Artykuły

Koralina w strefie mroku

Z myślą o starszych dzieciach Teatr "Pinokio" w Łodzi przygo­tował spektakl osadzony w kon­wencji grozy, ale traktujący o sprawach bardziej związanych z życiem niż ze sferą widziadeł. Adaptacji głośnej powieść bry­tyjskiego pisarza Neila Gaimana i reżyserii spektaklu podjęła się młoda reżyserka Karolina Maciejaszek, dotąd pracująca głów­nie na deskach teatrów drama­tycznych. Łódzka "Koralina", jej lalkowy debiut, udał się całkiem nieźle, choć nie sposób uwolnić się od wrażenia, że sceniczne szwy mogą niekiedy pękać.

Świat Koraliny (Hanna Matusiak) nie zmienia się wraz z przeprowadzką do nowego (dla niej) domu. Wciąż daleki jest od ideału. Role rodziców są zabu­rzone. Matka (Żaneta Małkow­ska, zbyt sztywna w roli oschłej matki, rekompensuje to jako jej alter ego) pochłonięta jest przez obowiązki zawodowe. Podobnie jak nieco infantylny ojciec (nie­zmiennie w formie Łukasz Bzu­ra), który ponadto próbuje reali­zować się kulinarnie: by umilić czas córce, a może by znaleźć wytchnienie od codzienności. Daremnie krążąca między nimi Koralina wymyśla niebezpie­czne historie lub relacjonuje udział w takowych. Skazana na samotność "wśród swoich" dzie­wczynka obdarzona jest na szczęście bujną wyobraźnią, która pomaga jej wypełnić czas i układać relacje z nietuzinko­wymi lokatorami olbrzymiego domu: dwiema emerytowanymi aktorkami (granymi przez Ewę Wróblewską i Annę Sztuder-Mieszek) oraz zwariowanym ru­muńskim cyrkowcem (Pavel Kryksunou). Nic dziwnego, że odnalezienie tajemniczych, za­murowanych drzwi ożywia fan­tastyczny świat spełnionych ży­czeń, będący jednak wykośla­wionym odbiciem prawdziwego. Napotkani tam rodzice z czułoś­cią odnoszą się do Koraliny, ale zakończone pazurami dłonie, guziki przyszyte do oczodołów, a w końcu dziwne żądania zaczynają budzić podejrzenie dzie­wczyny. Będzie ona musiała wal­czyć o szczęście u boku prawdzi­wych rodziców.

"Koralina" nie serwuje może takiej makabry jak niegdyś fran­cuski teatr Grand Guignol, ale uj­rzymy niemało. W myśl sprawdzonych w kinie grozy mechani­zmów pełzać będą człekokształ­tne poczwary, z mroku wyłonią się bliżej nieokreślone wisielce, dojdzie do krwawego rękoczynu. W tym świecie karą za nieposłu­szeństwo jest więzienie, za na­iwność płaci się duszą - co spot­kało "chór" trupich dzieci, któ­rym na ratunek pospieszy Kora­lina. Bracia Grimm byliby du­mni. Może tylko nie spodobałby się im burzący atmosferę grozy głośny rzep, na który zapinana jest zjeżdżająca na scenę pościel Koraliny...

Rewelacyjna jest scenografia autorstwa Anny Chadaj. Niere­gularna bryła obracana na śro­dku pudełkowej sceny "Pinokia" wydaje się rozwiązaniem dość tradycyjnym. Jest jednak nie­zwykle pomocna w dynamicz­nej zmianie miejsca akcji, a pla­styką nawiązuje do klasyki ga­tunku grozy. Jednak już w ope­rowaniu całą przestrzenią sce­niczną doszukać się można zna­mion debiutu reżyserki w nowej materii teatru lalek. Chcąc uka­zać Koralinę zabiegającą o uwagę rodziców, każe ona Żanecie Małkowskiej i Łukaszowi Bzurze wpychać na scenę stoliki z lapto­pami i zasiadać za nimi, co roz­bija teatralną iluzję i dramatur­gię scen. Dość ryzykowny wy­daje się też pomysł animacji ta­jemniczego kota. Grający go Ma­riusz Olbiński (animuje lalkę, czasem przemieszcza się z nią na plecach; czasem zajmuje się tym Hanna Matusiak) jest jedynym aktorem w żywym planie - inni kryją się w mroku lub za sceno­grafią. Jego fizyczna obecność w świecie pełnym zjaw nieco razi.

Salwy śmiechu budzą sceny z udziałem marzących o sławie emerytowanych aktorek. Ich ko­stiumy i towarzyszące im stada pupilków wprowadzają elemen­ty niezwykłości też do prawdzi­wego życia Koraliny. Mniej śmie­szy niespełniony treser mysiego cyrku. W przesadnej grze Kryksunoua zabrakło finezji, przez co np. scena "nawiedzenia" i prze­kazania przestrogi jest tylko ko­lejnym wariactwem jego postaci.

Hanna Matusiak obdarza Ko­ralinę zawadiacką energią i wy­razistością, czym pokazuje bar­dziej strachliwym widzom, że mierzenie się z lękami nie jest tylko domeną super-bohaterów.

Wątpliwości budzi finał spek­taklu. W jakiś sposób Koralina odnajduje rodziców w przejściu między światami i co tam robili? Czy świat zza zamurowanych drzwi istnieje tylko w głowie dziewczynki? Z wydarzeń nie wynika to jasno. Przeskakujemy do rzeczywistości i sceny, w któ­rej Koralina kocha rodziców, a mądrzejsi o jej doświadczenia rodzice ją. Pozostaje wierzyć, że dziecięca percepcja radzi sobie z tym, z czym nie radzi dorosły. Temu pozostaje emocjonująca wyprawa do strefy mroku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji