Artykuły

"Dolly" z biglem

"Hello, Dolly!" reż. Marii Sartovej w w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

"Hallo, Dolly!" to już komediowa klasyka, taki - można by rzec - Fredro musicalu. Trafnie więc reżyser Maria Sartova nazwała swą realizację wodewilem, kiedyś popularnym także w USA i łączonym tam z elementami kabaretu i burleski, co znajduje niekiedy odbicie także i na poznańskiej scenie.

W ciągu półwiecza, jakie minęło od światowej premiery utworu Jerrego Hermana i Michaela Stewarta (z wpadającymi w ucho piosenkami), ten gatunek muzyczno-teatralny zmienił się tak dalece, iż trudno byłoby udawać, że "Dolly" to nadal współczesny musical. O ile więc jeszcze w latach 60. ub. wieku Barbara Streisand (w wersji filmowej) mogła swą postać obdarzać serio tak uroczo liryczną i romantyczną otoczką, o tyle poznańska wykonawczyni głównej roli, Agnieszka Wawrzyniak (występuje wymiennie z Grażyną Brodzińską i Barbarą Gutaj-Monowid), gra już swatkę wyłącznie z przymrużeniem oka, z wyraźnie komediowym zacięciem. Co nie przeszkadza temu, że niektóre liryczne partie wokalne innych postaci (np. modystki Molloy w wykonaniu Anny Lasoty) pobrzmiewają nadal sympatyczno-sentymentalną nutką. Nie razi też wcale, że w indywidualnych partiach wokalnych tego musicalu z myszką pojawia się - w wysokich rejestrach, zresztą wcale nie nachalnie - technika śpiewu klasycznego, bo to w konwencji wodewilu bez trudu się mieści.

Oglądając zarejestrowane fragmenty niektórych współczesnych amerykańskich realizacji "Hallo Dolly", można śmiało rzec - choć to zabrzmi pewnie jak herezja - że poznańska realizacja wcale nie jest od nich gorsza, nawet niektóre sceny zbiorowe są zręczniej i z większym humorem skomponowane (na przykład epizody zbiorowe w nowojorskiej restauracji). A już z pewnością inscenizacja Marii Sartovej różni się zdecydowanie in plus od dawnych realizacji "Dolly", także zagranicznych. Nie ma tu np. tych gładkich, czysto rewiowych i banalnych układów w kelnerskim wykonaniu, czego nie brak także w filmowej wersji.

Zespoły styl

Zasługą Marii Sartovej i choreografa Jacka Badurka oraz wszystkich wykonawców jest zespołowy styl tego przedstawienia, eksplodujący dynamicznymi, perfekcyjnie rozegranymi scenami zbiorowymi, może poza ostatnią fazą przeciąganej ponad miarę sekwencji rozgardiaszu i zamieszania między gośćmi a kelnerami w kulminacyjnej scenie restauracyjnej. Wzorowo wyreżyserowany ruch sceniczny (w tym elementy tańca) łączy się płynnie z fabułą, wzbogaca ją, popycha do przodu, nadaje jej wigoru. Piosenki (partie wokalne) obudowane działaniami scenicznymi, wplecione logicznie w akcję i z akcji wynikające, nierzadko inkrustowane są też taneczno-pantomimicznymi gagami. Reżyserka doskonale panuje nad ogólnym kształtem przedstawienia i jego poszczególnymi elementami, widać jak starannie dba o detale, o drugi i trzeci plan, i jaką wagę przywiązuje do rytmu spektaklu tudzież jego zmiennej dynamiki. Nie brakuje jej (i zapewne idącemu w sukurs choreografowi) pomysłów na udane na ogół sceniczne gagi.

Bez schodów ani rusz

"Hello Dolly" bez schodów obejść się właściwie nie może. Nie dlatego, że tak się utarło w niejednej rewii czy musicalu, i nie tylko dlatego, że tak jest praktycznie, bo dzięki temu można wykorzystać drugi, wyższy poziom sceny. Ale nade wszystko z tego prostego powodu, że schody wraz z antresolą idealnie pasują do miejsc, w których toczy się akcja, a więc sklepu, dworca kolejowego, sali sądowej czy restauracji. Nic dziwnego zatem, że scenograf Yves Collet (współpraca: Federica Mugnai) zbudował na scenie i pomost-antresolę, i schody, a nawet schody podwójne - z dwóch stron, przez co przestrzeń gry powiększył i uczynił bardziej funkcjonalną. Jego projekt pod pewnymi względami przypomina scenografię w granej od dwóch lat "Dolly" na scenie amerykańskiej Goodspeed Opera House, także z dwoma poziomami i podobnym też "szklanym" tłem jako wielką szybą okienną. Z tą różnicą, że poznańska scenografia jest ze zrozumiałych względów bardzo oszczędna i - z założenia - umowna. Niczego nie "imituje", tylko zręcznie "markuje", a ustawione po bokach wysmukłe prostopadłościany, "świecące" od czasu do czasu, poszerzają optycznie scenę. Owa zaś dwupoziomowa konstrukcja z podwójnymi schodami pozwala też rozgrywać akcję na kilku planach jednocześnie. Co zaś ciekawe, przy zmianie oświetlenia i użyciu lekkiej "mgiełki" powstaje wrażenie pustej plenerowej przestrzeni.

Z kolei kostiumy (Barbara Ptak) tak zostały zaprojektowane, żeby tłumek młodych kobiet był już w nowej epoce, a te dojrzałe i bardziej nobliwe niewiasty tkwiły nadal w XIX wieku. Stąd główne bohaterki - wdowy noszą jeszcze długie suknie, bo kostek odkrywać nie wypada, ale już tłum młodszych pań hasa w kreacjach modniejszych, odkrywających pół łydki, a nawet pojawiają się niekiedy całkiem współczesne akcenty, jak... wózek na dwóch kółkach, używany dziś na zakupy przez starsze panie, czy bejsbolówka i szorty.

Wiara i energia

Agnieszka Wawrzyniak stworzyła zadziwiająco dojrzałą aktorsko rolę tytułowej sprytnej swatki Dolly; nie ma w jej grze odrobiny maniery czy sztuczności. Pośród pierwszoplanowych wykonawców trzeba też wyróżnić Seweryna Wieczorka w roli zakochanego subiekta Hackla, trafionej zarówno aktorsko, jak i wokalnie (chyba najbardziej w musicalowym stylu). Nie można też pominąć męskich głosów w zbiorowej piosence na powitanie Dolly, choćby za wzorową dykcję, co nie jest oczywistością w muzycznych przedstawieniach.

Zespołowy styl przedstawienia, o czym już była mowa (śpiewają też tancerze), jest warunkiem powodzenia każdego musicalu, dobrze więc, że na zbiorowej kreacji opiera się poznańska "Dolly". Jak na dłoni widać zapał wszystkich wykonawców, wiarę we własne możliwości i energię emanującą ze sceny i z kanału - orkiestra z wielkim wyczuciem stylu prowadzona przez Adama Banaszaka tak się rozgrzała, że nawet po spektaklu zagrała jeszcze wychodzącej publiczności i zebrała dodatkowe brawa zgromadzonej przy rampie sporej grupy widzów. Reasumując: już druga kolejna musicalowa premiera nowej dyrekcji kończy się sukcesem, a cały zespół chyba zyskał pewność, że praca pod kierunkiem twórców, którzy musicalowy fach dobrze znają, stanowić może o ostatecznym sukcesie każdego przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji