudną sytuację w Supraślu, gdzie działa prowadzony przez Pana teatr Wierszalin?

Bzdura. Przyjąłem ją, bo jako reżyser odnajduję się zarówno w teatrze dla dorosłych, jak i dla dzieci. Od początku tworzyłem równolegle dla obu tych scen. W obu przypadkach sięgałem do lalek i żywego planu. Kwestią pozostawał wybór adresata i odpowiedniej dla niego historii.

Spektakl "Ofiara Wilgefortis" chyba nie był trafionym wyborem skoro działacze LPR z Supraśla chcieli "pogonić kijami" Wierszalin. Co ich oburzyło?

W kobiecie wiszącej na krzyżu - uznanej przez Kościół świętej Wilgefortis - doszukali się prowokacji. Zamiast męczennicy zobaczyli Chrystusa.

Byli na spektaklu?

Nie, i jest to tym bardziej żenujące. Ludzie, którzy do teatru nie chodzą, nie mają związku z kulturą z założenia - bo nie tylko się tego nie wstydzą, ale wręcz się tym chwalą - zaczynają autorytatywnie komentować sztukę. A nawet stają się agresywni. Otwiera się wtedy pole do paranoicznych komentarzy.

Jak artysta może się bronić przed taką formą cenzury?

Jestem reżyserem, nie happenerem.

Sądząc po tym, jak często wymienia się ostatnio Pana nazwisko, można odnieść inne wrażenie.

To nie moja zasługa, lecz ignorantów, którzy nagłośnili własną niewiedzę.

Podobno radni z Supraśla wycofują się z pogróżek wobec Wierszalina.

Zobaczymy. 21 grudnia będzie głosowanie nad budżetem województwa Podlaskiego i okaże się, czy Wierszalin zostanie uznany za instytucję samorządową, a więc czy dostanie dotację.

A jeśli nie, czy przeniesie Pan zespół np. do Warszawy?

Teatry takie jak Wierszalin mogą powstawać i działać jedynie w naturalnemu otoczeniu, w oddaleniu, które daje swobodę artystycznej wypowiedzi. I wbrew opiniom paru radnych nasze spektakle nie bulwersują widzów, lecz dostarczają im głębokich wzruszeń. Niezależnie od tego, kim są, otwierają im duszę.

Czy podejmując się zrealizowania dla Teatru TV moralitetu Mikołaja Reja "Żywot Józefa" chciał Pan otworzyć duszę telewidzom zagapionym na co dzień w reklamę i seriale?

Rzeczywiście, historia Józefa może w delikatny sposób przypomnieć o czymś bardzo ważnym, wręcz zasadniczym w naszym życiu - więziach rodzinnych. To także opowieść o winie i poniechaniu kary. Józef został przecież zdradzony przez braci, ale też potrafił im wybaczyć.

Z powodu przesłania wybrał Pan właśnie tę sztukę?

Wybrała ją TVP, a ja ochoczo podjąłem się realizacji. W Roku Mikołaja Reja dostałem szansę wystawienia spektaklu, który kontynuuje wspaniałą tradycję Teatru TV.

Udało się stworzyć okazałe widowisko...

...w którym rzeczywistość jest kreowana całkowicie na potrzeby spektaklu, gdzie wspaniałe role tworzą wspaniali aktorzy. Cieszę się, że wraz z "Żywotem Józefa" wraca poczucie, że TVP dba nie tylko o rozwój kultury popularnej, komercyjnej, ale także - zgodnie z głoszoną zasadą misyjności - wspiera kulturę wysoką, nawet za cenę niższej oglądalności i mniejszych wpływów w kasie. Dzięki podobnym działaniom z przeszłości, mamy dziś Złotą Setkę Teatru TV.

"Żywot Józefa" zapoczątkuje następną Złotą Setkę?

Oby. Na razie nasz spektakl łączy przeszłość polskiego teatru z teraźniejszością, przywołując m.in. najsłynniejszą Dejmkowską adaptację "Żywota Józefa". To też składnik wielkiej polskiej narodowej kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji