Homoklasyk na deskach
Pod Wawelem huczy od plotek. Jedni próbują ustalić nazwiska artystów, którzy przestraszyli się śmiałości literackiego pierwowzoru. Drudzy twierdzą, że zamieszanie wokół spektaklu to promocyjny zabieg obliczony na zainteresowanie widzów. To drugie się udało - na listopadowe przedstawienia bilety idą jak woda. Sam reżyser, dyrektor Teatru Nowego, indagowany o personalia nabiera wody w usta. Twierdzi, że proponował role różnym krakowskim aktorom, znanym i mało ogranym, ale po ósmej odmowie zrezygnował. Wyjątek robi tylko dla Jana Peszka, który zrezygnował z "Lubiewa", bo ma na głowie przygotowania do "Wejścia smoka". O reszcie możemy gdybać. Wiadomo, że Sieklucki szukał odtwórców ról dwóch podstarzałych, spauperyzowanych homoseksualistów mieszkańców gomułkowskiego bloku, którzy rozpamiętują burzliwą młodość. Patrycja i Lukrecja przerzucają się opowieściami o homoerotycznej inicjacji i polowaniach na heteroseksualnych mężczyzn łącznie z rekrutami Armii Czerwonej, o AIDS, które dotarło wtedy nad Wisłę i zbierało żniwo w "branży". Ich przeżycia układają się nie tylko w panoramę gejowskiej subkultury w późnej PRL i początkach wolnej Polski, lecz są także opowieścią o traumie społecznego wykluczenia, uwikłaniu w płeć i nietolerancji. Opowieścią tyleż nostalgiczną, ile szokującą - dosadnością języka i penetracją sfer, które przez premierą powieści Witkowskiego (w 2004 r.) w mainstreamowym obiegu literackim w Polsce były tabu.
Ostatecznie w podwawelskiej adaptacji "Lubiewa" w rolach głównych zobaczymy krakusa Pawła Sanakiewicza oraz aktorów z Wrocławia - Edwarda Kalisza i Dariusza Maja. Ciekawie zapowiada się też udział Krystyny Czubówny. W spektaklu jednak nie zobaczymy popularnej prezenterki telewizyjnej "Panoramy", lecz usłyszymy z offu jej głos - będzie ona narratorką widowiska.