Artykuły

Wola ma swój teatr

Wola ma swój teatr. Pisaliś­my już o nim i o jego powsta­niu obszernie. Nie ma co się powtarzać, poza wyrażeniem raz jeszcze radości z powstania pla­cówki, która - sądząc z pro­gramowych zapowiedzi - może walnie przysłużyć się sprawie związania publiczności z teatrem i pogłębiania tego związku róż­nymi formami działalności. I to w dzielnicy robotniczej, która własnej sceny w ogóle była po­zbawiona. Pewne puste miejsce na mapie teatralnej stolicy wy­pełniło się. Nie znaczy to, by miał to być tylko teatr dzielnicowy i robotniczy. Pojęcie: teatr dla robotników jest dziś chyba anachronizmem. Idzie raczej o to, aby środowisko robotniczej Woli uznało tę scenę za swoją własną, ulubioną i niezbędną, a poza tym by stała się ona jak najprędzej przedmiotem zainte­resowania całej Warszawy. Jed­nego i drugiego trzeba życzyć nowej placówce jak najgoręcej. Jak wynika z założeń ideowo-programowych ma to być "teatr realistyczny, ideowo za­angażowany". Nic dziwnego, że na początek wybrano Leona Kruczkowskiego. Ma to swoją symboliczną wymowę. Dyrektor Tadeusz Łomnicki zakończył swe przemówienie inauguracyj­ne szekspirowskim wezwaniem: "nie sądźcie sztuki zbyt suro­wo!" Dodajmy: i przedstawie­nia. Chętnie się do tego przy­chylamy, tym bardziej że to do­piero start, a sama impreza bu­dzi żywą sympatię.

Wnętrze Teatru na Woli - przy wszystkich ograniczeniach narzuconych przez przebudowę dawnego kina - wydaje się bardzo funkcjonalne i stwarza możliwości różnych rozwiązań inscenizacyjnych. Dość duża scena normalna przedłuża się w obszerne proscenium scho­dzące na widownię, z trzech stron otoczone publicznością. W "Pierwszym dniu wolności" ca­ły ten teren Julian Pałka zabu­dował scenografią. Na scenie widok zrujnowanego miastecz­ka z kościołem i dzwonnicą. Na proscenium mieszkanie pań­stwa Kluge. I tu i tam toczy się akcja. Reżyser Łomnicki starał się potoczną naturalno­ścią stuszować retorykę tej re­alistycznej sztuki, której boha­terowie w pierwszym dniu po wyjściu z obozu jenieckiego nie mają nic lepszego do roboty, jak rozprawiać szeroko o isto­cie i granicach wolności. Te rozważania wydają się dziś dość jałowe, natomiast żywy pozostał problem moralny ludzkiego po­stępowania i wyboru decyzji w trudnych i powikłanych sytu­acjach, w tym wypadku wojen­nych. Ten problem przedstawie­nie usiłowało pokazać akcją i punktowaniem nastrojów, a nie słowami i filozofowaniem, choć ołówek reżyserski mógł opero­wać energiczniej. Aktor Łom­nicki zaś, który na prapremie­rze w Teatrze Współczesnym 17 lat temu grał Jana, teraz podjął się roli Anzelma i jego zgorz­kniałe filozofowanie nasycił prawdą przeżycia, przekazał mocnymi środkami wyrazu sce­nicznego.

Poza tym wszystko, o czym się tu opowiada, próbowano po­kazać w pantomimicznych obra­zach, począwszy od uciekające­go żołnierza niemieckiego, który rzuca broń i mundur, rozbiera się do rosołu i przebiera na cywila. Taka dosłowność obra­zowania najczęściej dawała efekt przeciwny od zamierzone­go. Np. najpierw widzimy śmierć Pawła, a potem Karol przynosi o niej wiadomość ko­legom, scena ta przechodzi bez wrażenia, bo już wszystko wie­my. Podobnie jest z finałem, kiedy patrzymy na Jana strze­lającego do Ingi na wieży.

Rektor Łomnicki chce dać w swoim teatrze okazję do wy­stępów studentom Szkoły Tea­tralnej i bardzo mu się to chwali. Ale to, co zaprezento­wały tym razem dziewczęta, zbyt dalekie jest od zawodowe­go aktorstwa by mogło bodaj pobłażliwie być zaaprobowane. Zwłaszcza Inga z niczym nie mogła sobie dać rady. Nieco lepiej wypadła Luzzi Doroty Stalińskiej, bo to i rola mniej skomplikowana. Natomiast Krzysztof Kołbasiuk, również z PWST, w kluczowej roli Jana interesująco okazał umiejętno­ści na dobrym poziomie, umiał wiele wyrazić zarówno głosem jak milczeniem. Jest jednak do tej roli za młody. Kapitan Jan po pięciu latach niewoli musi mieć dobrze po trzydziestce, a tu młody chłopak, z wyglądu dwudziestolatek. Bodaj by go przynajmniej zdegradowano na podporucznika! Resztę kompanii oficerskiej grali z powodze­niem: Jacek Andrucki (Michał), Eugeniusz Robaczewski (Hiero­nim), Emilian Kamiński (Paweł), Stanisław Zatłoka (Karol), Michał Pluciński był niemiec­kim Doktorem a Jan Ciecierski ogrodnikiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji