Artykuły

Mrożek o cierpieniach młodego artysty w czasach zarzynania sztuki

"Rzeźnia" Sławomira Mrożka w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

"Rzeźnia" - jeden z najbardziej aktualnych utworów Sławomira M rożka - wróciła na scenę w Ateneum.

W czasach, w których sztuka wysoka przegrywa z komercją, a brutalność coraz silniej wdziera się do teatru, ten utwór wydaje się wręcz proroczy. Czy Mrozek, pisząc go w 1975 roku, mógł przypuszczać, że dziś renomowane sale operowe czy teatralne będą wypożyczane na telewizyjne show z pogranicza estrady i cyrku. Czy mógł wiedzieć, że w telewizji sztuka wysoka odsuwana będzie z pasm wysokiej oglądalności na rzecz kabaretów sięgających rynsztoka?

W przedstawieniu Artura Tyszkiewicza w warszawskim Ateneum obserwujemy zmagania młodego, ambitnego Skrzypka (Tomasz Schuchardt). Jego bezkompromisowość w dążeniu do perfekcji, poświęceniu się sztuce wysokiej przyczynia się do całkowitej izolacji od realnego świata. Sprzyja temu także toksyczna Matka (zagrana brawurowo przez Magdalenę Zawadzką), przez którą czuje się całkowicie zdominowany. Tyszkiewicz tę podległość podkreślił już w pierwszej scenie, gdy słowa miłości do kobiety Skrzypek wypowiada nie do Flecistki (Emilia Komarnicka), lecz wyobrażającego ją manekina.

Jednym z mitów dotyczących sztuki wysokiej jest postać Paganiniego (świetny Dariusz Wnuk), która - dzieląc się swym geniuszem - znakomicie się odnajduje w dzisiejszej rzeczywistości jako Rzeźnik.

Pokazem aktorskiego mistrzostwa jest Dyrektor Filharmonii w wykonaniu Piotra Fronczewskiego. Tylko z pozoru obserwujemy tu przemianę układnego urzędnika w neofitę "nowego brutalizmu". Tak naprawdę zachęca on do refleksji nad kondycją współczesnej sztuki.

Nie bez cienia ironii przypomina, że przywykło się szukać w niej "prawd ostatecznych". Ale zwraca też uwagę, że wielokrotnie przegrywa ona w konfrontacji z życiem, śmiercią czy cierpieniem. Przestrzega przed sztuką, która może się zamienić w ideologię, i artystą twierdzącym, że głosi jedyną prawdę.

Mam pewien niedosyt dotyczący ostatniej sceny. Obserwując tragedię Skrzypka, który - zdradziwszy sztukę wysoką - nie umie się odnaleźć w krwawej adoracji natury, słyszymy koncert zarzynanych wołów. To nie tylko kwintesencja zarzynania dzisiejszej sztuki, ale także obraz czasów, w których sprytnie zaczyna królować pseudo sztuka. Aż chciałoby się nawiązać w niej do wizji pewnej reżyserki, której teatr ma wtedy sens, gdy skąpany jest we krwi. A tu jest zbyt grzecznie i ascetycznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji