Artykuły

Spowiedź "spolegliwego" pracobiorcy czyli żywot idealnego niewolnika

"Spowiedź masochisty" w reż. Aline Negra Silva w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Błażej Kusztelski dla e-teatru.

"Spowiedź masochisty" to najnowsza propozycja, którą pod koniec minionego roku pokazał teatr gnieźnieński na działającej drugi sezon małej scenie, uruchomionej przez nową dyrekcję. Spektakl ten jest - po pierwsze - polską prapremierą (w teatrach repertuarowych) sztuki współczesnego czeskiego pisarza, Romana Sikory, co może być sygnałem, iż Gniezno nie zamierza poprzestawać na repertuarze sprawdzonym już na innych scenach. Po wtóre - stanowi odniesienie do jednej z istotnych kwestii społecznych krajów będących na "kapitalistycznym dorobku" i prześmiewczo-sarkastyczny komentarz do przeświadczenia (vide wypowiedź Krzysztofa Bieleckiego), jakoby bogactwem Polski była... tania siła robocza.

Pan M., czyli tytułowy "masochista", jest właśnie taką tanią siłą roboczą, będąc pracownikiem spolegliwym w sensie użytym przez Kotarbińskiego (pracodawca może na nim polegać, w tym przypadku jak na pachołku Zawiszy) i w sensie potocznym (jest uległy i podporządkowany). Wprawdzie najpierw wykazuje skłonność do publicznego "obnażania" swego masochizmu na innym polu, a więc czerpania satysfakcji z upodlenia i bólu na tle seksualnym, jednak jak się okaże, stanowi to jedynie rodzaj gry wstępnej, bo wkrótce pan M. poczuje, że największą przyjemność, zadowolenie i szczęście doznaje jednak nie jako homo eroticus, ale jako homo faber, czyli człowiek pracy. Masochizm pracowniczy staje się odtąd jego największą podnietą i radością, pławi się w nim niczym homo ludens. A widzowie doświadczają tego w konwencji kpiny, satyry, szyderstwa; właściwie na pograniczu ciągnącego się w nieskończoność skeczu, który panu M. nie daje szans na wyrwanie się z szaleństwa pracy. Jak pamiętamy, uwięziony w leniwni szewc Witkacego wołał z rozpaczy: "pracy dajcie, bo zwariuję", a harujący ponad siły pan M. skamle o coraz większą jej dawkę, o coraz więcej obowiązków, jakby praca była dla niego narkotykiem. Groteskowy i prześmiewczy finał pokazuje, że istnieje jednak możliwość wyzwolenia, oczywiście poprzez pracę, bo tylko za całkowite wyrzeczenia i oddanie czeka tych najlepszych w niewolniczym maratonie nagroda i raj na ziemi. Taki zjadliwy deus ex machina.

I jak nie wywołać śmiechu takim przekornym sposobem rozumowania. Roman Sikora napisał groteskowo-satyryczną sztukę, która w formie spowiedzi czy publicznych zwierzeń ukazuje - w sposób doprowadzony do absurdu - położenie niejednego współczesnego "proletariusza" czy raczej "prekariusza", który dla utrzymania statusu zatrudnionego, zrobi często wszystko, a nawet jeszcze więcej. I autor sztuki szydzi z takiej sytuacji, która z człowieka czyni nie tylko wyrobnika, ale wręcz niewolnika.

Jak wiadomo, w pracy bywa różnie i pracownicy też są różni: leniwi, niekompetentni, roszczeniowi, dlatego też zamiast na różne szkolenia, jak zarządzać ludźmi i jak ich motywować, nie zawadziłoby prowadzić kadry firmowych "kaprali" "sierżantów" i "kapitanów" do teatru na spowiedź masochisty. Niech zobaczą, że koń czy wół roboczy to nie jest ostatnie stadium ewolucji człowieka, można jeszcze uzyskać skrzyżowanie wiernego psa z oddanym i pokornym mułem. Warto też na gnieźnieński spektakl fundować bilety wiernym pracownikom, żeby zobaczyli, jak mają dobrze, bo może być - jak zobaczą - gorzej.

Cały spektakl opiera się przede wszystkim na przezabawnej grze Piotra Kaźmierczaka (tytułowy masochista), na jego niekłamanej vis comica. W dodatku aktor - przebywający niemal bez przerwy na scenie - wykazuje nie tylko inwencję aktorską, ale i sporą kondycję fizyczną. Świetnie sekunduje mu Wojciech Kalinowski w kilku rolach ohydnych "opresjonistów" (od policjanta po szefa sieci dyskontów). Bywa, że piątka wykonawców wespół w zespół haruje ciężko, bo młoda brazylijska reżyserka Aline Negra Silva przy współpracy Zuzanny Głowackiej nie żałuje im "bata". Starając się unikać jak ognia sytuacji statycznych, inscenizuje, co tylko można. Raz czyni to lepiej, z inwencją, raz gorzej, nieco na siłę. W sumie: udany spektakl, zabawny wcale nie na sposób rechotliwy, wart z całą pewnością obejrzenia. Zapewne zasługa w tym także Łukasza Gajdzisa, szefa artystycznego teatru, sprawującego opiekę nad tym przedsięwzięciem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji