Artykuły

Sceny z Zagłady

Spektakl składa się ze scen-sekwencji. Jedne są lepsze, drugie gorsze, ale nie tworzą całości. Można tylko domniemywać, że powinien wyłonić się z nich obraz letniego dnia 1934 roku, jednego dnia z życia mieszkańców sennego miasteczka, inspirowany "Zagładą" Piotra Szewca.

Klaus-Rudiger Mai, młody reżyser z Niemiec zachwycił się nie tylko powieś­cią Szewca. Fascynuje go Kantor i malowanie teatralnego obrazu nieko­niecznie przy pomocy słów. W programie do przedstawienia (świetnie skądinąd opracowanym) Mai napisał: "We własnej pracy doszedłem do punktu, w którym nie mogłem już dłużej znieść gadulstwa w teatrze; słowa zastępujące aktorstwo obrażały mnie tak, jak głupie kłamstwa muszą irytować osobę oszukiwaną. W moich przedstawieniach coraz bardziej opóźniałem rozpoczęcie dialogu. Tak więc nie mogłem uniknąć ryzyka wyreżyserowania sztuki bez dialogów. Oznaczało to czyste aktorstwo w każdej minucie pracy: to, co jest lekkie, i to, co tak trudno osiągnąć". I rzeczywiście, większość sekwencji w "Zagładzie" jest niema; części, w któ­rych pojawia się tekst (przeważnie filozoficzno-pretensjonalny), należą do najsłabszych.

Jeden z - niewielu - ładniejszych fragmentów spektaklu to "Zdjęcie pamiątko­we". Aktorzy ustawiają się do fotografii. Robią to bez słów. Ale z ich gestów, przepychanek, grymasów, min możemy odczytać wiele. Kto kogo lubi, kogo obmawia, z kim jest, przeciw komu; słowem - domyślamy się, jakie relacje łączą bohaterów, a przede wszystkim czujemy atmosferę małego miastecz­ka, w którym wszyscy się znają lub przynajmniej wiedzą o sobie wszystko. Atmosferę współtworzy muzyka, wykonywana na żywo. Nie tylko zresztą w tej scenie pełni ważną funkcję. Jest jedynym elementem stwarzającym namiastkę płynności, scalającym prawie w ogóle nie powiązane ze sobą części przedstawienia.

Nie można powiedzieć tego o scenografii. Jeśli świat, o którym opowiada Mai miał przypominać raj utracony czy przynajmniej idylliczne miejsce ("komedia idylliczna"- głosi podtytuł), do którego tęsknią albo - po latach - zatęsknią bohaterowie, to nie stało się tak głównie za sprawą dekoracji. Pusta przestrzeń, pochyłe i strome - nie wiadomo dlaczego - deski sceny, przykurzone barwy, wrażenie szarości, potęgowane słabo wykorzystywa­nym światłem... I jeszcze informacja na dołączonej do programu ulotce: w wyniku zmian zaistniałych w trakcie prób scenografowie Stephan Besson i Kay Fretwurst nie biorą odpowiedzialności za plastyczny kształt przedsta­wienia... Decyzja dziwna. Być może jednak słuszna, bo nawet aktorzy na stromej podłodze i w smutnej scenerii sprawiają wrażenie niepewnych. Niepewność jest chyba jedną z ważniejszych przyczyn nierówności przed­stawienia. Bo obok fragmentów udanych, jak tamten ze zdjęciem, zdarzają się momenty nieczytelne, słabe i po prostu teatralnie brzydkie. Na przykład te, gdy z luk w podłodze wyłaniają się "robaki" - aktorzy w czarnych, śliskich kostiumach. To animizacja procesu niszczenia - zagłady - niepotrzebna jednak, bo nazbyt dosłowna.

Niewiele łączy "Zagładę" Maia z "Zagładą" Szewca. Polski tekst był jedynie inspiracją, Mai napisał "własną sztukę, historię o pewnych europejskich sytuacjach, wiedziony pragnieniem opowiedzenia jej po europejsku, tak by sprowokować zetknięcie się kultur". Jednak celu nie osiągnął. Szczecińscy aktorzy grają przedstawienie na swojej scenie i w berlińskim Hebbel Theater (koprodukcja). Obawiam się, że tylko w dosłownym sensie dojdzie dzięki temu do spotkania kultur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji