Artykuły

Listy z Berlina. Konrad Swinarski do Barbary

Hotel Newa - Berlin N4, Irwalidenstr. 115, Telefon 42 54 61

1 XI 55

Rybko Luba!

Nie wiem, od czego zacząć - jest 10-ta, jestem w hotelu, jak widać z nagłówka. Podróż bez szwanku - wspaniała. W Berlinie na lotnisku godzinę czekania na samochód. Nikt po mnie nie wyjechał, bo nikt nie wiedział. [...] Droga do Śródmieścia jest tak podobna do Wrocławia i Szczecina, że dopiero przy Bahnhof Friedrichstrasse, kiedy minęliśmy U.d. Linden, połapałem się, że jestem w Berlinie. Dopiero co byłem w W-wie, Ty z kwiatami (przyznam się, dałem je Käthe), a tu już Berlin. Wszystkie wymiary miasta nie zmniejszyły mi się, tak jak to zazwyczaj bywa, wręcz odwrotnie, bo stoi co 5-ty dom. U.d. Linden poznać nie można. Z wspaniałości tej architektury nic nie zostało, stoi Opera, a za nią katedra św. Jadwigi - reszta prawie w ruinach - aż po Hotel Adlon, z którego została jedna mansarda, nie ma prawie nic - reszteczka Zamku - potem Ambasada Z.S.S.R. Co do stylu, ma bardzo dopasowane elementy do Siegessäule i innych okropności tego miasta. Okolica Schiffbauerdamm bardziej ocalała. Ludzie ubrani tak jak u nas, tylko w każdym ubraniu jest 30% wełny wiecej niż u nas - to jedyna różnica - twarze mętne - wciąż mi się zdaje, że jestem w Gliwicach. Tylko nocą jest jasno od neonów - najważniejsze wypadki wyświetlają czasopisma na ulicach. Napis wysokości 2 mtr. obraca się i relacjonuje całą gazetę neonami. Naprzeciw jest wielkie niebieskie koło - obraca się powoli (15 sek. jeden obrót) z napisem Berliner Ensemble. Nie wiem, co we mnie biło, kiedy wchodziłem do podwórza - Rülicke urzęduje w "Neubau" - tam także odbywają się próby. Było zebranie partii, kiedy wszedłem. Przywitał mnie po polsku Erich Franz, który jest Zimmermannem - Ziejewskim i zarazem ma serce Picassowskiego gołąbka i pożyczył 100 marek na zadatek - Potem siedziałem z całym towarzystwem w stołówce - Käthe, Weiglowa i inni. Jutro rano będę widział Brechta i zostaną mi wyznaczone wszelkie funkcje. Dziś grali "Courage" - ale Weiglowa za żadne skarby nie chciała, ażebym przyszedł, bo twierdziła, ze wyglądam na wyczerpanego podróżą - co ten mój wyraz twarzy może! Na widowni był dziś Piscator. Jutro idę na Kreidekreis. [...] Pod wieczór zawieźli mnie samochodem, wręczając kartki na węgiel, do pokoju gdzie mam mieszkać, ale gospodarzy nie było, więc Käthe zawiozła mnie do hotelu i dawaj piechotą i nocką po Berlinie. Sklepy są tutaj oświetlone całą noc, ale jest ich niewiele. Miasto nocą jest wymarłe. Warszawa jest żywsza, ludzie bardziej eleganccy. Już przyuważyłem dla Ciebie maszynę do pisana, ceny 300-400 mrk. Za 312 jest wspaniała w walizce, cacko, malutka. Inne rzeczy wcale nie takie tanie. Jeżeli dostanę tutaj 600 marek w teatrze, to to jest to samo co u nas 3000. Rękawiczki skórzane 24 mrk. Ubrania 200 mrk. Tak złego krawiectwa ze świecą szukać. W tym, w czym jestem, mogę uchodzić za wybitnie eleganckiego człowieka. Ty wiesz, jak lubię chodzić po nocy, więc przeszedłem piechotą Chausseestrasse, która w pewnym momencie jest przecięta granicą sektoru francuskiego. Z jednej strony jest tablica z napisem, że za 10 metrów opuszcza się Niem. Rep. Demokratyczną, i jak już się przejdzie te 10 metrów, to już jest Weddin, i ten twój właściciel fabryki fortepianów, tzn. jego teren działania. Napisz o tym opowiadanie, jak poznałaś Berlin wcale go nie znając. Jak mi to opowiadałaś, to miałem gęsią skórkę. Te żelazne drzwi, co się zatrzasnęły, te stosy nut i te fortepiany jeden na drugim, te karakony i ta jedyna książka stamtąd i właśnie o właścicielu fortepianów. Cassirer to dobre wydawnictwo, już zdążyłem zapytać taką jedną Żydówkę, która jest żoną jednego aktora i całą wojnę przebyła w Berlinie, bo jej ojciec był bardzo ważnym lekarzem specjalistą. Była bardzo zbaraniała, że ja (jak wiesz, nieświadome dziecko - z urody) wiem, ze coś takiego jak wydawnictwo Cassirer było. Oczywiście wydawnictwo było żydowskie i jej to bardzo pochlebiło. Ale tej książki nie pamięta. No i znowu dzięki Rybie Mojej wyszedłem na mądrego. Ogromnie mnie bawiło, jak sugerowałaś, ze ten trzeci w tym trójkącie to pewno homoseksualista. Ależ tak, Rybko. Ale nie tylko ten trzeci. Ten pierwszy też. I myślę, że autor też. Jak książkę w antykwariacie znajdę, to Ci kupię. A jak się wraca, to napisane "Vous quittez le secteur francais". Ale można leżeć na tej granicy i nikt cię nie zaczepi. "Twoje" ulice są w naszym Berlinie, tylko kilka jest w sekt. angielskim i francuskim. Byli zdumieni moją znajomością śródmieścia Berlina, ale wszystko zwaliłem na Ciebie, że Ty coś na ten temat piszesz. W każdym razie wszystko, co się dzieje wokół Oranienburgerstrasse, to dzielnica zła, no, kurwów. Stettinerbahnhof jest vis a vis hotelu, nazywa się teraz Nordbahnhof i będziesz koło niego sto razy przejeżdżać, jadąc do teatru od nas z domu. Gdzie jest Jasmunderstrasse, nie wiem, ale się dowiem. Zrobiłem w nocy chyba ze 20 kilometrów. Zapach powietrza w Berlinie jest inny niż u nas. Ma coś z ozonu. Zapach wentylacji U-Bahnu był dla mnie jednym z najprzyjemniejszych wspomnień. Ruin tu strasznie dużo, ale nasze na Starym Mieście są dużo bardziej "rzeźbiarskie". Pamiętasz, jak raz z ruin na Mostowej wylazł pijany Puzyna z tym robotniczym pisarzem. No, to my jesteśmy szczebel wyżej, książę, a w ręku ćwiartka z czerwoną kartką. Czy myśmy kiedy w Bristolu pili to świństwo? Ale jak był u nas na Hajoty razem z Illą, to był sam high life plus savoir vivre i wymiarami dostosowany do naszego strasznego strychu. Ale że Illa znała księcia w czasie wojny. Przewijała mu pieluchy czy jak? Jak wracałem przez Friedrichstrasse, to wstąpiłem do Adlonu, gdzie nie omieszkałem dla Uklei załączyć karteczki: "Jestem w Berl. Ensemble trudno osiągalny - pozdrowienia K.S.". Potem poszedłem do końca Friedrichstrasse aż do granicy sektora amerykańskiego. Jest tam ruina kościoła, jeszcze nie wiem, jak się nazywa, tam bym tę małpę - gestapowską wrzucił. Tę kurwę B. z Wieliczki. Chyba dziura na dwa piętra w głąb. Już by nie wylazła, bo pustka wokół, aż do Potsdamerplatz. Nadałem telegram do Ciebie, ale kosztował 6 mrk. - to tutaj strasznie dużo - więc raczej będę pisał listy. To samo z telefonami. Wieczorem zjadłem kotlet wieprzowy. Żarcie tutaj strasznie drogie, 5 kotlet, a inne danie do 10 mrk. Będę jadł w teatrze, bo tanio - kawa świetna 1,40 mrk. Spacer Wedding-Alexanderplatz zrobisz sobie sama, jak przyjedziesz. Ten Twój fabrykant fortepianowy musiał mieć pypcia, żeby takie odległości robić na piechotę (tak jak ja!). Rybko, jutro reszta, już jest 11, a o 7.30 muszę już wstać. Rybko - put - put, reszta dzisiaj po południu. K.

Rybko Luba! Berlin 7 XI 55

Nie wiem, od czego zacząć - Może tymczasem o sprawach rodzinnych, potem o teatrze (albo innym razem o teatrze). 5 XI wsiadłem w U-Bahn i wysiadłem Rüdesheimer-Platz. Raczej bez wrażenia. Tylko różnica w tym, że na jednego człowieka przypadają dwa samochody. Oficjalnie co 5-ty ma samochód. Okolica Praksi zmieniona nie do poznania. Ruch, że przez ulicę przejść nie można. Mieszkają w nowym domu na 4-tym piętrze. Dzwoniłem na dole - po chwili dzwonek z góry i otworzyłem drzwi. Wiem Rybko, że jesteś już zaniepokojona - ale powoli: - Wchodzę - dzwonię przy drzwiach specjalnie szybko, jak gdyby z jednej myśli. Otwiera mi chłopak tęgi, brzydki. Mówię, że na pewno mnie nie poznaje - robi głupią minę i w tej chwili słyszę z pokoju: "Xaverchen, warum bist Du in Berlin?" - to ciotka. Wtedy powiedziałem - (Peter już zupełnie zgłupiał) - że jestem Konrad. Wtedy wyszła i ciotka, i wujek. Wcale nie było tak, jak sobie to przez 10 lat wyobrażałem, ani tak, jak się czyta w książkach. Pierwsze, co mi podpadło, to to, że ciotka ma błędne spojrzenie, zestarzała się (nie wiedziałem, że w 45 była pomylona). Poza tym ma w spojrzeniu coś z wiecznej nieobecności - wygląda trochę na obłędną Żydówkę. Następny moment był najgłupszy. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Ciotka biegała tam i z powrotem. Peter pokazywał mi swój pokój i Reise-andenken-buch z wklejonymi biletami z metra z Paryża. Ja też nie wiedziałem, co robić. Dla Kurta tylko wszystko było oczywiste. Wszystko działo się bez sensu. Ciotka wyciągnęła jakieś krakowianki lalki, ażeby pokazać mi, że ma dla Polski sympatię. Kurt mi pokazywał widok z okna, na pralnię w podwórzu, która suszy i pierze w ciągu 3 i pół godziny dla 1000-ca osób. To znowu Peter chwalił się motocyklem, który kupił. Nagle ciotka, że przecież ja nic nie mówię i że muszę być głodny, i że może kąpiel. Wybrałem to ostatnie. Potem uspokoiłem się ja i oni. Na stole było wszystko, co mieli najlepsze - sałatka śledziowa, prawdziwa kawa, bita śmietana i smażone kartofle. Potem dopiero ciotka połapała się, że robi rzeczy bez sensu. Kurt tka mi 3 gatunki papierosów - potem ciotka, że acha, ubrania i buty ma dla mnie w szafie - wszyscy biegną do 2-go pokoju, a jedzenie stygnie. Byłem 1,5 godziny - detale jeszcze później, i zaczęło się chwalenie, że tak im świetnie, że tak im dobrze, pytania, co robię itd. Opowiedziałem wszystko dokładnie bez specjalnych zachwytów. Peter odwiózł mnie przez Ku-damm do Uhlandstr.-U-Bahn. Wrażenie niesamowite. 3 stopnie ciepła, a ludzie siedzą na ulicy pijąc kawę - ogrzewanie krótkofalowe na ulicach i w kawiarniach. Neonów tyle, że w oczach się kręci. Sklepy jak w amerykańskich czasopismach. Może raczej Paryż niż Ameryka. No, ale reszta za dwa dni - put - put, Rybeńko - K.

PS. Xaverchen jest piękny jak 3-y Witusie Gruce i ma taki sam głos, jak ja. Wszyscy mówią, że nie można nas odróżnić - tacy podobni.

[około 15X1 55]

Rybko Łubko,

Bardzo miły pan - nasz polski korespondent - zawiezie Ci paczkę i list. Odpowiadam na pytania. Oczywiście piję. Bez przesady, ale.... Tu wszyscy piją. A Kthe jak smok wawelski. Alkohol tu jest obrzydliwy. Po drugiej stronie nie na moją kieszeń. Ciągle sobie przypominam Festiwal i to, żeśmy przez te dwa tygodnie oka nie zmrużyli. Tęsknię za dobrą polską wódką. Oni tu też fioła mają na tle naszych alkoholi. Tak to się wszystko wymieszało, ten festiwal i Telewizja, i ten Brecht, Tadek, no, klasa - tu jest jego odpowiednik, amant Brechtówny - Schall - tylko bez Tadeusza wdzięku, ma taką minę, jakby go nie przyjęli do Hitlerjugend w 44, skwaszoną, ale ciało opanowane do perfekcji, zresztą sympatyczny i też taki szusowaty jak Tadek. Trochę taka męska Mikołajska zmieszana z Eichlerówną. Właściwie w metodzie - formalista. Jak wchodzi w Ostrowskim na scenę - zobaczysz - to najpierw pokazuje się ręka, potem noga, potem kolano, a dopiero długo potem sam Ekkehard Schall. Kthe nazywa to "Tanzmatinée des Meisters Schall". Dłubie przy jedzeniu w palcach od nóg - jest z Frankfurtu nad Odrą. Nie wiem, czy to wytrzymasz. Coś z sutenera i herosa. Grywał na prowincjach Don Karlosa i tego głównego "Zbójcę".

No więc, jak chcesz wiedzieć, to piję teraz Verschnitt - to w porównaniu z naszą Soplicą jest olej z naftą, ale po 10-u już nie wie się, co i po co. No więc, Rybeczku, wznoszę toast - Und sie trugen eine Leiche, Prost!!!

Zdjęcia z "Wyjątku i reg." dałem tu do archiwum, niech widzą i wiedzą. Powiedziałem, że Tadeusz jest naszym największym młodym aktorem, pokazuję Bertiemu, a on, że mu się podoba ta kobieta. A to była Sarnawska, twoja protegowana bohaterka podziemna z Tarnowa. Nie jestem takim tępakiem, za jakiego mnie masz (niejednokrotnie), i pamiętam więcej niż Ci się wydaje. Zresztą Sarnawska była naprawdę bardzo dobra. Stylowa, chińsko-koreańska. Jakby była w Pałacu, to bym ją nawet obsadził w Szen-the. I tak mi się ten festiwal miesza, ten twój gadatliwy Jurek [...] trochę ma tupet Reinholda D. - i P. zakochany w K., a K. w tym, co się Tobie podobał, ale wolał ją od Ciebie i dobrze, Putko, bardzo mnie te afery śmieszyły, bo to ciota była (ukryta), Portorykanka bardzo szykowna. A Tobie został Murzyn, za to chłop prawdziwy, i jak tańczyliście w "Stolicy" i on Cię uczył samby, i wszyscy zeszli z parkietu i was podziwiali - to byłem z Ciebie dumny. Ty, taka maleńka, "gryfna", chudziaczek, jak chłopiec, a Murzynisko mięśniaste, przytłuste, ale naprawdę tańczył tylko tak, jak ci czarni tańczyć potrafią. Przecież on Cię prawie nie dotykał, tylko obracał jednym palcem, a potem prawie nie obracał, tylko robił jakiś gest w powietrzu i jak Tyś to wiedziała, że właśnie wtedy trzeba się obrócić. Coś w tym musiało być, że wszyscy, cała nasza hołota zeszła z parkietu, a Portorykanka umoczyła łapę w bigosie chyba z zawiści, że ona, acz dziewczynka, to kołek w płocie taneczny. To było tak zmysłowe, że Jurek aż do klozetki lecieć musiał. I ten Crevelle - a widzisz, pamiętam -- to by i Witka G., i Basie Bittner zakasował. No, może nie jako Romeo, ale jako Otello na pewno. Pamiętasz ten radziecki teatr: "płatok, płatok". Och, Rybeczko, jak ja lubię silne namiętności. Tak mi się zdaje, że mnie jest jakoś więcej wewnątrz niż na zewnątrz, z tą mydlaną twarzą. Dlaczego żaden z tych dyrektorskich chujów nie chce "Woyzecka"? Srają w gacie z socrealistycznego strachu? Hurwinek nie chce, Wanda nie chce, Holoubek nie chciał. Dlaczego?? A Holoubek mógłby grać przecież Kapitana. Jak grał starego dziada w "Mieszczanach", to Kapitana też. U Hurwinka to trzeba by kogoś doangażować, bo tam nikogo tak soczystego nie ma. Oni są wszyscy za bardzo "dezent" - od głowy do pasa, reszta uczuć i jelit wraz z jajnikami wciśnięta w blat od stołu od tych stanisławskich analiz i prób czytanych. Wiesz, jak nienawidzę tego słowa. Tu (oprócz teatru) jest wszystko "dezent". Egzemy na całym ciele dostaję, jak to słowo słyszę. Wydrukowane plakatówką na sztandarze niemieckiego drobnomieszczaństwa. Ciotka jest "dezent", Xaver i Peter dezent, mieszkania są dezent. Próbowałem przełożyć na niemiecki to powiedzenie Luci Legut o "dostawaniu egzemy" - jak coś nas zbrzydza - ale nikt tego nie rozumie. Mówią, że jak egzema, to trzeba iść do lekarza, bo może być syf. Tak, masz rację, oni są od klepania po dupie. Jak nie klepną, to im nie stanie. W teatrze jest raczej od pasa w dół. Prywatnie też. (Nie obawiaj się, ja żyję jak ten mnich, co śpi w trumnie dla turystów i ma pieczątkę z napisem "Pustelnik".) Żadne kobiety kommen nicht in Frage. Wszystkie okropnie brzydkie. Jak chcemy się napatrzyć na ładne, to idziemy do Friedrichstadtpalast - one jedzą u nas w kantynie - jest tuż obok - bardzo ponury budynek - a tancerki mają takie długie nogi [...] Rybeczko, już bardzo późno, a moja gospodyni się denerwuje, niby o moje zdrowie, ale tak naprawdę, że wypalam za dużo światła, a jutro rano o 8-mej muszę być w teatrze,. I już nie mam ani kropli alkoholu. No, może kroplę. Rosaura jest nawet interesująca, ale zarezerwowana dla szefa. Bardzo miła, polubisz ją. Angelika, mimo że płeci nie ma damskiej - to reżyser z niej nie będzie. Hurwinek kiedyś powiedział, że reżyseria to powołanie, a nie zawód. Jedna aktorka z Hamburga doangażowana - gra w "Galileuszu" - kazała mi pokazać Twoje zdjęcie i powiedziała, że jesteś "liryczny wamp" i że będziesz do niej zaproszona. Otóż nie będziesz, bo ona jest z kręgu Giehse, w czym nie gustuję. No i ty pewno też nie. Najsympatyczniejszy człowiek z aktorów, też z Hamburga, nie ma ani jednego włosa na ciele. Albinos i pedał. Będzie grał papieża. Na pewno go polubisz. Jest jak duże łyse dziecko. "Was ist das was in uns lügt, huhrt, stiehlt und mordet" - jak mówi Doktor. Dobranoc. Put-put-put - Ryba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji