Artykuły

Otwierają teatr, jakiego Polsce jeszcze nie było

W Krakowie wielkie poruszenie. Miastu przybywa nowy teatr. Wszystko za sprawą Janusza Szydłowskiego, zapaleńca i człowieka wielkiej wiary. Aktor wiele lat byt na Zachodzie. Odnosił sukcesy na scenach włoskich i angielskich - czytamy w Życiu na Gorąco.

Mama przemycała mnie do teatru

- Postanowiłem wrócić do rodzinnego Krakowa, aby zrealizować sen o teatrze. Musiało jednak upłynąć 12 lat, gdy radni z Komisji Kultury jednogłośnie zaakceptowali mój pomysł, by dawne kino Związkowiec przeistoczyć w muzyczną scenę - mówi. - Nikt nie wierzył w sukces. Nawet najbliżsi. Uważali, że jestem pomylony. Mam brata wariata, słyszałem od siostry. - A żona Krystyna (Podleska - przyp. red.) wzdychała: - Grasz, reżyserujesz. Po co ci ten kłopot? W chwilach zwątpienia motywowały mnie słowa wybitnej aktorki Haliny Gryglaszewskiej: - Nie bądź rozczulającym się nad sobą Kupidynkiem. Działaj. Ja odejdę, ale ty teatr otworzysz. Tak się stało. Zaczynamy w kwietniu - mówi aktor.

Janusz Szydłowski urodził się w artystycznej rodzinie. Jego ojciec Henryk był malarzem, poligrafem, zajmował się też renowacją starodruków. Kiedy syn powiedział mu, że chciałby studiować w szkole teatralnej, nie był zachwycony. - Groził, że mnie wydziedziczy - śmieje się. - Natomiast mama kochała teatr. Po lampce szmpana śpiewała szlagiery operetkowe. Byłem małym dzieckiem, gdy przemycała mnie na spektakle, dzięki niej zdążyłem jeszcze zobaczyć na scenie Ludwika Solskiego.

Po maturze złożył papiery do PWST i... Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej. - Mam duszę włóczęgi. Nęciła mnie przygoda. Wilkiem morskim nie zostałem, ale aktor, jak marynarz, też wędruje po świecie. Zmieniałem miasta, kraje, teatry - dodaje.

Włosi się na nim poznali

Jeszcze w czasie studiów był jednym z założycieli i aktorem legendarnego dziś teatru STU. Następnie Grupy Proscenium przy Teatrze Rozmaitości w Krakowie. Potem pracował w teatrach w Kaliszu, Poznaniu, Warszawie, ponownie w Krakowie. W 1983 roku wyjechał do Włoch, gdzie studiował literaturę i dramat w Istituto Dante Alighieri w Bolonii. Był pedagogiem w Instituto Superiore di studi Musicali w Mediolanie. Grał w teatrach, współpracował z telewizją RAI. W 1987 r. otrzymał włoskie obywatelstwo.

Choć jest niezłym ziółkiem, wzbudza sympatię

Pewnego dnia dostał zaproszenie od Teatru Nowego w Londynie. Po namyśle spakował walizki i wylądował nad Tamizą. Jak zwykle działał. Uzyskał dyplom Królewskiej Akademii Sztuki Dramatycznej, założył kabaret od A do Z, nawiązujący do twórczości Hemara, został członkiem Brytyjskiego Stowarzyszenia Aktorów EQUITY... - W Anglii czułem się fantastycznie. Właśnie tam poznałem moją obecną żonę Krystynę - wyznaje.

Krystyna Podleska urodziła się w Londynie. Jej ojciec skończył architekturę na Politechnice Warszawskiej. W czasie II wojny światowej walczył na Węgrzech, we Francji, w Anglii. Zdecydował się pozostać. Mama aktorki z kolei urodziła się w Berlinie. Po maturze przyjechała do Londynu, tu skończyła prawo. Pani Krystyna od dziecka była niespokojnym duchem. Uczyła się w szkole baletowej i zakonnej. Wszędzie sprawiała problemy wychowawcze. Ukończyła szkołę teatralną w Londynie. Grała z generałową Andersową, Zofią Terne, Tońciem. Teksty pisał dla niej Hemar. Czekając na rolę, była ankieterką, sprzątaczką, nianią, hostessą w nocnym klubie. W Polsce wielką popularność przyniósł jej "Miś" Stanisława Barei.

- Moja Ola wzbudza sympatię, choć była niezłym ziółkiem - śmieje się aktorka. - Wiele spraw próbowała załatwić przez mężczyzn. Uwiodła nawet węglarza.

Jeśli się rozstaniemy, to na tle religijnym

Pierwszym mężem pani Krystyny był Janusz Różycki, szermierz, srebrny medalista olimpiady w Tokio, absolwent warszawskiej ASP. Drugim - Jacek Kasprzyk, dyrygent, były dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie. Z Januszem Szydłowskim jest od 26 lat. - Różnimy się charakterami. Gdybyśmy poznali się jako młodzi ludzie, nasz związek zapewne by nie przetrwał. Czasem mamy siebie dość, ale żartuję, że jeśli się rozstaniemy, to na tle religijnym, bo Janusz myśli, że jest bogiem. Wspaniałym i nieomylnym. Zdajemy sobie sprawę, że nikt nie jest doskonały. Z wiekiem przychodzi taka mądrość, która pozwala to zaakceptować - wyznaje nam pani Krystyna.

Obydwoje są zgodni. Teatr Variete - tak będzie się nazywała nowa placówka - odebrał im życie prywatne. - Na szczęście nie potrzebuję od męża dużo atencji - śmieje się pani Krystyna. - Oczywiście, że chciałabym być wielką aktorką. Ale skoro nie mogę być Jandą, cieszę się tym, co mam. Pewne rzeczy już zrobiłam, wiele spraw jest poza mną. Celebruję codzienność. Z przyjaciółmi i bliskimi smakuję życie - dodaje.

Przed nim 4 gorące miesiące

Panu Januszowi marzy się realizacja spektaklu wspólnie z synem Marcinem, który mieszka w Los Angeles. - Marcin ukończył w Hollywood szkolę teatralna, wcześniej malarstwo i grafikę - mówi z dumą ojciec.

Do kwietnia 2015 r. mają każdy dzień zaplanowany. Właśnie w kwietniu teatr Variete zaprosi na polską prapremierę amerykańskiego musicalu "Legalna blondynka" w reż. Janusza Józefowicza. Potem na "Scared to Death"w reż. autora Rona Aldridge'a i twórcy londyńskiego West Endu oraz rewię w wykonaniu tancerzy z San Domingo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji