Artykuły

Fotograficzna suita

"Zanim chłodem powieje dzień" Pawła Kamzy w reż. Pawła Kamzy w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Aparat fotograficzny w przedstawieniach Pawła Kamzy to coś więcej niż powtarzający się rekwizyt. To świadectwo jego obecności, oko Opatrzności, inskrypcja, przy pomocy której, niczym rzemieślnik, mistrz malarski, znaczy swoje dzieło. To też sposób oglądania rzeczywistości, porządkowania i opowiadania o niej. Czym dla niego jest zdjęcie? Sposobem poznawania świata? Zapisywaniem tajemnic? Początkiem jakiejś historii? Porządkowaniem pamięci? Susan Sontag podpowiadała: "zobaczyć coś w postaci zdjęcia - to znaczy znaleźć potencjalny przedmiot fascynacji. Ostateczna mądrość obrazu fotograficznego kryje się w stwierdzeniu: Oto powierzchnia. A teraz pomyślcie, a raczej wyczujcie to, co się pod nią kryje, jaka musi być rzeczywistość, jeżeli tak wygląda. Fotografie, które same nie są w stanie niczego wyjaśnić, stanowią niewyczerpalne źródło zachęty do dedukowania, spekulacji i fantazjowania".

W spektaklach Kamzy wiele postaci pojawiało się z aparatami fotograficznymi. Nosiła go główna postać z "Cienia Józefa" (Teatr im. Bogusławskiego, Kalisz), Arabka Hagar, która przez cały spektakl fotografowała kolejne pary odwiedzające jej atelier, realizując zdjęcia do kalendarza z współczesnymi Józefami i Maryjami na rozpoczynający się dwudziesty pierwszy wiek. Nosiła go Marzena, ta, która "kochała Bogdana W." (Teatr Łaźnia Nowa, Kraków) za jego zwyczajność i prawość, tak trudną do sfotografowania, jak jej uczucie do niezłomnego bohatera w czasach narastającego zła. Czeczen Kerim w "Łzach Ronaldo" dostał aparat fotograficzny na urodziny od Czeczenki Hadiszki, tyle, że Karim był ślepy. "Nie widzę" - mówił Karim, "możesz poczuć" - odpowiedziała Hadiszka. Scenariuszowi pisanemu dla legnickiego teatru na motywach prozy Andermana Kamza dał roboczy tytuł: "Kielce. Koniec świata", ale przed premierą wrócił do oryginalnego tytułu: "Fotografie". Spektakl "Kiedy świat był młody" (Teatr Polski, Poznań) zrealizował w stylistyce pocztówek z początku dwudziestego wieku, z Madame Stefani na wskroś podobną do obrazkowej Maty Hari. W najnowszym legnickim spektaklu fotografuje Alinka zwana Linką, fotografował też Ksiądz. Robienie zdjęć to dopiero jakiś początek. Z tego może powstać album. Opowieść albo fotograficzna suita, w tym przedstawieniu wzmacniana sakrometalfolkiem złożonym z legnickich aktorów (Mateusz Krzyk - gitara prowadząca, Katarzyna Dworak - gitara basowa i Magda Drab - skrzypce), grających poza tym ważne role.

Tytuł "Zanim chłodem powieje dzień" przypomina o kolejnej pasji Kamzy, a mianowicie poszukiwania wszelkich pierwotnych inspiracji w księgach Biblii, w tekstach filozofów, teologów, w apokryfach. Ale także w takich tekstach literatury jak choćby "Klątwa" Stanisława Wyspiańskiego czy "Ziemia jałowa" T. S. Eliota. Ale żadna z tych fascynacji nie prowadzi do kopiowania. Kamza miał do wyboru inne brzmienia (a pewnie i znaczenia) tytułowej frazy tego samego fragmentu "Pieśni nad Pieśniami". Wybrał ją z przekładu rówieśnika, księdza i profesora Krzysztofa Bardzkiego: "Póki dzień nie zawieje chłodem,/ Zanim cienie umkną,/ Pójdę ku górze mirry,/ Ku wzgórzu kadzidła" i lekko zmodyfikował. A mógł użyć słów Salomona w przekładzie Czesława Milosza: "Zanim chłód nocy spowije ziemię,/ pójdę ku tej wabiącej górze mirry i kadzidła"/ albo w wersji Biblistów z Wydawnictwa Pallottinum: "Nim wiatr wieczorny powieje/ i znikną cienie, / pójdę ku górze mirry, / ku pagórkowi kadzidła". W charakterystyce portretu Księdza umieszczonej w spisie postaci czytamy: "jak długo Jahwe będziesz ukrywał się przede mną?" - przetworzony wers z Psalmu 89: "Dopókiż to, Jahwe? Czyż będziesz się ukrywał na wieki". To tylko przykłady pokazujące jak żmudnie i cierpliwie dobiera Kamza słowa. Jak waży każde z nich. W kontrapunkcie do pism z ksiąg Biblii mamy dialogi ludowe, potoczne, przekleństwa znane, wskazujące na środowisko, społeczność, kulturowość.

Ale to nie wszystko w przypadku tego przedstawienia. "Podczas pracy reżysera i aktorów nad scenariuszem okazało się, że "Moja wina" Marka Pruchniewskiego stała się jedynie zaczynem do powstania całkowicie nowej historii" mówił Jacek Głomb. Zaczęło się więc od tekstu Marka Pruchniewskiego a skończyło na tekście Kamzy, któremu wiele słów i fraz podpowiedzieli grający w spektaklu aktorzy. Bo jak to u niego bywa, z wielu słów rodzą się mało mówiące postacie, a najmocniej na scenie przemawiają emocje. Są zawsze bardziej wyraziste i lepiej się fotografują. Całkiem bogata jest ta galeria postaci i aktorów Kamzy z Teatru im. Modrzejewskiej biorących udział w tym przedstawieniu.

Magda Biegańska - bardzo skutecznie, zabawnie, nerwowo dbająca o siebie, wiecznie lansująca się Anita w tym przedstawieniu. Wcześniej we wspólnym legnickim albumie Kamzy m.in. Konduktorka w "Fotografiach", sumienna, zmotywowana kolejarka dyscyplinująca pasażerów przeraźliwym gwizdkiem z rozdygotana duszą po odejściu ukochanego Mietka. Joanna Gonschorek w pięknej roli Pani Danki, Matki Aliny, schowana, subtelna, zadziwiona swoim zakochaniem. Wcześniej pacjentka Śledź w "Szpitalu Polonia", żyjąca twardo na co dzień z miękkim sercem w środku, gruboskórna i dobroduszna. Katarzyna Dworak - Oliwia, basistka zespołu sakrometalfolk nie przebierająca w słowach, szorstko odbijająca dialogowe kwestie niczym blacha krople deszczu. Są w tym albumie i inni legniccy aktorzy. Magda Skiba - Alinka, zwana Linką dramatycznie rozpięta między zakazanym uczuciem, a odpowiedzialnością, która nakazuje jej donieść na umiłowanego. Jest Mateusz Krzyk, Ksiądz Maciej, który już nie czuje obecności Boga w sobie, choć wcześniej było inaczej. Jest Gabriela Fabian, Pani Blanka, matka Księdza, która chce najlepiej dla syna, choć jest przekonana o tym, że syn nie dokonywał najlepszych wyborów w życiu. Jest Magda Drab - Maja, która właśnie wróciła z Anglii i jest jeszcze bardziej zagubiona niż przed wyjazdem. I jest Bartosz Bulanda - Kazek, mąż Aliny, który nie potrafi żyć ze stresem miłosnej przeszłości żony. I jak każdy w tym przedstawieniu nie jest w stanie poradzić sobie z uczuciem.

Jest jeszcze ważne dla przedstawienia niewidoczne zdjęcie Natalii, córki Anity. Umieszczone w komórce. To swoisty dowód w sprawie. Wskazówka do rozszyfrowywania tajemnicy. I jak to w albumach fotograficznych bywa postaci są osadzone w bardzo sugestywnych czarno białych pejzażach, tu wkomponowanych w martwy krajobraz rachitycznej przystani, w której dawno wyschła woda. A każda scena, każdy kadr, każde ujęcie oddzielane jest od poprzedniego migającymi reflektorami niczym błyskawicami z fotograficznych fleszy. Wszystko to w bardzo starannej i sugestywnej scenograficznej kompozycji przestrzeni Izabeli Kolki.

Legnicki album Kamzy jest w całości poświęcony szczególnym refleksjom o doświadczeniach miłości, z których wynika, że jedyne co po niej zostaje to silne poczucie winy. Co więcej, zrozumienie i zaakceptowanie w sobie tej winy jest jedyną szansą na dalsze życie. I choć Ksiądz dowiedziawszy się o samobójstwie Alinki powiada "Ona nie jest winna", to przecież ani on ani nikt inny nie ma takiej mocy aby winy z bliźniego zdejmować. Zatem co robić z winami? Z takim pytaniem pozostawia widzów przedstawienie Kamzy. Czy wobec miłości jest to najważniejsze pytanie?

"Zanim chłodem powieje dzień" to szesnaste, a jednocześnie jedenaste autorskie przedstawienie Kamzy w Konkursie. Tak jak Pieśń nad Pieśniami ze Starego Testamentu stała się inspiracją tego przedstawienia, tak Pieśń nad Pieśniami Nowego Testamentu czyli Hymn o miłości może stać się inspiracją kolejnej suity fotograficznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji