Doktor Faust - Marlowe`a
Autor jaskrawo sensacyjnych dramatów "Tamerlan" i "Żyd maltański" należał do czołówki dramaturgów elżbietańskiego teatru. Czy, gdyby Marlowe (1564-1593) nie zginął w tajemniczych okolicznościach, mając 29 lat, wspiąłby się jednak na wyżyny Szekspira, należy raczej wątpić. Nawet jeśli uwzględnić "Edwarda II" (którego zresztą oglądaliśmy na przedostatnim Festiwalu TPP w Toruniu), nawet jeśli pewna jest współpraca Marlowe'a z Szekspirem w "Henryku IV". Również "Tragiczne dzieje doktora Fausta", utwór po dziś dzień grany na wielu scenach, posiada sporo mankamentów. "Marlowe" jest nadzwyczaj nierówny" - pisze wybitny anglista Wł. Tarnawski. ,,Cały środek" Fausta wypełnia błazeństwami i sztuczkami czarodziejskimi".
Autor "Tamerlana" miał talent liryczny, celował dźwięcznością białego wiersza. Ale predyspozycje liryka o charakterze eruptywnym, skłonność do wkładania w postaci dramatu swoich subiektywnych przeżyć i niewyżytych pragnień - nie są zadatkiem najlepszym dla dramaturga. Także w "Fauście" domyślać się wolno ogromnego ładunku subiektywizmu, chociaż autor sztuki udramatyzował tylko popularną historię niemieckiego uczonego - alchemika z późnego średniowiecza i pozostał właściwie w ramach średniowiecznego moralitetu.
Jak wiadomo postacią Fausta zasugerował się J. W. Goethe jeszcze w dzieciństwie (pod wpływem teatru kukiełek) i stworzył głośne arcydzieło, pełne głębi filozoficznej. Tej głębi nie sposób znaleźć u Marlowe'a. Jednakowoż i "Tragiczne dzieje doktora Fausta" (tak brzmi pełny tytuł) w ujęciu dramaturga epoki elżbietańskiej cechuje pewien godny uwagi, głębszy nurt: buntownicza postawa człowieka Renesansu, pragnienie poszerzenia możliwości życia i działania, sceptycyzm religijny, żądza wyjścia poza granice martwej, scholastycznej nauki. Ponadto Marlowe zabarwił postać legendarnego uczonego-alchemika, który zawiera pakt z diabłem, swoimi marzeniami o "nadczłowieku". widocznymi także w cytowanych już poprzednio dramatach. Psychologicznie rzecz biorąc, interesująco wypadł u Marlowe'a obraz wahań i obaw człowieka, który do końca oscyluje między pragnieniem władzy i ziemskich uciech, choćby kosztem zaprzedania się piekłu, a tradycyjną wiarą. W przedstawieniu lęku przed śmiercią (ostatnie sceny) Marlowe wzbił się niewątpliwie w regiony sztuki wysokiego lotu. Niemniej, wyjąwszy sceny, w których ustami Fausta spowiada się może sam autor, ten moralitet z tradycyjnym zakończeniem, dla dzisiejszego widza ma chyba tylko wartość jako ciekawostka historyczna.
Reżyser i adaptator sztuki Lech KOMARNICKI, łącząc dwie zachowane wersje, włożył dużo wysiłku, aby uwypuklić zawartość myślową "Doktora Fausta", dbając jednocześnie o stronę widowiskową. Bardzo pochwalam troszkę L. Komarnickiego o to, by tekst brzmiał wyraziście, by aktorzy wygłaszali słowa, niczego nie roniąc. Ale ta uwaga tylko nawiasem.
Sztukę grano na dwóch planach, dla niższego rezerwując epizody o charakterze ludowym. Tu nie szczędzono akcentów brutalizmu, zgodnie może z pogonią za efektami, których pełno też u Szekspira. Niektórych ten brutalny ton - jak mnie doszły słuchy - nawet raził. Niektóre efekty, uzyskane dzięki układowi scen i operowaniu światem, wpleceniu (b. pięknych) scen baletowych itp. świadczyły o zamiarze uatrakcyjnienia sztuki dla dzisiejszego widza. Całość była dla mnie artystycznie przekonywającą. Gdy idzie o czarodziejskie sztuczki Fausta na dworze watykańskim (antyklerykalne akcenty, charakterystyczne dla pisarza posądzonego o ateizm) i na dworze cesarskim (antyfeudalizm), może nawet reżyser był zbyt powściągliwy co do wyzyskania iluzjonizmu.
Czesław STOPKA jako Faust włożył dużo szczerej pasji, dużo wewnętrznego zaangażowania, by uzmysłowić świat przeżyć kreowanej postaci. Pod koniec sztuki może już było nawet u Cz. Stopki za dużo jakby przeżywania roli, za dużo operowania krzykiem i gwałtownym gestem. Niemniej sukces "Fausta" należy przypisać wykonaniu tej właśnie roli. Reszta to już raczej role epizodyczne, częściowo (np. Cezary Kazimierski jako Wagner, Jerzy Głębowski jako Robin) mogące budzić zastrzeżenia. Nie sposób - z braku miejsca - omawiać tu drobne role kilkunastu wykonawców. Chciałbym tylko jeszcze wyrazić uznanie dla pięknej dekoracji Liliany JANKOWSKIEJ, otartej na motywie panoramy średniowiecznego miasta jako tła.