Czarujący uśmiech u amanta to podstawa
- Czarujący uśmiech u amanta to podstawa - mówi KAMIL MRÓZ grający tytułową rolę w "Amoroso", najnowszym spektaklu Teatru im. Osterwy w Gorzowie Wlkp.
Wojciech Wyszogrodzki: Reżyser Artur Barciś szukał śpiewającego, młodego aktora o włoskiej urodzie. Oto i on: przed państwem 24-letni Kamil Mróz z Krakowa. Czy może Gigi Amoroso ze słonecznej Italii?
Kamil Mróz: Najbardziej czuję się Kamilem z Lipna niedaleko Włocławka, bo stamtąd pochodzę. W Krakowie jedynie studiuję i chyba przyszłości z tym miastem nie wiążę.
No to co włoskiego znalazł w tobie Artur Barciś?
- Chyba prędzej coś greckiego, bo moja dziewczyna jest pół-Greczynką. (śmiech)
Sprawdźmy zatem, ile jest Gigiego w Kamilu, a ile Kamila w Gigim. W spektaklu śpiewasz trzy piosenki, m.in. "L'italiano", którą Toto Cutugno nagrał w 1983 r. Zaczyna się słowami "lasciatemi cantare con la chitarra in mano", czyli "pozwólcie mi śpiewać z gitarą w ręku". U ciebie muzyka oznacza jednak śpiew i fortepian. To był twój wybór czy realizacja ambicji rodziców?
- Musiałem określić się już w gimnazjum. Gdy rodzice zapytali, co chcę robić w przyszłości, powiedziałem, że marzę o aktorstwie. I pozwolili mi się rozwijać, chodziłem na karate, taniec towarzyski. Śpiewać zacząłem w liceum, a że początki bywają trudne, rodzice ciężko to znosili (śmiech). Z czasem było coraz lepiej, najpierw uczyłem się w studiu pana Adama Pawlikowskiego we Włocławku, potem trafiłem do pani Eli Zapendowskiej.
Wystąpiłeś w "Idolu" czy innym "Mam talent"?
- Nie, interesowałem się poezją śpiewaną
No tak, galicyjskie klimaty, Piwnica pod Baranami
- (śmiech) Można tak powiedzieć.
Dalej mamy "sono un italiano", "jestem Włochem". Dla ciebie bycie Włochem to
- kwestia kulturowa. Pierwsze, co kojarzy mi się z Włochami, to pewność siebie. Włocha na ulicy można poznać z daleka - zobaczyć lub usłyszeć. No, ale przede wszystkim ta ich galanteria, znajomość mody
Musiałeś nauczyć się tego do spektaklu czy masz to we krwi?
- (śmiech) Na modzie nie do końca się znam, a pewność siebie jest potrzebna, by wyjść na scenę.
Kolejny fragment twojej piosenki - "spaghetti al dente" to oczywiście dobrze ugotowany makaron. Kuchnia Kamila Mroza pochodzi z Włoch czy po studencku z Chin?
- Wolę kuchnię śródziemnomorską, oczywiście ze względu na moją dziewczynę. Chińszczyzna też może być, ale nie na szybko. A w makaronach specjalizowałem się na studiach w akademiku. Po prostu dolce vita. (śmiech)
Toto wspomina w piosence o prezydencie, który był wcześniej partyzantem, czyli wkrada się polityka. Ta sfera nie jest tobie obca, bo grałeś kiedyś
- polityka. W "Blue Roomie". Trzymam się jednak z dala od polityki, rzadko oglądam telewizję. Wyzwaniem było więc zagranie kogoś ze świata, którego kompletnie nie znam. Pomógł mi serial "House of cards" i film "Idy marcowe".
Mamy w piosence "kanarka w oknie". Włosi uważają siebie za osoby muzykalne, no a my uważamy, że oni ciągle śpiewają. W spektaklu "Amoroso" muzyka wręcz wyparła dialogi. Ty śpiewasz tutaj barytonem
- Używany głos jest wyzwaniem roli, mogę być barytonem, mogę tenorem.
To działa na dziewczyny?
- (śmiech) Zdarzyło się tak kilka razy. Na dodatek grałem wtedy na pianinie. Tak, tutaj mam coś z Włocha.
Zadziałał baryton czy tenor?
- Baryton.
Zobaczyły w tobie bardziej śpiewaka czy aktora?
- Chciałbym, aby najpierw widziały we mnie Kamila, potem nie tyle śpiewaka, aktora czy tancerza, co artystę.
Śpiewa też Toto o miłości Włochów do Ameryki. Nic dziwnego, skoro dostali kasę z planu Marshalla. Grany przez ciebie Gigi wyjeżdża do Ameryki
- Po prostu uwierzył w siebie, w swój talent, chce spróbować swych sił za oceanem. Wyszło jak zawsze i wrócił do Neapolu.
A ty wyjechałbyś, żeby spełnić swoje marzenia?
- Na pewno nie chciałbym emigrować z Polski.
Gigi wyjechał, łamiąc serca dziewczynom...
- a jego ukochana na niego czekała tyle lat. To musiała być miłość.
Tobie też zdarzają się długie wyjazdy?
Ostatnio właśnie doszedłem do wniosku, że niczym marynarz lądowy zmieniam port kilka razy w miesiącu. Z plecakiem, może nie z gitarą, tylko z mp3 - coś w tym jest.
Toto w piosence dostrzega coraz więcej wyzwolonych kobiet
- Myślę, że to zmienia się cały czas. Coraz silniejsze są ruchy feministyczne, ale i tak bardzo daleko nam choćby w kwestii wyrównania zarobków.
Jak już wcześniej zaznaczyłeś, jesteś zajęty przez pół-Greczynkę, a to chyba widzów do teatru w Gorzowie nie przyciągnie. Trzeba jednak powiedzieć, że "Wesele" masz już za sobą, bo dwa lata temu zagrałeś brata panny młodej u Andrzeja Seweryna. Jak się tam wkręciłeś?
- W bardzo dziwny sposób. Dziekan na uczelni powiedział nam, że organizowany jest casting na pannę młodą. Moim zadaniem było podrzucanie jej tekstu. Przyuważyła mnie asystentka reżysera i zagrałem.
Toto śpiewa, że Włosi niczego się nie boją. A może jest coś, co przeraża Gigiego?
- Być może boi się, że zawiedzie swoich bliskich? Jest jednak bardzo pewny siebie.
Aktor ma tak samo? Przed wejściem na scenę jest trema?
- Ona jest zawsze i u każdego, nawet u tych wielkich, jak Dymna, Globisz, Trela - zauważyłem to przy "Weselu". Nie jest ważne, ile miało się premier i spektakli, ona nigdy nie znika.
Kolejny stereotyp Włocha w piosence to miętowy krem do golenia. Oznaka męskości Gigiego. Tak jak boks u ciebie?
- Ten boks był potrzebny do spektaklu "Wejście smoka", podobnie jak karate.
W którym zagrałeś z Bartkiem Bandurą, dziś aktorem gorzowskiego teatru. Śpiewa też Toto o garniturze w prążki jako szczycie włoskiej mody. Amantowi potrzebny jest strój czy liczy się twarz, sposób bycia?
- Liczy się to coś, ten urok osobisty. Strój to co innego. Podstawą u amanta jest czarujący uśmiech i zachowanie. Opakowanie jest dodatkiem.
"Buongiorno Italia col caffé ristretto", czyli włoska, mocna kawa, która towarzyszy Włochom od samego rana. A co pobudza do życia Kamila?
- Na pewno nie kawa, bo jej nie pijam. (śmiech) Ani herbata. Po prostu rano ćwiczę - pompki, brzuszki i to pobudza krążenie. No i długi prysznic.
I zero kawy?
- Zero.
To chyba marny z ciebie Gigi.
- Tutaj akurat z Gigim się różnimy. (śmiech)
Może jeszcze jeden fragment piosenki: Włosi mają zwyczaj wrzucać nowe skarpety do pierwszej szuflady, ponoć 82 proc. to robi. A jakie zwyczaje ma Kamil Mróz?
- Nie wiem, czy mogę o nich mówić. (śmiech) Nie zasnę, kiedy firanka jest niedosunięta lub krzesło krzywo stoi
To może trzeba było poszukać dziewczyny z Niemiec?
- Byłoby łatwiej. (śmiech)
Znałeś wcześniej te piosenki?
- Owszem, choć słyszałem ich różne polskie wersje.
Artur Barciś przewidział dla ciebie też piosenkę "Powrócę". Czyli to nie jest ostatnia przygoda z Gorzowem?
- Żeby nie zapeszyć, zacytuję piosenkę, którą śpiewam na początku spektaklu - "Niech będzie, co ma być, przyjdzie, co los da".
Na zdjęciu: Kamil Mróz w spektaklu "Amoroso".